Nowy numer 17/2024 Archiwum

Otwórz okno!

Jakimowicz Marcin Jakimowicz: Czy gdyby telewizja ogłosiła, że w tym roku nie nadejdzie wiosna, ludzie zostaliby w domach?

Józef Broda: – Może i tak. W pierwszy dzień Wielkiejnocy poszliśmy sobie z moim zięciem Fryderykiem na przełaj, „na przejmo”, jak to się mówi. Brnęliśmy przez śnieg. Przeszliśmy spory kawał drogi. Doszliśmy do małego przysiółka. Trzy domy. Droga nieodśnieżona. Antena satelitarna odśnieżona, a droga nie. Co się dzieje z ludźmi, którzy się na to zgadzają? Nikogo nie oskarżam, tylko zadaję pytanie. Co się dzieje z ich dbałością o własne bezpieczeństwo?

Niedawno przeczytałem porażającą definicję: „popromienność pokomunistyczna”. To coś więcej niż homo sovieticus. Kiedy to przeczytałem, odłożyłem gazetę i zacząłem się zastanawiać: co się z nami stało? Kiedyś Zanussi powiedział, że pozostanie tylko nieliczna grupa „ozdrowieńców”, tylko nieliczni gładko przejdą przez tę transformację. A reszta? Będzie się zmagać i zginie. Trzeba bardzo dużo siły, by się w tym wszystkim nie pogubić. Bo żyjemy w rozhisteryzowanej kulturze, która nawet zmarszczki potrafi prostować. I trzy dni po skończeniu świata będzie je jeszcze prostować. Dla tych kobiet z reklam to największy dramat! A ja się pytam: no i co dalej? I co dalej? Naciąganie skóry za uchem. I co dalej? Ile tej skóry można naciągnąć? A ja chciałbym porozmawiać: czy pamiętasz, kiedy pierwszy raz zauważyłeś zmarszczki na swoich rękach? Ludzie zdziwieni. Nikt nie chce rozmawiać o starości. Wolimy oglądać telewizję.

I dochodzimy do absurdu: płaczemy nad księżną Dianą czy rodziną Mostowiaków, a nie widzimy tragedii sąsiada...
– Bo ten „talerz” przenosi nas w centrum świata. Pstryk, i jestem w Afryce, pstryk, i w środku Ameryki. Więcej wiem o tsunami niż o tym, co czują moi najbliżsi. To jest przerażające. Z jednej strony jestem człowiekiem globalnym, bo wiem, co się dzieje w Tunezji, a z drugiej jestem bezradny, bo nie otworzyłem o poranku okna, tylko posłuchałem radia, by wysłuchać, jaka będzie pogoda. Nie popatrzyłem wieczorem na księżyc, na jego kolor, otoczkę. Nie spojrzałem na zachodzące słońce, bo zaczynał się serial. Sami siebie ubezwłasnowolniamy, wchodzimy w tę sieć, pułapkę, pajęczynę. Ściskamy w ręku pilot i zdaje nam się, że tak wiele wiemy. A nie potrafimy już otworzyć okna. To początek nieszczęścia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy