Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zielone światło dla Nabucco?

Nawiązanie stosunków dyplomatycznych między Turcją i Armenią daje szansę na przyspieszenie budowy gazociągu Nabucco, który uniezależni Europę od rosyjskich dostaw gazu.

Hayko Cepkin jest jednym z idoli zbuntowanej młodzieży Ankary, Stambułu i Izmiru. Długowłosi Turcy i poprzekłuwane w nietypowych miejscach kolczykami Turczynki szaleją na jego hardrockowych koncertach. Wszyscy wiedzą, że jest Ormianinem. Tureckim Ormianinem. Jego fanom to nie przeszkadza. Chyba nawet ich to nie obchodzi. Wśród nocnych klubów stambulskiej ulicy Istiklal, gdzie grywa Hayko, ukrywa się wiele niepozornych kościółków. Przynajmniej dwa z nich są ormiańskie. Podobnie jest z kwestią ormiańską we współczesnej Turcji. Budzi wielkie emocje, ma skrajnie różne oblicza, czai się często tam, gdzie jej nikt nie oczekuje.

Miłe złego początki
Gdy rozpadał się ZSRR, niepodległość uzyskała i Armenia. Młode państwo zostało stosunkowo szybko uznane przez Turcję, która udzieliła borykającej się z poważnymi problemami Armenii pomocy w postaci darmowych dostaw energii elektrycznej i żywności. Miodowy miesiąc szybko jednak minął. Ormianie zaczęli głośno mówić o tureckiej masakrze Ormian z 1915 r. Przebudzili się też Ormianie w należącym do Azerbejdżanu Górnym Karabachu. Dla Turków Azerowie to bratni naród. Rządzący w tamtych latach prezydent niepodległego Azerbejdżanu Ebulfaz Elczibej głosił wręcz hasło: „Dwa państwa, jeden naród”. Dlatego powstanie w Karabachu, a następnie zajęcie przez Ormian także i innych azerskich terytoriów Turcy odebrali nieomal jak atak na samych siebie. 5 kwietnia 1993 r. licząca 325 km granica biegnąca od kamienia granicznego nr 4 do kamienia granicznego nr 148 została przez Ankarę zamknięta.

Dla 70-milionowej Turcji zamknięcie granicy z Armenią oznaczało tylko upośledzenie drobnego handlu w kilku wschodnich prowincjach. Dla 3-milionowej Armenii było katastrofą ekonomiczną. W marznącym zimą Erewaniu pod topór poszła większość drzew w parkach. Ormianie – z poparciem Rosji i pomocą diaspory – opanowali Karabach i do dziś go krzepko trzymają. Turcja zaś została niemal całkowicie „odepchnięta” od Azerbejdżanu i od całego „tureckiego świata” Azji Środkowej, który właśnie wtedy, na początku lat 90., budził się z sowieckiego snu. W uproszczeniu można powiedzieć, że wtedy w Karabachu i na tych 325 kilometrach turecko-armeńskiej granicy rozstrzygnęła się geopolityczna gra o Kaukaz i Azję Środkową. Turecki model prozachodniego, laickiego islamu został odcięty rosyjsko-armeńską kurtyną, opartą na dobrze umotywowanym ormiańskim strachu przed powtórką historii z 1915 r. Z czasem protureckiego Elczibeja zastąpił w Azerbejdżanie wrażliwszy na rosyjskie wpływy Hajdar Alijew, a kurtynę uszczelnił Iran – obawiający się Turcji i mający własne plany ekspansji wpływów w szyickim Azerbejdżanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy