Nowy numer 17/2024 Archiwum

Pozytywne spojrzenie na zimową olimpiadę

Zimowa olimpiada jest wydarzeniem bijącym rekordy nudziarstwa

W kanadyjskim Vancouver rozpoczęły się kolejne igrzyska zimowej olimpiady. Może to nie jest najciekawszy temat dla czytelników GN, którzy żyją już raczej bliskim Wielkim Postem. Może to w ogóle nie jest ciekawy temat, bo, jak zauważono cztery lata temu w amerykańskiej telewizji, zimowa olimpiada jest wydarzeniem bijącym rekordy nudziarstwa. Ileż można oglądać biegów, zjazdów czy slalomów – nie mówiąc o skokach narciarskich – w których nie ma bezpośredniego starcia i gdzie trudno laikowi zauważyć różnice między najlepszymi a tymi trochę gorszymi. Na tym tle nieźle prezentuje się hokej; miejmy nadzieję, że gdzie jak gdzie, ale w Kanadzie rozgrywki będą pasjonujące.

Chyba że akurat w tym samym czasie wypadnie finał Pucharu Stanleya – z dawnych lat pamiętam, iż ów Puchar Stanleya regularnie uniemożliwiał start najlepszych hokeistów w imprezach światowych. Na szczęście w igrzyskach biorą też udział polscy sportowcy. Niektórzy z nich z medalowymi szansami. I to pozwala przypuszczać, że mimo nocnej pory będzie wielu amatorów, którzy przełamią naturalny odruch niechęci do ślęczenia w nocy przed telewizorem. Za to rankiem, z zaczerwienionymi oczami, będą mogli oświadczyć rodzinie, że tym razem tak niewiele zabrakło, szczęście było tuż, tuż, niestety, tamten drugi (lub tamta druga) był (lub była) o ułamek sekundy szybszy (lub szybsza). No cóż, nadzieja nigdy nie umiera, a przynajmniej umiera dopiero na samym końcu.

Zamiast się zamartwiać, spróbujmy znaleźć w całej sytuacji coś pocieszającego. Przede wszystkim cieszy, że nasi nie wygrywają bezustannie, jak nie przymierzając Norwegowie czy Amerykanie. Dla tamtych narodów musi to być powód do smutku, że nie mają zbyt wielu konkurentów. Po drugie, nie zwycięstwo się liczy, ale udział – pod tym względem prezentujemy się lepiej od licznych krajów świata, które nie posłały swoich reprezentantów, takich jak Nauru czy Kiribati (to wyspy, o których słychać raz w roku – na początku – ponieważ leżą w miejscu, gdzie zmienia się data). Nasi sportowcy są ładnie ubrani i w ogóle sympatyczni.

Poza tym hokeiści nie zakwalifikowali się, co znacznie obniża koszty wyprawy. Wreszcie można obserwować zawody z zachowaniem minimum obiektywizmu: nie podniecamy się występami naszych, bo naszych po prostu nie ma. Minimum obiektywizmu jest bardzo zdrowe. W kontekście zbliżającego się Wielkiego Postu też się przyda umartwienie – Wielki Post to nie Ramadan, gdzie umartwienia kończą się z zachodem słońca. No i rodzina będzie miała trochę pożytku, bo tata nie będzie zarywał nocy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej