Nowy numer 13/2024 Archiwum

Głosy przemaglowane

Po 21 października wszystko będzie już jasne. Zanim jednak uzyskamy ostateczny wynik wyborów, nasze głosy przejdą skomplikowaną drogę przeliczania na mandaty poselskie.

W artykule „Trudna urna do zgryzienia” (GN nr 39) pojawił się błąd, który mógł w Czytelnikach wzbudzić nieufność do wyborów parlamentarnych. Nieprawdą jest, że „najpierw do Sejmu dostaje się kandydat, który znajduje się na pierwszym miejscu listy, która otrzymała najwięcej głosów. Nawet jeśli kandydat z nr. 4 otrzymał więcej głosów niż jedynka, i tak pierwszeństwo ma ten drugi”. W rzeczywistości, zgodnie z obowiązującą ordynacja wyborczą, „mandaty przypadające danej liście okręgowej uzyskują kandydaci w kolejności otrzymanej liczby głosów” (art. 167, p. 1 Ordynacji wyborczej z dnia 12 kwietnia 2001 r.). Pierwsze miejsce na liście ma zatem charakter przyciągający (jest to z reguły znana osoba), zwłaszcza dla tych wyborców, którzy, nie znając pozostałych kandydatów z listy, oddają najczęściej głos na „jedynkę”. Nie jest to jednak regułą i pierwsze miejsce na liście wcale nie gwarantuje wygranej. Czytelnikom należy się to sprostowanie i przeprosiny za podanie mylącej informacji.

Jednak lista
Prawdą natomiast jest, że ordynacja proporcjonalna w wyborach do Sejmu sprawia, że głosujemy przede wszystkim na listę, która musi najpierw przekroczyć próg wyborczy, żeby kandydaci, na których zagłosowaliśmy, dostali się do Sejmu. I może się zdarzyć, że kandydat X, który w swoim okręgu dostał 3 tys. głosów i kandydował z listy A, która uzyskała większe poparcie w kraju, wejdzie do parlamentu, a kandydat Y, który w okręgu otrzymał 8 tys. głosów, ale z listy B, która uzyskała dużo mniejsze poparcie, w parlamencie się nie znajdzie. W Polsce w wyborach do Sejmu oblicza się głosy tzw. metodą d’Hondta. Preferuje ona większe partie. Spróbujmy prześledzić kolejne kroki ustalania liczby mandatów poselskich dla danego komitetu wyborczego.

Okręgi
Polska podzielona jest na 41 okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu i 40 okręgów w wyborach do Senatu. W przypadku tych drugich sprawa jest prostsza, bo głosuje się bezpośrednio na konkretnego kandydata i do Senatu dostają się osoby, które w swoim okręgu uzyskały najwięcej głosów. Zajmijmy się zatem bardziej skomplikowanymi obliczeniami, dotyczącymi wyborów do Sejmu. Najpierw okręgowe komisje podliczają głosy oddane na listy. Przesyłają te dane do Państwowej Komisji Wyborczej. Tam sumowane są dane ze wszystkich okręgów i określa się, czy dana lista przekroczyła próg wyborczy (5 proc. dla partii i 8 proc. dla koalicji wyborczej). Następnie PKW przesyła informacje o danych w skali kraju do okręgów, gdzie odrzuca się listy, które nie przekroczyły progu wyborczego. I dopiero teraz zaczyna się przyznawanie mandatów poselskich kandydatom w okręgach. Stosuje się przy tym wspomnianą metodę d’Hondta. Każdy okręg ma określoną liczbę mandatów do obsadzenia. Na przykład w okręgu nr 23 (część woj. podkarpackiego, m.in. powiaty dębicki, leżajski) walka toczy się o 15 miejsc w Sejmie. A w okręgu nr 31 (m.in. Katowice, Chorzów) do podzielenia między zwycięzców jest 12 mandatów.

Liczydło
Załóżmy, że istnieje okręg wyborczy, w którym jest tylko 5 mandatów do obsadzenia. W sumie oddano 5700 głosów na wszystkie komitety. Komitet Partii Brunetek uzyskał 2500 głosów, Partii Blondynek 2200 głosów, Partii Łysych 800, a Partii Brodaczy 200 głosów. Każdy wynik dzielimy przez kolejne liczby naturalne 1, 2, 3, 4, 5, ponieważ do podziału jest 5 mandatów. Uzyskujemy liczby, z których wybieramy pięć największych. Przykładowo dla Partii Brunetek wynik dzielenia wynosi odpowiednio: 2500, 1250, 833, 625, 500. Natomiast dla Partii Blondynek: 2200, 1100, 733, 550, 440. Z tej symulacji wynika, że Partia Brunetek otrzyma 3 mandaty, a Partia Blondynek 2 mandaty. Niestety, panowie z tego okręgu nie zasiądą w ławach poselskich. Brunetki i Blondynki natomiast wprowadzą odpowiednio 3 i 2 kandydatki, które otrzymały najwięcej głosów na swoich listach. Jest tylko jeden warunek – lista Partii Brunetek i Partii Blondynek musi przekroczyć w skali kraju próg 5 proc., żeby z danego okręgu weszła wspomniana reprezentacja. Ordynacja proporcjonalna sprawia, że może być zupełnie na odwrót. Na przykład partie pań nie przekroczyły progu, a partia panów owszem. I mimo lepszego wyniku płci pięknej do Sejmu wejdą panowie z Partii Łysych i Partii Brodaczy, uzyskując odpowiednio (przy podanej wyżej liczbie głosów) 4 mandaty i 1 mandat.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny