Nowy numer 13/2024 Archiwum

Nie stawiajcie krzyżyka na Rosjanach

Z Siergiejem Adamowiczem Kowaliowem o wolności w łagrze, Armii Czerwonej i niepodawaniu ręki rozmawia Barbara Gruszka-Zych

Siergiej Kowaliow - wiceprezes Stowarzyszenia „Memoriał”. Członek Grupy Inicjatywnej dla Obrony Praw Człowieka w ZSRR, a także radzieckiego oddziału Amnesty International. Aresztowany w 1974 i skazany za „agitację antysowiecką” na 7 lat łagru o zaostrzonym reżimie i trzy lata zsyłki. Współtworzył Deklarację Praw Człowieka i Obywatela. Przeciwstawiał się zaangażowaniu militarnemu Rosji w Czeczenii.

Barbara Gruszka-Zych: Przez 10 lat siedział Pan w sowieckich łagrach. Dało się tam żyć?
Siergiej Kowaliow: – Obóz to obóz, siedzisz w jednym pokoju i nie możesz wyjść. Prawo dzieliło sowieckich aresztowanych na kryminalistów i zbrodniarzy o wadze państwowej. Należeliśmy do tej drugiej grupy i siedzieliśmy razem. Świat pozostały za drutem kolczastym nazywaliśmy dużym obozem. Wewnątrz niego był nasz mały obóz, elita wolnych ludzi w zniewolonym kraju. Nuciliśmy czasem piosenkę rosyjskiego barda Julija Kima: „Żyjemy jak w obłokach, jest łaźnia i wychodek, a cały świat niech siedzi za drutem kolczastym”.

Co pozwalało Panu przetrwać te lata?
– Wewnętrzna wolność. Trafiłem do obozu, walcząc o prawo do szacunku do siebie, do człowieka w ogóle. Chciałem być wolnym w zniewolonym kraju, a było to możliwe tylko wtedy, kiedy sam czułem się wewnętrznie niezależny.

Co to jest wolność?
– To nie tylko kwestia swobody poruszania się, że jadę, gdzie chcę, i spotykam, kogo chcę. Sami znacie różne zakresy ograniczania tej wolności. Na przykład w Polsce można było jechać z Warszawy do Krakowa, ale już nie z Warszawy do Nowego Jorku. Można było w domu czytać wiersze Miłosza, ale nie dało się ich znaleźć w gazecie. Jak można być wolnym w obozie? To proste. W obozie nie musiałem zwracać uwagi na to, kto mnie usłyszy i na mnie doniesie. Każdemu mogłem mówić to, co myślę. Choć za tę obozową wolność też trzeba było czasem płacić, na przykład siedząc w karcerze.

Ile razy?
– Wiele... Jednak żyjąc w Moskwie, stale musiałem się kontrolować, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego w obecności osób trzecich. Do obozu trafiłem z powodu „Kroniki Wydarzeń Bieżących”, którą wydawaliśmy nielegalnie. Spotykaliśmy się konspiracyjnie w mieszkaniach przyjaciół, którzy gdzieś wyjechali, i tam pisaliśmy i redagowaliśmy teksty. Zachowywaliśmy wszystkie środki ostrożności, żeby sąsiedzi nas nie usłyszeli – światło było zgaszone, okna zasłonięte, nawet w toalecie nie używaliśmy spłuczki, ale laliśmy wodę z wiadra.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych

od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.

Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych