Nowy numer 17/2024 Archiwum

Pieśni, które bolą

W „Gościu” znajdziesz najpiękniejszą płytę z pieśniami wielkopostnymi, jaka ukazała się nad Wisłą. To nie była zwykła sesja nagraniowa. To było nagrywanie płyty na śmierć i życie.

Każdy szanujący się artysta nagrywa płytę kolędową. Półki sklepowe aż uginają się od podobnych krążków. Ale pieśni postne? Dramatyczna opowieść o niewyobrażalnym cierpieniu? To tematy, które większość muzyków omija szerokim łukiem. W „Gościu” znajdziesz najpiękniejszą płytę z pieśniami wielkopostnymi, jaka ukazała się nad Wisłą. Skromną, oszczędną, prostą i niezwykle przejmującą. – Skąd pomysł tych nagrań? – zaczepiam Antoninę Krzysztoń. – Ta płyta jest bardzo mocno związana z osobą Janusza Kotarby – odpowiada popularna wokalistka. – To on przekonał mnie, bym nagrała płytę z pieśniami religijnymi. Nie byłoby też tego krążka bez siostry Bogdany, niepokalanki, która uczyła nas śpiewu w Szymanowie. Rozkochała mnie w starych pieśniach religijnych. Bardzo dotykały mnie zawsze hymny Wielkiego Postu. Nie bałam się ich. Może dlatego, że w wielu tekstach przeglądałam się jak w lustrze? Temat śmierci towarzyszył mi od najmłodszych lat. Mój tata zmarł, gdy miałam cztery latka. Był olbrzymią miłością mojego życia. Jego śmierć była dla mnie pewnego rodzaju drzwiami…

Ja zresztą przez bardzo długi czas nie wierzyłam w jego śmierć. Niestety, nie wzięli mnie na pogrzeb. Dziś uważam, że to był wielki błąd. Przez lata myślałam, że mój tata żyje, tylko siedzi gdzieś w więzieniu, ale to jest tak wstydliwe, że wszyscy boją się o tym otwarcie mówić. Długo czekałam na jego powrót. Po latach dotarło do mnie, że nie wróci. Dopiero mając lat trzydzieści, opłakałam jego stratę. Pamiętam, że przyszli do mnie znajomi muzycy. Siedzieliśmy i trochę improwizowaliśmy. W pewnym momencie zaczęłam śpiewać wokalizę. Śpiewałam i śpiewałam. Trwało to bardzo długo. Poczułam, że wtedy po raz pierwszy do końca opłakałam mojego ojca. Pamiętam, że gdy przed laty nagrywałam w krakowskim studiu „Pieśni postne”, miałam ogromne pragnienie, by przynosiły one ulgę w cierpieniu. Od początku wiedziałam, że będę nagrywała bez instrumentów. Wiedziałam, że te genialne słowa i muzyka wystarczą. Są kompletne, skończone. Po latach widzę, że podchodziłam do tych nagrań jak do pisania ikony. Skupiałam się na przekazie. To nie były pieśni, to było wyznanie – mówi.

To nie była zwykła sesja nagraniowa. To były prawdziwe rekolekcje. Wokalistka przez dwa tygodnie niczego nie jadła. Piła jedynie wodę. Nie lubi o tym opowiadać. Ale to nie forma przechwałek, to zapis stanu ducha, który towarzyszył nagrywaniu tej niezwykłej płyty. Pieśni wykonywane najczęściej w czasie Triduum, w najbardziej wstrząsającej liturgii w ciągu roku, odżyły. Opowieść o Gorzkich Żalach i słodkich gwoździach dotyka tajemnicy niewyobrażalnej miłości Boga. – Nie jestem świętą, jestem grzesznikiem – opowiada Antonina Krzysztoń. – Mam głębokie przeświadczenie wielkiej mizerii człowieka, ale widzę coraz wyraźniej, że właśnie takiego człowieka pokochał sam Bóg! Nic dziwnego, że mottem albumu są przejmujące słowa Jezusa: „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”. Album kończy pełen zachwytu paschalny okrzyk: Alleluja! Kończy się Via Crucis, a znaczy się Via Lucis. Droga Krzyża przechodzi w niedzielny poranek w Drogę Światła. „Światłość w ciemności świeci. Ciemność jej nie ogarnia” – śpiewała na innym krążku Antonina. – Te postne pieśni, choć dotykają najbardziej bolesnej sfery życia, przynoszą olbrzymią nadzieję i światło! – opowiada.

Antonina Krzysztoń
Śpiewała od zawsze. – Gdy byłam mała, śpiew był sposobem wyrażania tego, co się ze mną dzieje. Jako mały brzdąc śpiewałam długie godziny, wymyślałam melodie – opowiada. – Pierwszymi piosenkami, które słyszałam, były piosenki Cyganów. Widziałam przejeżdżające rozśpiewane tabory. Ich muzyka mnie porwała. Szłam do szkoły z workiem na kapcie i śpiewałam w bramie, bo był w niej fajny pogłos. Gdy miałam problemy ze wzorami fizycznymi, to wymyślałam do nich melodie… – wspomina. Artystka zadebiutowała na początku lat 80. na Festiwalu Piosenki Prawdziwej w Gdańsku. W 1983 roku wystąpiła na krakowskim Festiwalu Piosenki Studenckiej, gdzie za wykonanie piosenki „Chusta Weroniki” zdobyła pierwszą nagrodę. Stała się rozpoznawalnym głosem Krainy Łagodności. Dziś ma już za sobą wiele znakomitych krążków. – Podejrzewam, że Konfucjusz twierdząc, że trzeba się tak doskonalić, by obdarzać spokojem innych ludzi, przewidywał nadejście Tośki – opowiada lider Voo Voo Wojciech Waglewski.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Marcin Jakimowicz

Dziennikarz działu „Kościół”

Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.

Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza