Nowy Numer 16/2024 Archiwum

By prawo było nasze...

Politycy mylą się, gdy tworząc prawo „pod siebie”, myślą, że wyjdą na tym dobrze i będą panować. Najwyżej do czasu

Naród wybiera raz po raz przedstawicieli do sejmu i senatu, czyli do organów władzy ustawodawczej. Znaczy to, że ich typowym i własnym zadaniem jest tworzenie prawa. Dobrego prawa. Tworzenie prawa różni się jednak od produkcji innych dóbr. W świecie daleko posuniętej specjalizacji dobra tworzą fachowcy. Gdyby tę zasadę zastosować do tworzenia prawa, należałoby wybierać do sejmu tylko prawników. Wtedy jednak posłowie nie byliby reprezentantami narodu, lecz jednej grupy społecznej.

Tworzyliby prawo formalnie może i dobre (chociaż fachowcom też nie wszystko się udaje), ale niekoniecznie dobre dla wszystkich. Przystańmy więc na to, że wśród posłów jest pewna liczba prawników, pilnujących, by ustawy były formalnie dobre: zrozumiałe, spójne, logiczne. Natomiast od – wszystkich – posłów należy oczekiwać znajomości życia, elementarnej orientacji w świecie, zaangażowania w dobro całego narodu, a nade wszystko poszanowania podstawowych praw człowieka, respektowania godności (każdej) osoby – po prostu życzliwości ludziom. Myślę, że można im darować brak kompetencji (nikt nie zna się „na wszystkim”), ale nie do wybaczenia jest zawziętość, zawiść, podejrzliwość, agresja – po prostu: nieżyczliwość. Poseł żyje z podatków ludzi, nie tylko tych, co nań głosowali.

Ma tworzyć prawo dla ludzi – nie tylko dla swoich popleczników. Niby to oczywiste, a przecież rządzący sami przyznają, że tworzą sobie prawo jako narzędzie sprawowania władzy i skutecznego rządzenia („mamy wielkie plany – »piekielnie wielkie«, jak powiedział jeden minister – i dla ich relacji tworzymy prawo, bo to nie może być tak, że prawo przeszkadza nam rządzić”). Nic dziwnego, że takiej władzy zdarza się nawet mówić o panowaniu: prawo narzędziem panowania nad ludźmi? Narzędziem zastraszania? Cóż się dziwić, że wielu przeżywa prawo jako ciężar, przeciwstawia je wolności, odczuwa jako coś zniewalającego. Zwłaszcza gdy narzędzia prawne znajdują się w rękach ludzi małych, zawistnych, pamiętliwych. Defekty osobowościowe odkuwają sobie żyłowaniem prawa dla powetowania czy odkucia się. Efektem jest niechęć obywateli do prawa, uchylanie się przed jego przepisami. Dużo prawa, a faktycznie to bezprawie.

Widząc taką sytuację, zazdroszczę średniowiecznym miastom włoskim. Ich mieszkańcy cenili sobie wolność i bardzo angażowali się w tworzenie prawa obowiązującego w mieście. Uważali to prawo za swoje, byli z niego dumni i cieszyli się nim. Brakuje mi tego w dzisiejszym myśleniu o prawie; obywatele winni móc traktować prawo jako swoje, cieszyć się nim („nasze prawo”) i mieć zaufanie do tych, którzy je stosują. Politycy zaś mylą się, gdy tworząc prawo „pod siebie”, myślą, że wyjdą na tym dobrze i będą panować. Najwyżej do czasu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy