Nowy numer 13/2024 Archiwum

Detektyw Pana Boga

Matteo Bondini inaczej niż inni telewizyjni detektywi nie nosi broni, nie używa też przemocy. I bez tego rozwiąże każdą kryminalną zagadkę. Jest księdzem, godnym następcą księdza Browna z opowiadań G.K. Chestertona.

W literaturze znaleźć można mnóstwo, mniej lub bardziej udanych, postaci detektywów w sutannach lub habitach. Galeria telewizyjnych duchownych detektywów nie jest aż tak liczna. Niegdyś popularność zyskał amerykański serial „Detektyw w sutannie”, produkowany na przełomie lat 80. i 90., ale swoistym fenomenem jest sympatia, jaką cieszy się we Włoszech i w całej Europie serial „Don Matteo”. Wcześniejsze odcinki pokazuje obecnie Telewizja Puls, a telewizja publiczna kończy prezentację czwartej serii. Na początku tego roku na mały ekran we Włoszech trafiła piąta, być może nieostatnia, seria przypadków księdza Matteo. Prawdopodobnie również i ona wkrótce trafi do Polski.

Św. Franciszek, wilk i filmowcy
Wszystko zaczęło się w Gubbio, średniowiecznym włoskim miasteczku, leżącym około 40 km od Asyżu, gdzie od roku 1998 powstają zdjęcia do serialu „Don Matteo”. Z Gubbio związana jest historia o krwiożerczym wilku, który dzięki św. Franciszkowi z Asyżu stał się łagodny jak baranek. To obecnie chyba najlepiej znane polskim telewidzom włoskie miasteczko. Jego rynek, ulice, kościół i komenda karabinierów stały się tłem wszystkich nakręconych do tej pory odcinków serialu. Zasługą realizatorów jest umiejętne wykorzystanie w filmowej fabule autentycznych walorów miasta, obfitującego w zabytki, które, podobnie jak odtwórca tytułowej roli, stało się gwiazdą serialu. „Don Matteo” wykreował nowy rodzaj telewizyjnej turystyki. Do miasta tłumnie zaczęli przybywać fani serialu z całych Włoch, by zdobyć autograf występujących w nim aktorów i na własne oczy zobaczyć realizację kolejnych scen. A dla mieszkańców miasta czymś zwyczajnym stał się już widok jadącego na rowerze krętymi uliczkami przebranego w sutannę Terence’a Hilla, za którym podążają wydający polecenia reżyser i filmowa ekipa.

Z siodła na plebanię
Prócz scenariusza o sukcesie serialu decyduje zwykle trafiona obsada głównej roli. Producenci filmu zaryzykowali i rolę tytułową zaproponowali 60-letniemu wtedy Terence’owi Hillowi, najsłynniejszemu gwiazdorowi produkowanych kiedyś masowo we Włoszech spaghetti-westernów. Hill cieszył się we Włoszech popularnością równą amerykańskiemu gwiazdorowi. Zresztą sam po ślubie z Amerykanką zamieszkał w USA. W 1990 roku rodzina przeżyła wielką tragedię, kiedy w wypadku motocyklowym zginął ich 16-letni syn.

Wbrew z angielska brzmiącemu nazwisku aktor pochodzi z włosko-niemieckiej rodziny i naprawdę nazywa się Mario Girotti. W filmach zaczął występować w wieku 12 lat, zagrał w wielu, ale zwrócił na siebie uwagę drugoplanową rolą w „Lamparcie” Viscontiego. Sukces sprawił, że rzucił uniwersyteckie studia i całkowicie poświęcił się aktorstwu. Westernowa kariera Hilla zaczęła się od występów w adaptacjach powieści Karola Maya, realizowanych przez niemieckich producentów. Stamtąd pod koniec lat 60. przeniósł się na plan włoskich westernów, najczęściej o charakterze komediowym. Wraz z Budem Spencerem stworzyli parę zabijaków z Dzikiego Zachodu. Nie były to produkcje wysokiego lotu, ale cieszyły się sympatią włoskiej publiczności. W 1984 roku zrealizował remake filmu „Don Camillo”, opartego na powieści Giovanni Guareschiego, występując w podwójnej roli – reżysera i odtwórcy postaci tytułowej. Propozycję producentów serialu Don Matteo przyjął od razu i, jak się okazało, była to decyzja korzystna dla obu stron.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza