Nowy numer 17/2024 Archiwum

Praha

Z naszych południowych pobratymców możemy brać przykład, jak się ma zachować nieduży naród wśród narodów większych

Jedziemy do Pragi w Republice Czeskiej – to trzeba dodać, bo „Praga” ma w naszym języku znaczenie podwójne. Przyjaciele podjęli decyzję, żeby w tym roku obchodzić urodziny w Pradze. Czemu nie? Rok temu byliśmy w Wiedniu; prawda, że akurat weekend z okazji 11 Listopada był baaardzo długi. Ale najważniejsze, że przywykliśmy i nawet krótszy weekend nie powstrzyma nas od wypadu. Dawniej byłaby to „zagranica”, ale teraz nie opuszczamy Unii E. Chociaż…

Kto wie, czy Czechy są jeszcze ciągle w UE? Ich prezydent był ostatnio tak zawzięty, że już zaczynałem się godzić z myślą, iż znowu będę musiał w Cieszynie pokazywać paszport. A z powrotem pokazywać bagaże, dowodząc, że nie kupiłem za Karkonoszami niczego, co by mogło ujemnie wpłynąć na stan stosunków pobratymczych. Na przykład nie wywożę stamtąd piwa, na którego braki uskarżali się zawsze. A w każdym razie kazali wylewać Polakom na granicy, bo nie wolno i już! Oczywiście żartuję, bo od Unii nie ma odwrotu i nie chcę nikogo straszyć. Z „Evropskim Svazem po vše časy”, ale – jak to przeczytałem na pewnym blogu sprzed półtora roku – zawsze z dbałością o swój interes; choćby przejawiający się w tym, że Sowietom sprzedawano škody z zyskiem.

A nie za półdarmo, jak nasze statki. Z naszych południowych pobratymców, a raczej z ich prezydenta, możemy brać przykład, jak się ma zachować nieduży naród wśród wielu narodów większych i ważniejszych. Czy my jesteśmy impregnowani na impertynencje wielkich narodów? Nie, zwłaszcza że jest nas coraz mniej i być może wkrótce już znajdziemy się w takiej sytuacji jak Czesi. Wtedy trzeba będzie sobie przypomnieć Vaclava Klausa i jego – być może dziwaczny – eurosceptycyzm. Dobrze, że na razie polonosceptycyzm jest nad Wełtawą nieobecny. Dzięki temu będziemy mogli świętować zrelaksowani i pełni optymizmu, szczególnie że na wszelki wypadek nie mamy zamiaru wywozić piwa w butelkach. Od Czechów możemy uczyć się realizmu, jeśli będziemy mieli ochotę.

Zawsze byliśmy dumni z naszych romantycznych czynów i jeszcze bardziej romantycznych zamiarów. Z pewną wyższością patrzyliśmy (może czas przeszły nie jest tu uprawniony) na Czechów. Bawił nas ich język, ich knedliczki, wojak Szwejk – dzielny tylko w tytule. Ale Czesi istnieją i nic nie wskazuje na to, by miało być inaczej. Autostrady budują, koleje chodzą lepiej niż u nas, samochody produkują – nawet za cenę włączenia się w grupę Volkswagena. A u nas? U nas w listopadzie rozpamiętuje się klęski, Kwaśniewski rozmawia z Olejnik. Noc żywych trupów? Halloween? O co chodzi? Nie wiadomo, zupełnie jak w czeskim filmie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej