Zapisane na później

Pobieranie listy

Proboszcz z korzeniami

Myśl: Mimo demograficznego niżu nie tylko „coś” się dzieje, ale dzieje się całkiem ciekawie. Bogu na chwałę, ludziom na pożytek, młodym ku satysfakcji.

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów

|

GN 48/2010

dodane 01.12.2010 12:23

Kilka lat temu przepytywałem księdza do jakiegoś reportażu. Kończył właśnie osiemnasty rok w parafii. Przy moim cygańskim życiorysie wydawało mi się to niewyobrażalne – osiemnaście lat mieszkać w jednym miejscu. Powiedział mi wtedy, że dopiero po kilkunastu latach zaczynają być widoczne owoce pracy w parafii. Czas płynie naprzód, mieszkam i pracuję w Nowym Świętowie już rok dziewiętnasty. Dalej wydaje mi się to niewyobrażalne, choć jest realną rzeczywistością. I co? No właśnie.

Temat, jak przystoi na felieton, wywołany został wydarzeniem. Wspominaliśmy w małym gronie naszą „zakrystię” – co skrótowo oznacza zarówno liturgię, jak i wspólnotę ministrancką (do której u nas proboszcz należy), no i całe życie tej wspólnoty. Bo teraz ministrantów i ministrantek mniej – demograficzna zapaść, wyludniająca się parafia (od tamtego czasu ubyło jakieś 13 proc.). Ale jednak coś się dzieje „w zakrystii”. Służą, śpiewają, rozrabiają, o przygotowanie liturgii dbają, o proboszcza też. Bo u nas nie ma kościelnego. To ministranci – chłopcy i dziewczęta – są takim „kolektywnym kościelnym”. I to działa.

Młodzi przygotowali na odpust Chrystusa Króla oprawę muzyczną. Organista z chórem też – zawsze się uzupełniają. Ta oprawa muzyczna to nie tylko śpiew, ale i dwie gitary, skrzypce, dwie wiolonczele, no i wokal. Organista czasem zaglądnie na próby, coś tam skoryguje. Proboszcz posłucha, przestawi mikrofon, zapyta o stan akumulatorka i tyle. Wszystko „leci samo”. Samo? Nieprawda. Dlatego wspominaliśmy w naszej rozmowie „tamte” czasy.

Jak to się tylko śpiewało, jak nie było ani jednej gitary, jak nieraz brakowało zgody i jedności, jak trzeba było każdą melodię psalmu do znudzenia tłuc przed mszami. Ale powoli kształtowała się tradycja – i liturgiczna, i muzyczna, i organizacyjna, i wspólnotowa. Starsi wciągali młodszych. Jak z nieba spadła nam na dwie wakacyjne wycieczki siostra Krzysztofa z gitarą (dziękujemy!), a nasi pozazdrościli i też sięgnęli po gitary. I tak, mimo demograficznego niżu, nie tylko „coś” się dzieje, ale dzieje się całkiem ciekawie. Bogu na chwałę, ludziom na pożytek, młodym ku satysfakcji. A proboszcz? Cóż, przed laty był nieomal od wszystkiego, teraz jest już tylko proboszczem.

Ale to tych osiemnaście lat! Znamy się (ze sporą częścią nawet sprzed urodzenia), przyjaźnimy, rozumiemy bez słów – ale i pogadać lubimy. Czasem na żywo, czasem przez telefon. Wysyłamy do siebie SMS-y. Bywają krótkie :-)) – i wszystko wiadomo. Ale to tych osiemnaście lat. I ja, z cygańskim od urodzenia życiorysem, wbrew samemu sobie zapuściłem korzenie. Dopiero teraz zaczynają dojrzewać owoce. I niech mi już nikt nie wspomina o kadencyjności!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej