Szymon Babuchowski: Właśnie ukazała się trzecia część „Przypadków księdza Grosera”, zatytułowana „Cudze pole”. Wznowiono też dwie pozostałe części. Od początku Pan planował, że to będzie trylogia?
Myśli Pan, że brakuje dziś takich książek?
– Od czasu napisania „Adieu” sytuacja się zmieniła. Ale proszę zauważyć, jak wyglądają nasze stragany przy wyjściu z kościoła. To jest literatura kolorowa, ale w swoim przesłaniu bardzo jednorodna. Nie mam nic przeciwko niej. Chciałbym jedynie zwrócić uwagę na fakt, że w Kościele co tydzień gromadzi się wspólnota ludzi o bardzo różnych potrzebach duchowych i intelektualnych. I tylko część z nich otrzymuje dla siebie pokarm.
Jaki pokarm otrzymają Pana czytelnicy? Czym chce się Pan z nimi podzielić?
– Bliskie są mi słowa Charlesa Péguy’ego, że grzesznik jest w samym centrum chrześcijaństwa. Jego zdaniem, nikt nie jest tak kompetentny w sprawach chrześcijaństwa jak grzesznik – chyba że święty. Ja zajmuję się od samego początku zarówno grzesznikiem, jak i świętym. I czynię to nie dla celów sensacyjnych czy handlowych, tylko wydaje mi się, że takie jest spojrzenie Boga. Pan Jezus powiedział Faustynie, że im większy grzesznik, tym większe ma prawo do Jego miłosierdzia. Pisarz religijny zajmuje się grzesznikiem właśnie po to, żeby zobaczyć, jak działa w nim to miłosierdzie i łaska.
Na okładce ostatniej książki Piotr Śliwiński podaje przepis na „Grzegorczyka”: z jednej strony ciemna strona Kościoła, z drugiej – to, co w człowieku bohaterskie i „katolickość” w swym pierwotnym znaczeniu: powszechności, codzienności, bliskości. Podpisuje się Pan pod takim przepisem?
– Myślę, że gdyby ten przepis sprowadzić tylko do tego, to moje książki nie cieszyłyby się takim powodzeniem. Coś tam jeszcze do tej receptury dodaję… Natomiast jest mi ona bliska z tego powodu, że mówi prawdę o moim katolicyzmie. Ludzie często pytają mnie, czy uważam się za pisarza katolickiego. Jeżeli to miałoby oznaczać pisanie na kolanach, katechetyczne, to nie! Jestem pisarzem katolickim w tym szerszym rozumieniu, o którym wspomina Śliwiński i o którym wcześniej mówił Miłosz – że katolicyzm to powszechność, misyjność. Nie zgadzam się na bycie w getcie. Pisarze katoliccy mają rzetelnie opisywać dobro i zło, korzystając ze środków, które daje literatura. Gdyby ktoś myślał o cenzurowaniu Biblii, tak jak dzisiaj chce się cenzurować powieści religijne, to niewiele osób by ona przekonywała. Biblia jest przez to przekonująca, że nie tuszuje faktów. Jej bohaterowie są pełnokrwiści – przeżywają upadki i podnoszą się z nich.
Kierownik działu „Kultura”
Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Przez cztery lata pracował jako nauczyciel języka polskiego, w „Gościu” jest od 2004 roku. Poeta, autor pięciu tomów wierszy. Dwa ostatnie były nominowane do Orfeusza – Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego, a „Jak daleko” został dodatkowo uhonorowany Orfeuszem Czytelników. Laureat Nagrody Fundacji im. ks. Janusza St. Pasierba, stypendysta Fundacji Grazella im. Anny Siemieńskiej. Tłumaczony na język hiszpański, francuski, serbski, chorwacki, czarnogórski, czeski i słoweński. W latach 2008-2016 prowadził dział poetycki w magazynie „44/ Czterdzieści i Cztery”. Wraz z zespołem Dobre Ludzie nagrał płyty: Łagodne przejście (2015) i Dalej (2019). Jest też pomysłodawcą i współautorem zbioru reportaży z Ameryki Południowej „Kościół na końcu świata” oraz autorem wywiadu rzeki z Natalią Niemen „Niebo będzie później”. Jego wiersze i teksty śpiewają m.in. Natalia Niemen i Stanisław Soyka.
Kontakt:
szymon.babuchowski@gosc.pl
Więcej artykułów Szymona Babuchowskiego