Nowy numer 17/2024 Archiwum

Zdradź, albo giń

O faktach zmieniajacych wyobrażenia o sensie Katynia z historykiem IPN, badaczem archiwów tajnych służb NRD i PRL, Wojciechem Sawickim, rozmawia ks. Andrzej Jerie.

Ks. Andrzej Jerie: Wszyscy kibicujemy „Katyniowi” Andrzeja Wajdy w wyścigu do Oscara. Jak historyk patrzy na ten film?
Wojciech Sawicki: – Andrzej Wajda postanowił odtworzyć prawdę historyczną o zbrodni katyńskiej i, moim zdaniem, w dużej mierze mu się to udało. Trudno mieć zarzuty, że nie są oddane wszystkie szczegóły, bo w filmie to nie jest możliwe.

Scenariusz opiera się w dużej mierze na relacjach świadków, zapiskach...
– Bez wątpienia Wajda oparł się na szerokiej literaturze przedmiotu. Jednak nie zauważył pewnych procesów, które z punktu widzenia historyka, mającego wieloletnie doświadczenie z materiałami służb specjalnych, stalinowskich, poststalinowskich, sowieckich i komunistycznych, są oczywiste. Reżyser nie zauważył dramatycznego sensu całej akcji internowania jeńców wojennych i wyniszczenia ich dopiero po kilku miesiącach. To jest niezwykle ciekawy wątek.

Powszechnie sądzi się, że polscy oficerowie zostali aresztowani przez Sowietów po to, żeby ich zgładzić, i w ten sposób pozbawić Polaków inteligenckich elit.
– To jest pewien mit narodowy. Trudno zanegować tezę, że Stalin mścił się na narodzie polskim i skazał go na fizyczną zagładę, tak jak w przypadku Żydów ze strony Niemców. Jednak z dokumentów NKWD wynika, że jeńcy byli traktowani nie najgorzej. Zostali umieszczeni w byłych klasztorach prawosławnych. Istniały pewne problemy z zaopatrzeniem, z opałem, ale wiele osób żyjących na wolności znajdowało się w podobnej sytuacji. Starano się im zapewnić – jak na sowieckie warunki – godziwe życie. Na pewno nie chciano ich zagłodzić.

Dlaczego, skoro mieli iść na śmierć?
– Teraz wiemy to na pewno – prowadzono olbrzymią pracę polityczną i operacyjną. Ogrom tych działań pokazuje, że z pewnością nie byli przeznaczeni od razu do zagłady. Nikt by się nie bawił...

Praca polityczna?
– Pogadanki sowietologiczne, filmy propagandowe, wykłady z marksizmu-leninizmu, zwalczanie przejawów religijności. To była próba stworzenia z tych ludzi kadry przyszłego sowieckiego państwa polskiego albo republiki sowieckiej. W obozie kozielskim pracowało ok. 130 enkawudzistów. Ale najistotniejsza była praca operacyjna. Wszyscy więźniowie byli rejestrowani. Każdy miał założoną teczkę, w której był dokładny kwestionariusz, zdjęcie – to nie była taka banalna sprawa, bo fotografia nie była jeszcze tak rozpowszechniona – a nawet odciski palców. Ewidencja operacyjna, budowanie kartotek to podstawowa działalność służb specjalnych, często niedoceniana z punktu widzenia tych, którzy nie znają mechanizmów ich działania. Z całą odpowiedzialnością można porównać rejestrację operacyjną wobec oficerów w obozach jenieckich do tego, co robił Departament IV wobec księży w Polsce. To była jedyna grupa, która „na dzień dobry” podlegała w całości inwigilacji. Niektórzy, wybijający się pozytywnie czy negatywnie, mieli dodatkowo zakładane teczki osób rozpracowywanych, kandydatów na tajnych współpracowników czy agentów. Bardzo podobnie było w tych obozach. Każdy miał być inwigilowany, śledzony, raporty na temat inwigilowanych były gromadzone w teczkach.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy