Na kresach I Rzeczypospolitej, utraconych przed wiekami, zrusyfikowanych, a teraz szukających własnej, ukraińskiej tożsamości, odbudowuje się także Kościół katolicki. Kiedyś był synonimem polskości, dziś jest inaczej.
Zanim zobaczy się miasto, widać kłęby dymu. Huta w Dnieprodzierżyńsku jednocześnie żywi i zatruwa. Według europejskich norm, przy takim natężeniu radioaktywnych zanieczyszczeń, w promieniu 3 km nie powinno być żadnej zabudowy.
Zatrute miasto
W praktyce całe miasto leży pod bokiem zakładu. Zatruta tutaj jest nie tylko przyroda. Nad siedzibą władz miejskich powiewa żółto-niebieska flaga Ukrainy, ale obok na placu nadal stoi pomnik Feliksa Dzierżyńskiego, twórcy bolszewickiej bezpieki, kata także wielu Ukraińców. Miasto, pięknie położone wśród wzgórz nad Dnieprem, niegdyś duma Ukrainy, dopieszczane zwłaszcza w latach panowania Breżniewa, który tam się urodził, przeżywa traumę deklasacji wielkiego ośrodka przemysłowego, któremu brakuje środków na modernizację, a przede wszystkim pomysłów na inne życie. W miejscowym ośrodku zdrowia przyjmuje nas pani Olga Gociridze. Potwierdza, że stan środowiska miasta jest fatalny, a huta dawno powinna być zamknięta. Zapadalność na choroby dróg oddechowych jest tutaj największa na Ukrainie. Podobnie jest z chorobami nowotworowymi. – To miasto powoli wymiera – dodaje – ponieważ liczba zgonów znacznie przewyższa liczbę urodzeń. Jednak ludzie cieszą się, że kominy dymią, gdyż to znak, że ciągle jest praca, a innej w okolicy nie ma. Liczący ponad 250 tys. mieszkańców Dnieprodzierżyńsk ma klimat przypominający nieco Nową Hutę z lat 50, ale bez religijnych korzeni jej mieszkańców. – To miasto ma swoją niepowtarzalna specyfikę – wspomina o. Błażej Suska OFMCap, który pracował w Dnieprodzierżyńsku. Mało inteligencji, przeważają środowiska proletariackie bądź robotniczo-chłopskie.
Przez kilka pokoleń wychowywani byli w atmosferze wrogości do wszelkiej religii. Charakterystyczne, że na tradycyjne powitanie „Sławu Isusu Chrystu” często padała odpowiedź „Sława trudu” (Chwała pracy). Odbudowa kościoła wiele zmieniła. Teraz katolicy są nieliczną, ale widoczną wspólnotą. Wszystkie polskie tropy w mieście prowadzą do osoby inż. Ignacego Jasiukiewicza, wybitnego metalurga i jednego z najlepszych polskich menedżerów, który w iście amerykańskim stylu na polach Kamianskoje (nazwa miasta do 1936 r.) pod koniec XIX wieku wybudował kombinat metalurgiczny, należący do polsko-belgijskiej spółki. Pracowało w nim wielu Polaków, którzy udali się w głąb carskiego imperium, aby znaleźć tam szansę na pracę i dostatnie życie. Kamianskoje w odróżnieniu od współczesnego, postkomunistycznego Dnieprodzierżyńska było budowane z myślą o ludziach. Powstały kolonie domów dla robotników o standardach dorównujących tym na Zachodzie. Wielkim wysiłkiem miejscowej społeczności, głównie Polaków i Niemców, w Kamianskoje w latach 1895–1997 został wybudowany piękny, neogotycki kościół pw. św. Mikołaja, który mógł pomieścić do 500 wiernych. Przed I wojną światową w mieście żyło ponad 7 tys. katolików. Bolszewicy zniszczyli wszystko. W 1929 r. ostatecznie zamknęli kościół, a ostatniego proboszcza, Niemca Jakuba Rosenbacha, rozstrzelali w 1938 r. na Sołówkach.
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”
Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.
Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się