Nowy numer 17/2024 Archiwum

Przydatność Kościoła

Myśl wyrachowana: Kościół jest zły, gdy krzyż niesie, będzie dobry – gdy wyniesie

Usłyszałem z telewizora: „Żyjemy w państwie, w którym mniejszość narzuciła swoje prawa większości”. Ale nie chodziło o zakaz dawania klapsów, nie o terror „tolerancji” gejowsko-lesbijskiej i takie tam rzeczy. Zdanie to wypowiedział poseł SLD Bartosz Arłukowicz, a odnosiło się do awantury o krzyż pod Pałacem Prezydenckim. To dziwne słowa w ustach działacza lewicy, bo przecież mniejszości są oczkiem w głowie tej formacji. Ale to nie najdziwniejsza rzecz, jaką powiedziano po nieudanej próbie przeniesienia krzyża do kościoła św. Anny. Oto okazuje się, że lewica i przyległości chcą większego udziału Kościoła w życiu publicznym! „Kościół okazał się słaby”, „Kościół sobie nie radzi” – rozlegały się zawiedzione głosy. „Kościół umywa ręce” – żałowano. „Dlaczego tam nie było biskupów?” – gniewali się posłowie SLD.

Koniec świata! Bojownicy „neutralności światopoglądowej” chcą, żeby Kościół był silny i obecny nie tylko w obszarze religijnym! Bo ten krzyż – jak dowodzono – jest polityczny, bo postawiony nie z pobudek religijnych. No i ten polityczny znak ma teraz usunąć Kościół. Ma się więc mieszać do polityki, i to na życzenie polityków, a także światłej części społeczeństwa. W TVN pokazali grupę młodych ludzi, skandujących „Krzyż do kościoła!”. Ciekawy postulat. „Krzyż do kościoła” to jak „drzewo do lasu”. Ale coś mi się zdaje, że to dopiero początek hasła. Jego rozwinięcie nastąpiłoby później, według wzorca z ciemnych czasów reżimu kaczystowskiego, gdy „spontanicznie” zebrane małolaty skandowały hasło: „Giertych do wora, wór do jeziora”. Czyli najpierw „krzyż do kościoła”, potem „kościół do doła” (miało być „dołu”, ale mi się nie rymuje). Jakoś nie sądzę, żeby ci, którzy chcą krzyż widzieć tylko w kościele, chcieli w ogóle widzieć kościół.

Co to za odkrycie i co za pretensje, że katolicy Kościoła nie słuchają? Nie słuchają go w dużo ważniejszych rzeczach niż w sprawie krzyża. Aborcja, eutanazja, rozwody, antykoncepcja – iluż katolików ma w tych sprawach „zdanie odrębne”. I jest to w dużej mierze owoc usilnych zabiegów tych właśnie, którzy teraz żądają od Kościoła skuteczności w sprawie krzyża. Całe lata pracują nad tym, żeby ludzie drwili sobie ze wskazań Kościoła. Wystarczy spojrzeć, jaki medialny jazgot towarzyszy sprzeciwowi Kościoła wobec procedury in vitro. To jest jeden wielki krzyk „nie słuchajcie Kościoła!”. Robienie wrażenia, że co drugi ksiądz to pedofil, a reszta dziwkarze, naginanie faktów, gra na emocjach, drwiące komentarze publicystów – to wszystko po to, żeby Kościół stracił wpływ na cokolwiek. A wtedy bez przeszkód będzie można przejąć rząd dusz.

To wszystko nie znaczy, że ludzie pod krzyżem zachowali się właściwie. Skoro to katolicy, powinni byli ustąpić wobec księży. To niedopuszczalne, żeby posłusznych biskupowi kapłanów stawiać w roli wrogów krzyża. Największym wrogiem krzyża jest nieposłuszeństwo. Sam krzyż byłby tylko znakiem hańby, gdyby nie zgoda Jezusa, ze względu na wolę Ojca, na przyjęcie porażki. W chrześcijaństwie tylko tak się zwycięża.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy