Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Rodzina na rynku

Państwo jest jak futbol: totalny, więc musi atakować na całym obszarze placu gry. Nic dziwnego, że coraz częściej wtrąca się do spraw rodziny.

Moja mama powitała mnie słowami, że czuje się urażona. Już się przestraszyłem, że o czymś zapomniałem. Okazało się jednak, że w tym wypadku winni są autorzy pewnego programu informacyjnego, w którym donoszono o wypadku drogowym, jakiemu uległa „osiemdziesięcioletnia staruszka”. Moja mama obraziła się na słowo „staruszka”. Innym razem obraziła się na żebraka, który, prosząc o dopłatę do butelki piwa, zwrócił się do niej per „babciu”! Najwyraźniej mama przeżywa „kryzys wieku średniego”.

W mojej macierzystej parafii rozpoczęły się rekolekcje wielkopostne. Rekolekcjonista komentował ewangeliczną przypowieść o synu marnotrawnym. Dla mnie jest to między innymi przypowieść o rodzinie, współbrzmiąca ze słowami kard. Ennio Antonellego, wygłoszonymi podczas VIII Zjazdu Gnieźnieńskiego. Kardynał powiedział w ubiegłą niedzielę, że „tak jak rynek jest instytucją wymiany użytkowej, tak rodzina jest instytucją życzliwości i wzajemnego obdarowywania się sobą między osobami”. Współcześnie często myli się te dwa porządki: rynkowy i rodzinny.

Na przykład państwa, które zasadniczo nie wtrącają się do spraw rynku (a przynajmniej nie powinny), robią to coraz częściej. Owoce takiego postępowania nieuchronnie pogarszają sytuację obywateli, albowiem oni muszą płacić za pomysły polityków, pragnących zdobywać głosy za wszelką cenę. Państwo jest jednak jak futbol: totalny, więc musi atakować na całym obszarze placu gry. Nic dziwnego, że coraz częściej wtrąca się do spraw rodziny, bardziej dolegliwie niż państwo komunistyczne. Wydawało się, że po 1990 roku weszliśmy do Europy, wychodząc z niebytu, ale teraz widzimy, że zostaliśmy wtrąceni do jakiegoś ogromnego studia, gdzie nagrywają „Big Brothera”. Mimo woli trafiliśmy na rynek, który przypomina targ niewolników. W średniowieczu, które może i było okresem ciemności, nikt nie zaglądał rodzinie do garnka ani do alkowy, ani do żadnej innej izby.

Teraz wszystko jest możliwe, łącznie z definiowaniem na nowo rodziny. Tylko nieugiętej postawie rodziców zawdzięczamy, że na razie odesłano z powrotem do komisji projekt ustawy „o zapobieganiu przemocy w rodzinie”, która powszechnie była odczytywana jako narzędzie rozbijania rodzin i odbierania dzieci. Państwo w tym przypadku odgrywa rolę stróża, i nie jest to Anioł Stróż. Odbieranie dzieci podobne jest do polityki otomańskiej, zgodnie z którą pozyskiwano janczarów. Po dzieciach przyjdzie kolej na rodziców, już dochodzą głosy z Holandii o poszerzonym dostępie do eutanazji.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej