Nowy numer 19/2024 Archiwum

Przysklepowy placyk kontra świetlica

Świetlica kosztuje, jak każda sprawa. Ale bardziej od pieniędzy potrzebni są ludzie. Pasjonaci przygotowani do takiej pracy.

Zadzwonił do mnie współbrat, też wiejski proboszcz. „Nie pisałeś jeszcze o świetlicach, to wielki błąd”. Nie pisałem. Bo jakoś nie widziałem tego z mojego okna. Tak mi się przynajmniej zdawało. Ale po to jest kolęda, takie okno w innym miejscu. Skończyłem odwiedziny w spółdzielczym bloku. Osiedlowy sklep – pawilonem zwany. Mróz. Odśnieżyłem samochód. Wokół pawilonu chłopcy z osiedla. „Pochwalony Jezus Chrystus!”. Na wieki! Pomogli mi wypchnąć auto z kolein. I wtedy uświadomiłem sobie temat: świetlica! Może klub, może cokolwiek innego dającego możliwość spotkania, spędzenia wieczoru, rozrywki. Owszem, są świetlice – ale widocznie placyk przed pawilonem wydaje się bardziej pociągający nawet w siarczysty mróz. Wiem, że chłopaki urządzili sobie rodzaj klubu w piwnicy – ale to nie wystarcza.

Czy nie ma świetlic? Są. Dlaczego jednak placyk wokół sklepu bierze górę? Bez wątpienia krajobraz jest pod tym względem bardzo zróżnicowany. W mieście więcej możliwości – także parafialnych. Na wsi wiele zależy od inicjatywy zapaleńców. Czasem proboszcza, czasem bibliotekarki, czasem nauczyciela. A czasem po prostu kogoś, kto nie tylko potrafi zobaczyć problem, ale chce mu zaradzić.

Świetlica kosztuje, jak każda sprawa. Ale bardziej od pieniędzy potrzebni są ludzie. Pasjonaci przygotowani do takiej pracy. Gminy mają środki, urzędy pracy organizują stosowne kursy, duszpasterzowi powinno zależeć, a wszystkim chrześcijanom nie może być obojętna troska o dobro. Istniejącą w wielu miejscach pustkę wypełnia najpierw nuda, potem bylejakość, a w końcu zło – wielorakie zło. Ewangelizacja? Tak, o to chodzi. Ale bez pobożnej nutki, bez Biblii pod pachą, bez katechizmu. Ewangelizacja przez obecność i dobro. Nie ma jednej recepty – jako że każde środowisko jest inne.

Dawne pomysły ping-ponga i podobnych rozrywek nie są tak atrakcyjne jak kiedyś. Inny hit – stanowiska internetowe – także zbladł, bo większość ma to w domu. Zresztą – nie tu miejsce na kreślenie programów i proponowanie metod. Jest w kraju wiele uczelni pedagogicznych. Są ich absolwenci. Ale za mało zrozumienia, jak ważne jest animowanie kultury, w szerokim i podstawowym wymiarze. I za mało nakazanego konstytucją (art. 25 p.3) współdziałania państwa, samorządów, parafii, szkół i wolontariuszy dla dobra człowieka i dobra wspólnego.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej