Nowy numer 17/2024 Archiwum

Prosto z kaukaskiego frontu

Wojna zastała mnie w Batumi, na „wakacjach z Bogiem”, które spędzałem z rodziną kamiliańską. Wojna informacyjna, którą prowadziły mass media, nie pozwalała na uzyskanie adekwatnych informacji o sytuacji w Tbilisi.

Z SMS-ów dowiadywaliśmy się o ataku sił rosyjskich na Tbilisi i zbombardowaniu Gori. Zastanawialiśmy się, co w tej sytuacji robić: zostać w Batumi, jechać do Tblilisi czy może do Chizabawry – nietkniętej działaniami wojennymi wioski, w której znajduje się nasza parafia. Ostatecznie w sobotę (9 sierpnia) rano wyjechaliśmy z Batumi. Jedna z uczestniczek naszej grupy, Eka, była zdecydowana wracać do Gori. Bardzo dobrze ją rozumiałem. Cała jej rodzina mieszka w wioskach w okolicach miasta Cchiwali, które zostało zrównane z ziemią. Prawie wszyscy, którzy ocaleli, uciekali stamtąd. Wracaliśmy więc do stolicy. Przejeżdżając przez Gori, widzieliśmy zniszczenia po bombardowaniu. Około godz. 18.00 przybyliśmy do Tbilisi. Tu było spokojnie. Przed blokami bawiły się dzieci.

10 sierpnia – niedziela. Z uczuciem niepewności rozpoczynam nowy dzień. Odprowadzam do ambasady polskiej naszą wolontariuszkę Beatę, która wraz z innymi Polakami postanowiła wracać do kraju. Atmosfera wśród oczekujących na przybycie autobusu pogodna. W czasie Mszy św. w kościele śś. Piotra i Pawła w Tbilisi modlimy się o pokój i za ofiary wojny. W nocy atak rakietowy na stację radarową kilka kilometrów od naszego domu.

11 sierpnia – poniedziałek. Na ulicach miasta panuje spokój. Ludzie jednak rozmawiają o wojnie i wymyślają niestworzone opowieści o panującej w Gruzji sytuacji. Nie wszystko jest prawdą. Tbilisi jednak nie jest już tak wesołym miastem, jak jeszcze kilka dni temu. Wielu ludzi z wielkim niepokojem oczekuje na wieści z frontu od ojców, mężów, braci i krewnych. Ci, którym udało się uciec z regionu zajętego działaniami wojennymi, opowiadają o zniszczeniach i ofiarach. Zginęło bardzo wielu niewinnych ludzi. Gruzja czeka na interwencję USA i UE.

12 sierpnia – wtorek. Znowu doniesienia o atakach bombowych na Gori i obrzeża Tbilisi. W mieście panuje spokój. O godz. 15.00 wielotysięczna manifestacja przeszła ulicami stolicy jako znak solidarności całego gruzińskiego narodu w dążeniu do wolności i pokoju. Wieczorem otrzymujemy informację o zaakceptowaniu rozejmu przez prezydentów Gruzji i Rosji. Pokój i radość zapanowały w naszych sercach. Nie chcę oceniać politycznego wymiaru tego konfliktu. Jedno jest pewne: wojna to największe nieszczęście, jakie może dotknąć ludzkość. Dlaczego wielcy tego świata nie mogą bez niej żyć? Nie pozwólmy, aby nam wmówiono, iż najlepszym rozwiązaniem konfliktów jest zbrojna konfrontacja. Irak, Afganistan, Gruzja i inne kraje, o których mało się mówi, spływają krwią, a politycy upierają się, że to w „obronie pokoju”. To nie jest droga Chrystusowa! Moi znajomi Rosjanie od lat mieszkający w Tbilisi obawiają się, że to oni zapłacą za zbrodnie Putina i Miedwiediewa.

Rozejm. Mam nadzieję, że trwały. Pozostają tysiące uciekinierów, o których trzeba się zatroszczyć! Za kilka dni mass media znajdą inną krwawą sensację i cierpienia ofiar wojny na Kaukazie zejdą na drugi plan. Kaukaz teraz bardzo potrzebuje modlitwy i darów serca.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy