Nowy numer 13/2024 Archiwum

Produkcyjniak

Czy Polacy naprawdę pasjonują się kwestią, „kto ma jechać do Brukseli” na kolejny szczyt? Dla rodaków ważniejsze jest to, czy w kolejnym meczu wystąpi Krzynówek i kto zagra na bramce

Za dawnych czasów, gdy jeszcze na świecie występowały kapitalizm i socjalizm (teraz, po decyzjach o faktycznej nacjonalizacji banków w USA, kapitalizmu już nie ma), opowiadano dowcip o różnicy między piekłem socjalistycznym i kapitalistycznym. Pewnemu potępionemu w ramach złagodzenia wymiaru kary zaproponowano wybór, więc kazał sobie przedstawić oba warianty. W oddziale kapitalistycznym nieszczęśników tarzano w smole, a potem kładziono na nich deskę, po której tam i z powrotem diabeł jeździł walcem. A tymczasem w obozie socjalistycznym grzesznicy łażą, gadają, ćmią papierosy, pociągają z flaszki – panuje niezdrowa atmosfera, ale niespecjalnie różna od tego, co było na ziemi. Nasz „turysta” poprosił jednego z pensjonariuszy o wyjaśnienia. „Wiesz pan, w zasadzie to jest tak jak w sali obok. Ale albo nie ma smoły, albo deskę ukradli, a jak jest smoła i deska, to walec nawali albo pijany czort nie jest w stanie prowadzić”.

Przypomniał mi się ten wic, gdy usłyszałem o kłopotach z rządową flotą lotniczą. Przez lata narzekano na defekty samolotów, a gdy już wreszcie oba naprawiono, pilot się rozchorował i władza znów jest uziemiona. Ów chory pilot, któremu osobiście życzę wiele zdrowia, jest tak banalnym symbolem sytuacji, w której znalazł się nasz biedny kraj, że gdyby ktoś napisał powieść o naszych czasach i użyłby tego symbolu, to zostałby niewątpliwie skazany za grafomanię na czytanie utworów polskich pisarzy współczesnych. Naszą historię piszą jednak grafomani, a główne postacie tego nieszczęsnego „Wielkiego Brata” prześcigają się w pomysłach, by kamery zechciały na nie zwrócić uwagę.

Czy Polacy naprawdę pasjonują się kwestią, „kto ma jechać do Brukseli” na kolejny szczyt, który ani nie będzie wyższy, ani się nie obniży niezależnie od składu polskiej reprezentacji? Ciągle mam nadzieję, że dla rodaków ważniejsze jest to, czy w kolejnym meczu wystąpi Krzynówek i kto zagra na bramce. Jeśli jest inaczej, to pora udać się na kolejną emigrację wewnętrzną. Za komuny nadawali w telewizji różne „produkcyjniaki”, które przedstawiały konflikty w kierownictwie socjalistycznych przedsiębiorstw, dotyczące na przykład technologii wytwarzania uszczelek. Było to nudne jak flaki z olejem, ale przynajmniej raz dotyczyło huty, innym razem kopalni albo PGR-u. A teraz oglądamy wyłącznie jeden zakład pracy, w którym władza dmucha balon swojego dobrego samopoczucia. Człowiek tęskni za postacią wrażego sabotażysty, który spuściłby z niego trochę powietrza. Bez sabotażysty nie ma produkcyjniaka, co dzisiejsze media powinny wziąć pod uwagę.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej