Nowy numer 17/2024 Archiwum

Wielkie odkrycie Małej Teresy

O prostym sposobie św. Teresy na dostanie się wprost do Boga mówi redaktor naczelny półrocznika "Teresa z Lisieux", romanista i architekt Krzysztof Kliche.

Jarosław Dudała: Dziś mija dokładnie 100 lat od beatyfikacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Kiedy umierała, usłyszała mimowolnie, jak jedna z jej współsióstr mówiła, że zastanawia się, co przeorysza napisze w nekrologu, bo oprócz tego, że Teresa była miła, nie zrobiła nic, co warte byłoby opowiedzenia.

Krzysztof Kliche:
To jeden z moich ulubionych cytatów z akt procesu beatyfikacyjnego Teresy. Dla mnie wynikają z niego dwa morały.
Pierwszy: że nie należy sądzić bliźniego, bo można się bardzo pomylić!
Drugi: że można być świętym – i kompletnie niezauważonym. Tak, święci są pośród nas – niezauważeni.
A skoro jesteśmy przy setnej rocznicy beatyfikacji, to warto zauważyć, że najbliższe lata to czas szczególny. W tym roku 2 stycznia obchodziliśmy 150-lecie narodzin Teresy, dziś obchodzimy stulecie beatyfikacji, a w maju 2025 r. będzie stulecie jej kanonizacji. Jak widać, w przypadku Teresy sprawy  potoczyły się bardzo szybko.

Dlaczego?
Dlatego, że w pewnym momencie zaczęła pisać. Gdyby nie to, dzisiaj nikt by  nie wiedział o jej istnieniu. Na szczęście jej rękopisy zostały wydane i sprawnie rozesłane przez siostry do innych klasztorów  – nie tylko we Francji, ale także poza nią. Trafiły również do Polski. Jeden egzemplarz znalazł się w karmelu w Przemyślu. Polskie tłumaczenie "Dziejów duszy" – bo taki był tytuł zbioru tekstów Teresy wydany w 1898 roku –  było jednym z pierwszych,  po angielskim i niemieckim.

Kto zauważył, że warto rozpowszechnić te pisma? Przecież nawet cytowana na wstępie współsiostra nie widziała w Teresie niczego szczególnego.
Jej dwie rodzone siostry, z których każda odegrała inną rolę. Rozpoczęła to wszystko najstarsza, Maria, także karmelitanka. To ona poprosiła Paulinę – swą młodszą siostrę, a jednocześnie przełożoną karmelu w Lisieux, żeby ta z kolei poleciła Teresie spisanie wspomnień z dzieciństwa. Dzięki temu możemy prześledzić duchową drogę Teresy. Paulina (w klasztorze: matka Agnieszka) zadbała, żeby rękopisy zostały doprowadzone do końca, a potem wydane. Dzięki niej rozeszły się po całym świecie.
Niestety, przy okazji Paulina wykreśliła z rękopisów niektóre kluczowe fragmenty...

Niepotrzebnie wygładziła ten tekst ze szkodą dla jego wartości duchowej...
Tak, to prawda. Powstrzymałbym się jednak od zbyt ostrej krytyki. To były inne czasy, inna mentalność. Paulina to zrobiła w dobrej wierze. Ale faktem jest, że nie do końca rozumiała duchowość Teresy, ponieważ wycięła najistotniejsze wątki jej przesłania do ludzi współczesnych: o tym, że słabość człowieka nie jest przeszkodą w dotarciu do Pana Boga. Wycięła passus o radości doskonałej, w którym Teresa opisuje swoją postawę na modlitwie. Osobiście uważam ten fragment za  najpiękniejszą częścią rękopisu B. Wycięła też informacje o tym, że Teresa zasypiała  na modlitwie (bo uznała, że świętej to nie wypada). Niestety, takie wygładzone życiorysy oddalają nas od świętych. Nie odnajdujemy się w nich. Lepiej przedstawić świętego, jako prawdziwego człowieka z krwi i kości. Wtedy mocniej do nas przemawia. Możemy się z nim utożsamić. „Dzieje duszy” ten aspekt nieco zatraciły. Na szczęście od końca lat 50. XX wieku mamy dostęp do prawdziwych, niezmienionych obcą ręką rękopisów Teresy i możemy dostrzec całą ich głębię.

Teresa została beatyfikowana zaledwie 25 lat po śmierci. Potem sprawy nabrały jeszcze większego tempa, bo jej kanonizacja odbyła się dwa lata później, w 1925 r. Co więcej, ówczesny papież Pius XI nazwał ją „gwiazdą swojego pontyfikatu”.
Mam nadzieję, że najbliższe dwa lata (2023-25) to będzie czas poznania jej prawdziwego oblicza. Trochę żałuję, że Teresa ciągle jeszcze funkcjonuje – nie tylko w naszym kraju, ale także we Francji – jako mała, słodka dziewczynka, idąca przez świat i rzucająca wokół płatki róż... Ten obraz jest dla niej strasznie krzywdzący. On infantylizuje jej duchowość. Tymczasem ma ona dla nas  bardzo mocne przesłanie. Teresa była silną i zdeterminowaną najpierw dziewczyną, a potem młodą kobietą, która wiedziała, czego chce (zostać świętą!) i dążyła do celu w sposób bardzo zdecydowany. Kolorowe obrazki czy figurki osłabiają jej przekaz. Mam nadzieję, że te dwa lata pozwolą zagłębić się w jej prawdziwą duchowość i poznać jej prawdziwe oblicze. Tym bardziej, że mamy prawie 50 jej zdjęć. Spogląda z nich na nas prawdziwa Teresa. Jej oczy, są niezwykle przenikliwe, można w nich zobaczyć bardzo wiele.

Co jest istotą przesłania Teresy?
Spróbuję to streścić  w czterech punktach.
Po pierwsze: miłość miłosierna. Teresa żyła w czasach, w których postrzegano Boga nie jako miłującego Ojca, ale sprawiedliwego sędziego, który tylko czyha na nasze upadki, by nas ukarać. Ona odkryła, że Bóg kocha nas za darmo. Nie musimy, a nawet nie możemy na tę Jego miłość zasłużyć, bo to jest tak wielki dar, że nasze ludzkie zasługi są wobec niego niczym. Zresztą, Pan Bóg nie oczekuje naszych zasług. Chce  tylko żebyśmy Jego miłość przyjęli. To już jest bardzo wielkie zadanie.
Teresa napisała w wierszu pt. „Żyć Miłością”, że miłość nie kalkuluje (miłość to nie jest wymiana handlowa). Ponieważ odkryła, że Pan Bóg kocha ją za darmo, starała się Go kochać nie po to, żeby coś uzyskać, ale z czystej miłości  – żeby zrobić Mu przyjemność.  Szła po śladach św. Jan od Krzyża, który pisał, że jeden akt czystej miłości jest więcej wart niż wszystkie inne dzieła razem wzięte.

Punkt drugi?
Heroizm dnia codziennego opierający się  na fundamencie darmowej miłości
Teresa żyła w karmelu na bardzo niewielkiej przestrzeni. Jej kontakty były bardzo ograniczone. Potrafiła  wykorzystać każdą najmniejszą rzecz dnia codziennego, żeby ją czynić z miłością. To stało się jej drogą. W ten sposób zbliżała się do Pana Boga. Stawała się świętą w szarej codzienności – nie poprzez spektakularne działania, ale  przez niewidziane przez nikogo małe akty czystej miłości.
To jest ważne dla nas. Najczęściej nie mamy okazji do dokonywania bohaterskich czynów. Ale codziennie musimy rano wstać, pójść do pracy, dobrze wykonać swoje zawodowe powinności, wrócić do domu, do męża/żony, do dzieci. Naszym pierwszym obowiązkiem jest bycie wiernym obowiązkom stanu. To jest nasza droga do świętości. Nie trzeba szukać wielkich rzeczy. Wystarczy z miłością robić to, do czego jesteśmy powołani.

Punkt trzeci?
Wielkie pragnienia. Teresa od dzieciństwa miała nieskończone pragnienia. Znamy historię, o tym, jak Leonia przyniosła swoim siostrom Celinie i Teresie koszyk z zabawkami, których już nie używała.. Celina wybrała z niego jedną rzecz. A Teresa powiedziała: "Wybieram wszystko!" Kiedy kilkanaście lat później pisała wspomnienia z dzieciństwa i patrzyła na to wydarzenie z innej perspektywy, napisała, że to jedno krótkie zdanie definiuje całe jej życie. Nie chciała być święta na pół gwizdka. Brała wszystko, co Bóg jej proponował. Nie bała się wielkich pragnień. W rękopisie B pisała, kim chciałaby zostać: kapłanem, męczennikiem, misjonarzem, doktorem Kościoła... Była pewna, iż Pan Bóg nie wzbudzałby wielkich pragnień, gdyby nie chciał ich zrealizować. Tą nadzieją żyła. Uważała, że warto iść za swoimi pragnieniami. Ogromna większość  z nich się spełniła: umarła w straszliwych męczarniach, została patronką misji, a jej relikwie nieustannie podróżują po całym świecie, została też doktorem Kościoła...
Teresa przez całe życie była jakby rozpięta pomiędzy dwiema skrajnościami: pragnieniem świętości i własnym ubóstwem. Pisała: "Jakże dusza tak niedoskonała, jak moja, może pragnąć posiąść pełnię miłości." Tym, co pozwalało jej utrzymać równowagę pomiędzy tymi skrajnościami, była ufność. Ufała, że Pan Bóg nie wzbudza wielkich pragnień na darmo. Teresa pokazuje nam, że warto pielęgnować w sobie wielkie pragnienia. Nie uciekać, ale podążać za nimi.A czwarty, ostatni element jej przesłania?
Mała droga. Teresa szukała sposobu, jak pogodzić  wielkie pragnieniami z własnym ubóstwem. Szukała czegoś, co w sposób łatwy i nowy mogłoby ją doprowadzić prosto do Pana Boga. Szukała duchowej windy. Szukała i znalazła..
Co to jest mała droga? Bp Guy Gaucher, wielki przyjaciel Małej Teresy mówił, że mała droga to nie jest małe mieszkanie i mały samochód. To jest coś bardzo wymagającego, ale jednocześnie dostępnego dla zwykłych ludzi. Teresa pisała, że to droga dla wszystkich dusz, z wyjątkiem... tych nadzwyczajnych. Mała droga nie polega na spektakularnych wyczynach. Iść małą drogą, to nie znaczy dużo robić, ale mocno kochać. I tu wraca temat wspomnianego heroizmu dnia codziennego. Nasze szare życie powinno być wypełnione nie wielkimi akcjami, ale małymi aktami pełnymi darmowej miłości. Bo – jak mówi Teresa – Pan Bóg nie oczekuje od nas niezwykłych czynów, ale miłości.
Teresa wspomina o spotkaniu Jezusa z Samarytanką. Mówi, że kiedy Jezus prosił: "Daj mi pić!", to nie chciał wody, którą zresztą sam mógłby sobie wziąć. On był spragniony naszej ludzkiej miłości. Pan Bóg jest spragniony naszej miłości. To niesamowite! On cierpi, kiedy my nie chcemy lub nie potrafimy przyjąć Jego Miłości. Ten obraz mocno do mnie przemawia. Mogę „ulżyć” cierpieniu Pana Boga  przyjmując Jego miłość. To było wielkie odkrycie Teresy.

Wielkie odkrycie Małej Teresy   Krzysztof Kliche – (ur. 1963) romanista i architekt, redaktor naczelny półrocznika "Teresa z Lisieux", autor książki "Oczy i serce orła. Rzecz o modlitwie Teresy" arch. Krzysztofa Kliche Bez retuszu- Śmierć Teresy- K. Kliche i K. Sojka
Pustelnia NaPotrójnej
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy