Nowy numer 13/2024 Archiwum

Być albo nie być, czyli piractwo według muzyka

Z Joachimem Menclem* rozmawia Marcin Jakimowicz

Marcin Jakimowicz: Muzycy nad Wisłą coraz głośniej krzyczą „Stop piractwu!”. Naprawdę tak was to uderza po kieszeni?
Joachim Mencel: – Tak. Schemat: muzyk nagrywa płytę i zarabia na niej pieniądze, upadł. Jednym z powodów, dlaczego ten mechanizm nie działa, jest pirackie ściąganie muzyki. Na początku lat 90. był wielki boom na wydawanie polskiej muzyki. Wytwórnie kwitły, ludzie kupowali krążki, muzycy zarabiali i mogli normalnie żyć z wydawania płyt. To już historia. W tej chwili już się nie da. Nie wiem, kto żyje z tego, że wydał płytę.

A taka Maryla Rodowicz?
– Nie sądzę. Nagranie jej krążka było tak wysokobudżetowe, że sprzedaż nie da zadowalającego wyniku finansowego. Nagraniowe studio za granicą, zaproszeni muzycy. To kosztuje. Nie da się wyprodukować wysokobudżetowej płyty bez sponsorów. To niemożliwe. Bez sponsorów można dziś zrobić na przykład skromny album jazzowy. Grałem ostatnio w Stanach z klarnecistą Bradem Terrym, zarejestrowaliśmy występ live w dobrym studiu. To nie jest gigantyczny budżet. Ale weźmy ostatnią płytę New Life’m. Ponad miesiąc siedzenia w różnych studiach. To generuje koszt, którego nie chcą unieść wytwórnie. Na dzień dobry pytają: Ma pan sponsora? Nie ma szans, by pieniądze z płyty się zwróciły. Wytwórnie mają na nie tak niskie budżety, że nie starcza często nawet na opłacenie studia…

Za twoją płytę z Bradem Terrym będę musiał zapłacić kilkadziesiąt złotych. A mogę ją mieć za darmo. Wystarczy kliknąć… To potężna pokusa. Jak dziś zachęcić ludzi do kupowania płyt?
– Myślę, że jeśli ktoś jest fanem jakiejś muzyki, to zrozumie jedną rzecz: to, czy ta muzyka przetrwa, zależy również od niego. Czy ktoś, kto uważa się za fana jakiejś kapeli, będzie ściągał nielegalnie jej muzykę i chodził jedynie na darmowe koncerty? Co to za fan? Gdzie jest jego wsparcie dla tej muzyki?

Najczęściej usprawiedliwiamy się: U2, które ściągamy, ma za co żyć. Najwyżej Bono nie kupi sobie kolejnej posiadłości na Lazurowym Wybrzeżu.
– Łatwe usprawiedliwienie. Nie wiem, jak żyje Bono. Wiem, jak żyją moi kumple, muzycy nad Wisłą. Kiedyś myślałem, że idealna sytuacja dla New Life’m będzie wtedy gdy jedna płyta zarobi na następną. Ale tak się nie dzieje. I potem mamy sytuacje, że grupa czeka 7 lat na nagranie krążka. A to nagranie możliwe jest tylko dzięki sponsorowi.

Nie żałujesz, że płyty odchodzą do lamusa?
–Jestem otwarty na różne nowinki, ale z drugiej strony widzę, że tracimy coś ważnego. Sztuka jest potrzebna, by pobudzać nasze zmysły. Wszystkie. Mówimy, że sztuką jest picie wina i nie chodzi nam tylko o jego smak. Podziwiamy też kolor, aromat, a nawet stukamy się kieliszkami, by pobudzić słuch. Podobnie było z muzyką. Wiele okładek to absolutne dzieła sztuki, tworzyły całość z krążkiem. Widać to było zwłaszcza przy analogach. Dostałeś do ręki wytęsknioną płytę i otwierałeś ją, bo był to dwupłytowy album…

Nic, tylko powiesić na ścianie.
– Właśnie. Beatlesów kojarzysz jako czterech facetów przechodzących przez jezdnię. Przy ściąganiu muzy przez komputer tracimy tę sferę, odzieramy ją z obrazka.

* Znakomity pianista jazzowy, gra m.in. w zespole New Life’m

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy