Nowy numer 13/2024 Archiwum

PiS do kosza?

Nie wszystko, co zrobili poprzednicy, nadaje się do kosza

Nowy rząd działa czasami tak, jakby wszystko, co zrobili poprzednicy, nadawało się jedynie do kosza. Jest to o tyle zrozumiałe, że głównym motywem kampanii wyborczej 2007 była walka z rządami PiS, czyli z „kaczyzmem”, postrzeganym jako zagrożenie dla demokracji. Uważam za nonsens formułowanie podobnych zarzutów wobec polityków, którzy patową sytuację polityczną chcieli rozwiązać przedterminowymi wyborami już w 2006 r. i którzy to rozwiązanie, wbrew opinii licznych posłów opozycji, wprowadzili w życie w 2007 r. Dlatego przekonanie, iż to, co zrobił rząd J. Kaczyńskiego, trzeba wyrzucić do kosza, i zatrzeć po nim wszystkie ślady, uważam za bezmyślne kontynuowanie przedwyborczej propagandy. Nie można kwestionować prawomocności demokratycznych wyborów 2005 r. i lekceważyć ponad 5 milionów wyborców, którzy w 2007 r. głosowali na PiS.

To mi się nie podoba
Proponuję przemyśleć pomysł nowego ministra edukacji, by wycofać się z wprowadzenia egzaminu z religii na maturze. Warto też wykorzystać pomysł ministra Z. Religi przeznaczenia 4 miliardów zł z Funduszu Pracy na załatanie doraźnie dziury, którą w budżecie NFZ spowodowała unijna regulacja dotycząca lekarskich dyżurów. Za przejaw walki z PiS-em uważam także skreślenie przez minister nauki Barbarę Kudrycką aż 30 uczelnianych inwestycji z listy projektów rekomendowanych do dofinansowania ze środków UE.

Najpoważniejszym problemem wydaje się to, co dzieje się w sferze wymiaru sprawiedliwości, a dokładniej w prokuraturze i Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. Raport minister J. Pitery o działaniach CBA staje się jej „prywatną opinią” w tej samej chwili, w której Rzecznik Praw Obywatelskich prosi o jego przekazanie, co pozwala odmówić prośbie rzecznika. Równolegle prowadzony przez Ministerstwo Sprawiedliwości audyt wszystkich śledztw z czasu ministrowania Z. Ziobry sugeruje taką metodę działania, w której najpierw zapadają decyzje, a potem powstaje ich uzasadnienie. Największym zaskoczeniem jest jednak nazwa sejmowej komisji, która zgodnie z przedwyborczymi obietnicami miała zająć się wyjaśnieniem wszystkich okoliczności afery gruntowej, domniemanego przecieku oraz szczegółami sprowokowanego przez CBA przyjęcia przez byłą posłankę PO łapówki.

Składu komisji jeszcze nie ma, a już jej nazwę można umieścić we wnioskach raportu kończącego prace: komisja ds. „nielegalnego wywierania wpływu przez członków Rady Ministrów, Komendanta Głównego Policji, szefa CBA oraz szefa ABW na funkcjonariuszy policji, CBA, ABW, prokuratorów i osoby pełniące funkcje w organach wymiaru sprawiedliwości w celu przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków”. Innymi słowy: nie było afery gruntowej, łapówki na Helu, przecieku i fałszywych zeznań. Po prostu prokuratorzy i oficerowie CBA ulegli „nielegalnym naciskom”. Skąd posłowie PO, PSL i LiD znają końcowy efekt prac komisji? Wszak przesłuchania jeszcze się nie zaczęły.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy