Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Kto nas będzie leczył?

Dostęp do usług wyspecjalizowanych medyków nie jest dziś łatwy, a będzie jeszcze gorzej.

Takie wnioski płyną z opublikowanego we wrześniowym numerze „Gazety Lekarskiej” artykułu prezesa Okręgowej Rady Lekarskiej w Krakowie dr. Jerzego Friedigera. Podał on przykład województwa małopolskiego, w którym pracuje 10 200 lekarzy. Wśród nich jest ponad 6 tys. specjalistów, z których aż 28 proc. przekroczyło wiek emerytalny, a jedynie około 1000 (12 proc.) nie ukończyło jeszcze 40. roku życia. Rodzi się pytanie: kto nas będzie leczył, kiedy starsi odejdą z zawodu? Bo – jak się zdaje – na wypełnienie pokoleniowej luki nie ma co liczyć.

Dlaczego?
Z ankiety, otrzymanej z Ośrodka Doskonalenia Kadr Medycznych w Krakowie wynika na przykład, że wśród młodych lekarzy nie ma zainteresowania ważną, bo podstawową, specjalizacją internistyczną. W ostatnim naborze tylko 40 kandydatów starało się o 75 miejsc. Z drugiej strony są specjalizacje, na które więcej jest chętnych niż miejsc, np. ginekologia i położnictwo (8 miejsc na 17 kandydatów), kardiologia (13 miejsc na 42 kandydatów). Z równowagą chętnych i wolnych miejsc mieliśmy do czynienia na laryngologii (6 na 6) czy na pediatrii (29 na 28). W sumie jednak – jak twierdzi dr Friediger – system podyplomowego, specjalistycznego kształcenia lekarzy dostarcza społeczeństwu zbyt mało specjalistów w stosunku do potrzeb. Przyczyny tego stanu rzeczy są bardzo złożone.

Trojaka bieda
Jedną z nich są bariery finansowe. Bo specjalizację można zrobić na trzy sposoby. Pierwszy z nich to tryb rezydencki – specjalizujący się lekarz uczy się i pracuje, żyjąc z chudziuteńkiej pensji, wypłacanej mu nie ze środków szpitala, ale Ministerstwa Zdrowia. Inny tryb – specjalizacja na zasadzie umowy cywilnoprawnej jest jeszcze trudniejsza i niewielu może sobie na nią pozwolić, bo w takim przypadku specjalizujący się lekarz pracuje na rzecz kształcącej go placówki bez wynagrodzenia, a na pracę dającą zarobek pozostaje mu bardzo mało wolnego czasu. W lepszej sytuacji są lekarze, którzy specjalizują się, pracując na etacie, ale i tu pojawiają się problemy, bo chociaż zarabiają i specjalizacja jest dla nich bezpłatna, to jednak z własnych środków muszą opłacać liczne przejazdy, literaturę i noclegi poza miejscem zamieszkania. – W ten sposób ukończenie formalnie bezpłatnej specjalizacji z kardiologii kosztowało mnie ok. 15 tys. zł – mówi dr Marcin Świerad ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy