Nowy numer 17/2024 Archiwum

Niebezpieczna policja

Ostatnie dni z całą wyrazistością ujawniły wszystkie choroby dręczące polską policję: korupcję, brak nadzoru, a przed wszystkim gigantyczne upolitycznienie wszystkich jej struktur.

Ledwo zdołaliśmy się otrząsnąć po informacjach o aresztowaniu gen. Mieczysława Kluka, byłego szefa śląskiej policji, gdy wybuchły afery w dwóch zarządach Centralnego Biura Śledczego, wreszcie „Gazeta Wyborcza” podała, nieprawdziwe na szczęście, informacje o współpracy policjantów z Komendy Głównej z bandytami. Wszystko to musi skłaniać do pytania, co się dzieje z jedną z najważniejszych formacji mundurowych w państwie.

Długi cień SB
Wiele z tych problemów tkwi korzeniami w reformach podejmowanych po 1989 r. Wiosną 1990 r. w ciągu jednego dnia przemalowano szyld „milicja” na „policja”, wprowadzono nowe cywilne stopnie, wymieniono grupę najwyższych oficerów. Proces budowania formacji cieszącej się zaufaniem społecznym nie był jednak prosty. Zwłaszcza że od samego początku ważną rolę w nowych strukturach policyjnych odgrywali dawni funkcjonariusze tajnej policji – Służby Bezpieczeństwa. Część z nich, nie czekając na weryfikację, po cichutku przenosiła się do różnych pionów milicyjnych, a później policyjnych.

Wielu z nich odgrywało decydującą rolę w Komendzie Głównej Policji. Prasa, a zwłaszcza „Newsweek”, obszernie charakteryzowała rolę Romana Kurnika, b. oficera SB, zastępcę komendanta głównego, odpowiedzialnego przede wszystkim za kadry, a ostatnio doradcę w MSWiA. Tak się składało, że Kurnik był blisko wielu ważnych afer, w których zamieszani byli politycy SLD. Prawdopodobnie uczestniczył także w zacieraniu śladów po mordercach gen. Marka Papały. W czasach, gdy płk Kurnik rządził policyjnymi kadrami, karierę w MSWiA robiła Joanna Gontarczykowa, była agentka SB, odpowiedzialna za zwalczanie ośrodka w Carlsbergu, kierowanego przez ks. Blachnickiego, oraz polskiej emigracji w RFN, a dzisiaj pilotująca program walki z korupcją (Szerzej pisałem na temat w GN nr 17/05).

Mniejszy rozgłos medialny, choć nie mniejsze możliwości, miał w komendzie głównej inny b. wysoki funkcjonariusz SB, Zbigniew Chwaliński, który do 2004 r. był zastępcą komendanta głównego i odpowiadał za logistykę oraz informatykę i archiwa. Byli esebecy kontrolowali więc w polskiej policji najbardziej newralgiczne piony: kadry oraz przepływ informacji. Nic dziwnego, że o kolejnych ministrach mówiło się w resorcie, że są jak paprotki, służą głównie do dekoracji gabinetów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy