Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Trudności w miłości

Myśl wyrachowana: Polityka miłości by się udała, gdyby nie bydło, wataha, psychole, łajdacy i kanalie.

Wiadomość o zamordowaniu działacza PiS w Łodzi dotarła do mnie szybko, jeszcze przed konferencją prasową Jarosława Kaczyńskiego. Miałem akurat włączone TVN 24, no to patrzę. Występuje Grzegorz Miecugow, gwiazda słynnego „Szkła kontaktowego”, programu, jak to mówią, satyrycznego. I oto redaktor Miecugow ostrzega polityków, żeby ważyli słowa. Następnie wypowiada zdanie, które natychmiast sobie zapisałem: „To, co się zdarzyło w Łodzi, nie zdarzyło się w dobrym momencie politycznym”. Wyważone słowa. Czas przed wyborami to nie jest dobry moment, żeby zamordowano kogoś z opozycji. Na mordowanie są lepsze momenty.

Ironia losu polega na tym, że bezustannie słyszeliśmy, jak krwiożercze jest Prawo i Sprawiedliwość i gdyby nie obecna władza, to tamci już zrobiliby z nas rąbankę po ciemnogrodzku w zalewie nienawiści. I że trzeba tę partię zdelegalizować, a już na pewno zmarginalizować, bo poleje się krew. No i polała się, ale po stronie tych, którzy podobno tylko atakowali i atakowali. Na pewno nam jacyś specjaliści wytłumaczą, jak to się stało, że zmasowana obrona przed nienawiścią zaowocowała zbrodnią. Jeden już nawet próbował. W tym samym TVN 24 po południu usłyszałem jakiegoś eksperta, który stwierdził, że nie należało spychać na margines tych „fanatyków” spod krzyża na Krakowskim Przedmieściu, bo oni nie mogą sobie znaleźć miejsca – i proszę, co się dzieje.

No jasne – to ci modlący się pod krzyżem są winni, to spośród nich wywodzi się zabójca. Nie menele sikający na znicze, nie żartownisie od profanowania świętości. Nie ci, którzy popychają i obrażają, ale ofiary ich agresji. Tak już widać musi być. Nienawiść jest widocznie na stałe przypisana tym, którzy nie pasują do wizji obecnie rządzących. Gdyby to zabójstwo dosięgło kogoś z partii rządzącej, dziś nie byłoby wezwań do spokoju, do łagodzenia języka i solidarnego dzielenia się winą. Nie byłoby powoływania rzeczników od miłego gadania. Prawo i Sprawiedliwość zostałoby bez pardonu wdeptane w ziemię. To byłby praktycznie koniec tej partii. Ponieważ jednak zginął właśnie ktoś z PiS, partia ta na razie nie zostanie zmieciona – straci najwyżej kilka punktów.

Mam sporo zastrzeżeń do PiS, niewiele mniej niż do PO. Mam żal do wielu polityków tej partii, z jej prezesem włącznie, że mimo deklarowania wierności zasadom chrześcijańskim, często na deklaracjach poprzestają. Ale ślepy nie jestem. I głuchy też nie. Widzę zacięte twarze i słyszę, jak bulgocze wściekłość w głosach wielu ludzi, gdy mówią jak wściekły i zacięty jest Kaczyński. Słyszę jak za rządów PiS było strasznie. Gdy pytam, co było aż takie straszne, a przynajmniej gorsze niż teraz, dowiaduję się, że wszystko. – Ale co konkretnie? – dociekam. Zamiast odpowiedzi otrzymuję święte oburzenie. Święte jak sama polityka miłości. Coś to tak wygląda, że za obecnej władzy jest jak przy zapłodnieniu in vitro. Gada się o miłości, ale nie ma prawdziwego zbliżenia. Jeśli się coś urodzi, to czyimś kosztem. Niby to leczenie, a bezpłodność i tak zostaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy