Nowy numer 17/2024 Archiwum

Jesteście w gazecie

Obrazy z przeszłości dogoniły ich niespodziewanie po 64 latach. Ożyły wspomnienia. Tak wiele zdarzyło się w ich dzieciństwie…

Krystyna M. przeglądała „Münchner Merkur”. Na stronie dziewiętnastej jej wzrok zatrzymał się na dwóch portretowych fotografiach: kilkuletniego chłopca i trochę starszej od niego dziewczynki. Nie mogła oderwać od nich wzroku. Na wysokości piersi trzymali tabliczki z nazwiskami: Karpuk Janusz, Karpuk Sofia. Krystyna M. mieszka w bawarskim Peissenbergu, ale przecież nie zapomniała nazwisk swoich rówieśników z sierocińca w Szopienicach, w którym przebywali przed ponad półwiekiem. Była poruszona opisaną historią ich pobytu w czasie wojny w Niemczech. Zadzwoniła do Janusza. – Jesteście w gazecie – powiedziała. Dymitrowice, poleski skrawek ziemi koło Brześcia, na którym przyszli na świat, leży dziś w granicach Białorusi. I Pińsk z ulicą Dominikańską – gdzie później mieszkali – też. Ale Janusz i Zofia nie tęsknią za tamtymi stronami. Byli zbyt mali, kiedy musieli stamtąd odejść. – Nie pamiętam dokładnie, to chyba było na przełomie 1942 i 1943 roku – wspomina Janusz. – Matka wraz z nami otrzymała nakaz wyjazdu na przymusowe roboty do Rzeszy. Miałem wtedy cztery lata, a siostra osiem. Ojciec pozostał w Pińsku i nigdy już nie mieliśmy go zobaczyć.

Na robotach
Towarowym pociągiem wywieziono ich do Bawarii. Nad rzeką In, w miejscowości Urfarh położonej 80 km od Monachium, wraz z siostrą pasali krowy. Ich matka Janina wraz z innymi przymusowymi robotnikami pracowała w tym gospodarstwie. W 1944 r., w czasie jesiennych zbiorów owoców, dostała krwotoku i przewieziono ją do szpitala. Na jej prośbę dziećmi zaopiekowała się młoda dziewczyna – Zofia Borowiec-ka spod Kalisza. To ona przyniosła w dniu śmierci ich matki ostatni prezent od niej – miód dla Januszka. Janina Karpuk zmarła 4 lutego 1945 r. Wtedy dzieci wraz z Zofią opuściły dom, a w niedługim czasie rozstały się także ze swoją opiekunką. Ich kolejną przystanią w sierocym życiu stał się klasztor w położonym 20 km od Monachium Indersdorfie. UNRRA z pomocą armii amerykańskiej zorganizowała tam miejsce dla sierot wojennych. Siostry miłosierdzia wraz z pracownicą socjalną Gretą Fischer roztoczyły nad nimi opiekę i starały się odnaleźć ich rodziny. – Nie pamiętam, kiedy zrobiono nam to zdjęcie – wspomina 70-letni dziś Janusz Karpuk, spoglądając na jasnowłosego chłopca z tabliczką na piersi. Z pewnym niedowierzaniem spogląda także na inne zdjęcia. Do ubiegłego roku nie wiedział o ich istnieniu. Dotyczą niezwykłego wydarzenia w ich smutnym wojennym dzieciństwie. W listopadzie 1945 r. Zosia i Januszek znaleźli się w 20-osobowej grupie, która wyjechała na wypoczynek na zaproszenie szwajcarskiego Czerwonego Krzyża. – Tutaj przygotowujemy się do wyjazdu. Pakujemy ubrania. A tu w czasie badań lekarskich – objaśnia ko-lejne fotografie, które pozwalają mu przywołać okruchy jakże odległej przeszłości. W opinii siostry Januszek był bardzo wystraszonym chłopcem, który nie odstępował jej na krok, co widać na zdjęciach. Z pobytu w Szwajcarii najbardziej utkwił mu w pamięci obraz wiosny w Alpach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy