O betlejemskiej stajni, magach i pastuchach oraz katastrofie budowlanej z ojcem Augustynem Pelanowskim rozmawia Marcin Jakimowicz
Maryja potrafiła. Niedługo po narodzeniu Syna musiała uciekać z Nim aż do Egiptu.
– Można powiedzieć: nie udało im się życie, w strachu uciekali nocą przed Herodem. Ale można spojrzeć na to z innej strony. Młode małżeństwo z dzieckiem dostało gratis prezent od trzech magów i spokojne o środki do życia udało się na wczasy do Egiptu. Dziś marzy o tym wiele rodzin (śmiech).
To samo wydarzenie jest dla jednych przekleństwem, a dla innych błogosławieństwem?
– Jasne! Chodzi o głębsze spojrzenie, nie o jakieś „pozytywne myślenie”. Jezus zgromadził u stóp góry poobijanych przez życie ludzi i powiedział: jesteście szczęśliwcami, wybrańcami losu. Jesteście makarios! On nie użył słowa błogosławieni (eulogetos), ale słowa zastrzeżonego dotąd dla opisu greckich bogów! Zeus był makarios! Jezus widząc ludzi schorowanych, opuszczonych przez najbliższych, płaczących, ubogich, prześladowanych, wyśmiewanych, połamanych, woła: jesteście szczęśliwi jak bogowie! Kpi? Nie! Widzi życie głębiej. W Afryce mówi się: „Gdy twoja strzała nie trafia w antylopę, to z podwójną siłą trafia bawołu”. Dlaczego? Bo chybiła. Twoje chybione życie może okazać się podwójnie trafione. Nie skupiaj się na klęsce, tylko na tym, co jest za nią. A za nią jest jeszcze większe zwycięstwo.
Sam najbardziej doświadczyłem Bożej obecności, gdy kilka lat temu, tuż przed świętami, na pustej ulicy wyskoczyło z samochodu kilku facetów i pobiło mnie. W mojej głowie pulsowało słowo ze spotkania modlitewnego, z którego wracałem: „Kto was dotyka, dotyka źrenicy mojego oka”. Niemal fizycznie czułem, że Bóg cierpi razem ze mną. To zatykało dech w piersiach…
– Na co dzień jestem świadkiem takich historii, gdy upadek czy nieudane marzenia pozwalają dojrzeć coś o wiele głębiej udanego. Dopiero w chwili kryzysu człowiek dostrzega coś, czego nie widzi w codziennej bieganinie. Widziałem niedawno film „Miasto gniewu”. Historia żyjących powierzchownie, namiętnie, banalnie ludzi, w których dzięki dramatycznym zdarzeniom wyzwala się coś pięknego, szlachetnego. Dopiero gdy przeszli przez cierpienie, stali się dojrzali. Stare talmudyczne przysłowie mówi, że sprawiedliwy jest jak kwiat palmy. Zdeptany jeszcze mocniej pachnie.
Pan Bóg dopuszcza takie zmiażdżenia butem, byśmy poczuli się bezradni jak dzieci?
– Bóg nie chce cierpienia. Ale my sami stwarzamy takie sytuacje, w których jedyną szansą wydobycia czegoś prawdziwego jest pęknięcie. Żyjemy w skorupach, jak orzechy. Budujemy mury, pancerze płytkiego, przyjemnego życia i by cokolwiek z nas wydobyć, potrzeba takiego crashu…
Gdy Maryja z Józefem pukali do drzwi betlejemskich domów, ludzie zamykali się na cztery spusty…
– I te pozamykane przed błogosławieństwem drzwi niebawem musiały otworzyć się przed niosącym śmierć Herodem. To jakaś głęboka prawda: tam, gdzie nie ma miejsca dla nowego życia, dla Bożego błogosławieństwa, niebawem przychodzi śmierć.
Dziennikarz działu „Kościół”
Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.
Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się