Nowy numer 15/2024 Archiwum

Rozróżnianie różnic

O sytuacji ekumenizmu, rozczarowaniach i nadziejach z nim związanych z ks. Sławomirem Pawłowskim SAC rozmawia ks. Tomasz Jaklewicz.

Ks. Sławomir Pawłowski (ur. 1966) – pallotyn, dr teologii, pracownik naukowy Instytutu Ekumenicznego KUL, sekretarz Rady Konferencji Episkopatu Polski ds. Ekumenizmu.

Ks. Tomasz Jaklewicz: Trwa Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Na portalu ekumenizm.pl znalazłem opinię, że to festiwal uprzejmości, umizgów, pochód różnobarwnych tekstyliów, maraton ekumenicznych deklaracji, ale codzienność ekumeniczna jest dość ponura. Ksiądz się z tym zgadza?
Ks. Sławomir Pawłowski: – Patrzę na ten tydzień zupełnie inaczej. Sama modlitwa jest ważna i cenna. To, że w tym jednym tygodniu jest więcej ekumenicznych modlitw niż w ciągu roku, to jest coś dobrego. Ten tydzień wszedł na stałe do kościelnych kalendarzy i stał się normalnością.

Niektórzy mówią, że ruch ekumeniczny jest dziś w zastoju.
– Nie zgadzam się z taką opinią. Kard. Kurt Koch, szef Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan, posłużył się takim porównaniem: kiedy samolot startuje, wszyscy są pod wrażeniem, ponieważ jest przyspieszenie, oderwanie się od ziemi. Kiedy samolot jest już w powietrzu, wydaje się, że nic się nie dzieje, a tymczasem pędzi on z prędkością większą niż przy starcie. Podobnie jest z ekumenizmem. Powołanych zostało do życia wiele komisji ekumenicznych, które wypracowują uzgodnienia na forum światowym czy lokalnym. Co kilka lat pojawia się obszerna książka zbierająca owoce tych dialogów. W Polsce bardzo ciekawe efekty przyniósł np. dialog katolicko-mariawicki, 11 lat temu podpisano międzywyznaniową deklarację o wzajemnym uznaniu chrztu św., trwają prace nad deklaracją dotyczącą małżeństw mieszanych.

Jeśli ekumenizm jest w fazie stabilnego lotu do przodu, to czy pojawia się jakaś perspektywa lądowania? Po latach ruchu ekumenicznego jego cel wydaje się bardziej odległy niż na początku.
– Sobór mówi, że dzieło zjednoczenia chrześcijan przerasta ludzkie siły. Jest możliwe, że całkowite zjednoczenie nie nastąpi przed końcem świata, a pojednamy się dopiero w niebieskim Jeruzalem. Ale patrząc wstecz na przebyte kilkadziesiąt lat, widzimy, że nasze ślady są coraz bliżej siebie. Powodem pewnego rozczarowania może być to, że w latach 60. panowała zbyt optymistyczna wizja świata. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać ze sobą i lepiej się poznawać, okazało się, że pojednanie nie jest takie proste. Także w początkach ekumenicznej drogi w I połowie XX wieku nie dostrzegano złożoności sytuacji. Pojawiała się pokusa tzw. panchrystianizmu, czyli relatywizowania prawd wiary. Kościół katolicki między innymi z tego powodu odnosił się wtedy z dystansem do ekumenizmu. Teraz ekumenizm dojrzał w tym sensie, że zaczął bardziej szanować wagę depozytu wiary i tożsamość poszczególnych Kościołów.
Kiedy spotykamy innych, w naturalny sposób pytamy także o swoją tożsamość, o swoją wiarę.
– Kojarzy mi się z tym powiedzenie Khalila Gibrana. Ten libański myśliciel powiedział, że stworzenia bez kręgosłupa mają najtwardszą skorupę. Czyli kto ma kręgosłup, ten nie ma skorupy. Kto ma wysoką świadomość swojej wiary, ten nie boi się słuchać wierzących inaczej.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy