Nowy numer 17/2024 Archiwum

Ostatni gasi światło?

– Młodzi i zdolni wyjeżdżają za granicę. Grozi nam drenaż mózgów – lamentują jedni. – Nieprawda. To dla nas szansa, a nie zagrożenie – uspokajają drudzy.

Po przyjęciu Polski do Unii Europejskiej 1 ma- ja 2004 roku wypełniły się autobusy i samoloty wiozące Polaków do krajów, które otworzyły dla nas swój rynek pracy: do Wielkiej Brytanii, Irlandii i Szwecji. Wkrótce należy oczekiwać zniesienia ograniczeń pracy w innych krajach. Wyjadą więc zapewne kolejni. Czy to dobrze, czy źle? Mamy się tym martwić, czy z tego cieszyć? Co przeważa: zagrożenia czy szanse?
Dyskusja trwa, chociaż tak naprawdę nie wiadomo nawet dokładnie, ile obecnie osób wyjeżdża za granicę. Tym bardziej nie wiadomo, ile wyprowadza się na stałe, a ile tylko na jakiś czas. Nie wiadomo też, jaki odsetek emigrantów to ludzie wykształceni. Czy to znaczy, że dyskusja nie ma sensu? Nie, bo nie liczby są tu najważniejsze.

Między bryzą i sztormem
Od dwustu lat jesteśmy narodem emigrantów. Fale emigracji politycznej przeplatały się z wyjazdami za chlebem. Niektóre fale były ogromne, inne znacznie mniejsze. – To zadziwiające, ale nie ma żadnych sensownych statystyk oceniających liczbę Polaków, którzy wyemigrowali w latach osiemdziesiątych. GUS policzył tylko tych, którzy się wymeldowali, a to była przecież znikoma cząstka ogólnej liczby emigrantów – mówi Izabela Grabowska-Lusińska z Instytutu Studiów Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego.
Pewne pojęcie o tamtej, ostatniej wielkiej fali emigracji dają statystyki zagraniczne. Okazuje się, że tylko w samych Niemczech między 1986 a 1990 rokiem osiedliło się 1,2 mln przybyszów z Polski. A przecież duże grupy naszych rodaków wyjechały też do innych krajów europejskich, do Australii i Kanady.
Natomiast od połowy 2004 do połowy 2005 do pracy w Wielkiej Brytanii wyjechało ponad 130 tys. Polaków. W tym czasie do Irlandii wybrało się ponad 50 tys., a do Szwecji – 4 tys. Nowszych statystyk brak, ale te istniejące oznaczają, że obecnie mamy do czynienia ze zjawiskiem na mniejszą skalę. Jest jednak inna, ważniejsza różnica.

Między emigracją a huśtawką
W latach osiemdziesiątych Polacy wyjeżdżali przeważnie nielegalnie, odrzucając możliwość powrotu. Pamięć o tym, jaka była tamta fala emigracji, zapewne wpływa na powstawanie pesymistycznych opinii – wizji ogołocenia Polski z ludzi przedsiębiorczych, energicznych i zdolnych. W latach dziewięćdziesiątych emigracje na stałe znacznie się zmniejszyły, pojawiło się za to nowe zjawisko, które socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego – Marek Okólski – nazwał: „Polacy na huśtawce”. Polacy na huśtawce kursują między Polską a zagranicą. Co roku do samych tylko Niemiec wyjeżdża w ten sposób ponad 300 tys. osób. Popracują kilka tygodni albo miesięcy, a potem wracają do Polski. Niektórzy w kraju wypoczywają i wydają pieniądze, inni pracują. Trwa to krótko, bo „huśtawka” gna ich znowu za granicę.

Obecna, najnowsza emigracja do Wielkiej Brytanii wydaje się czymś pośrednim między wyjazdami z lat osiemdziesiątych a tymi z lat dziewięćdziesiątych. Mało kto deklaruje emigrację na stałe, ale wielu wyjeżdżających zostaje za granicą na dłużej. Ten model emigracji jest dla nas czymś nowym. Wcześniej z przyczyn politycznych emigranci byli w kraju „spaleni”. Polska nie mogła więc korzystać z ich umiejętności po ewentualnym powrocie. Z kolei „Polacy na huśtawce” są za granicą zbyt krótko i wykonują przeważnie najprostsze prace. Nie zdobywają więc doświadczeń i umiejętności, które dałaby im dłuższa emigracja, ani pieniędzy wystarczających do założenia nowej firmy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy