Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Elżbieta i papiści

Film "Elizabeth: Złoty wiek" stał się głośny jeszcze przed premierą. Nie z powodu walorów artystycznych, ale oskarżeń o antykatolicyzm i zniekształcanie historii

W roku 1998 Shekhar Kapur nakręcił „Elżbietę” z rewelacyjną Cate Blanchett w roli tytułowej. Film opowiadający o początkach panowania królowej Anglii Elżbiety I uzyskał aż siedem nominacji do Oscara. „Elżbieta: Złoty wiek” przedstawia dalszą część biografii angielskiej monarchini. W roli tytułowej znowu wystąpiła ta sama aktorka i jest to największy walor tego filmu. Akcja rozpoczyna się w czasie narastającego konfliktu z Hiszpanią, czego kulminacją będzie później wyprawa Wielkiej Armady na Anglię. W tym okresie Elżbieta utrwaliła już swoją władzę, właściwie jedyne poważne zagrożenie stanowią dla niej imperialne ambicje króla Hiszpanii Filipa II i wiążące się z tym knowania katolickiej opozycji.

Dziewicza królowa
Film Kapura nie jest wielkim widowiskiem historycznym. Jest to raczej kameralny dramat historyczny, rozgrywający się najczęściej w ciasnych komnatach zamkowych. Nie znajdziemy tu wielkich scen batalistycznych, związanych z klęską hiszpańskiej Armady. Zaistniały one raczej dzięki efektom komputerowym, co niestety wyraźnie widać na ekranie. Kapur nie zajmuje się też kulisami władzy, nie przykłada większego znaczenia do historycznej ścisłości. Chociaż w tytule mowa o złotym wieku, z filmu nie dowiemy się, dlaczego tak nazwano ten okres w historii Anglii.

Film Kapura to bardzo osobiste spojrzenie na sylwetkę wielkiej angielskiej królowej. Pokazuje przede wszystkim samotność kobiety, na której – po trudnych doświadczeniach młodości, kiedy żyła w nieustannym zagrożeniu, jako córka skazanej na śmierć Anny Boldyn – spoczęła odpowiedzialność za losy kraju. Odpowiedzialności tej nie chciała dzielić z nikim, nie wyszła też za mąż.

W filmie często widzimy ją samą, niespokojną, wahającą się i niepewną. Są też w nim ujęcia nadające jej jakiś nieziemski wprost blask, czasem przypominają obrazy z ikonografii chrześcijańskiej, na których przedstawiona została Maryja Dziewica. Królową Elżbietę nazywano czasem Dziewiczą Królową. W scenie rozgrywającej się na brzegu morza, kiedy wraz z wojskiem oczekuje na wiadomość o poczynaniach Hiszpanów, pokazuje się na ekranie na podobieństwo Joanny D’Arc, Dziewicy Orleańskiej. Sama przygotowała też plan rozprawy z wrogiem. Sceny te, na pograniczu kiczu, okraszone są na dodatek pompatyczną muzyką.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza