Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Schengen wypędza lęki

Kościół jest tam, gdzie są ludzie

Wpadł do mnie proboszcz z sąsiedniego dekanatu – Czech, bo i dekanat czeski. Przywiózł świeży numer ich lokalnej gazety. „Czytaj!”. Bardzo ciepło napisana relacja z wydarzenia może i marginesowego, a przecież dało to do myślenia i Františkovi, i mnie. Jest tam taki mały kościółek. Przez ostatnich 60 lat Msze bywały w nim raz na rok. Miejscowość malutka, wierzących prawie wcale. Drogę łączącą wioskę po czeskiej i po polskiej stronie zamknięto i rów przekopano w poprzek w ramach budowania „granicy przyjaźni” między bratnimi narodami. Układ z Schengen zadziałał i tu. W dzień św. Rocha, patrona owego kościółka, proboszcz polskiej parafii ze swoimi wiernymi przeszedł transgraniczną procesją ten niecały kilometr. František, opowiadając o tym i komentując prasową notatkę, dodał: „U nas w kościele (w tym kontekście słowo miało znaczenie podwójne: kościół i Kościół) ludzi było mało.

A skoro było mało, to się bali komunistów, którzy mogli wszystko zrobić. W Polsce było dużo. Bo Kościół jest tam, gdzie są ludzie. Siłą Kościoła są wierni”. U nas jest coraz mniej – wtrąciłem. Machnął ręką, co miało znaczyć, że w proporcji do czeskich parafii i kościołów to w Polsce są ogromne tłumy. „Dobrze, że jest Schengen i dobrze, że wasi przyszli do nas. Jak ludzie zaczną widzieć, że nas jest więcej, przestaną się bać”. Czego się bać? – zapytałem. „Komunistów. Reżimu już nie ma, ale w ludziach i księżach lęk został. Jeszcze minie całe pokolenie, aż się bać przestaną. Dlatego muszą widzieć, że tych nie bojących się jest coraz więcej”.

Nie tylko Czesi i Polacy tam byli – tereny tego pogranicza zamieszkiwali kiedyś Niemcy. Przyjeżdżają i teraz – toteż we wspomnianej relacji jest i takie zdanie: „Pielgrzymka trzech narodów mogłaby stać się w Kolnovicich tradycją”. Takie pielgrzymki są już organizowane w pobliżu, nieraz z wielkim rozmachem. Ale wyczuwam intencję autora notatki – chyba bardziej ceni te oddolne, spontaniczne, także codzienne okazje spotkań między ludźmi różnych nacji i, dodajmy, różnych doświadczeń historycznych. Tak samo odebrał to mój czeski współbrat i dlatego z gazetą do mnie przyjechał. A ja tego samego dnia pojechałem z psem na górski spacer na czeską stronę. Po drodze nagadałem się ze spotykanymi ludźmi. Po polsku, po czesku i po niemiecku. Na szlaku już nikt się nie boi

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej