Jeśli takie gnioty, jak film Jeana-Pierre’a Jeuneta puszcza się w ramach cyklu „Uczta kinomana”, to znak, że pora umierać.
Tradycyjna francuska zupa, przyrządzona z poetyzmów, ekscentryczności, erotyki i pustki duchowej, smakuje gorzej niż żabie udka w sosie ze ślimaków winniczków.
Wiedzą coś o tym nasze bociany, które żabę przełkną, ale do kin nad Sekwanę nigdy nie polecą.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.