Nowy numer 17/2024 Archiwum

Coraz więcej przemocy

Czy są szanse na pokój w Ziemi Świętej? Jaki los czeka chrześcijan w ojczyźnie Jezusa – opowiada o. Pierbattista Pizzaballa OFM, przełożony Kustodii Ziemi Świętej, w rozmowie z Beatą Zajączkowską.

Beata Zajączkowska: Publiczne radio izraelskie poinformowało o powstaniu dwóch państw palestyńskich: „Hamastanu” w Strefie Gazy i „Fatahlandu” na Zachodnim Brzegu Jordanu. Czy jesteśmy świadkami tworzenia się trzech państw dla dwóch narodów, Izraelczyków i Palestyńczyków?
O. Pierbattista Pizzaballa: – Ogromna przepaść między Strefą Gazy a Zachodnim Brzegiem Jordanu istnieje od dawna. Te obszary należą do Autonomii Palestyńskiej, jednak są zupełnie odmienne pod względem administracyjnym. Myślę, że należy obawiać się nie tyle powstania trzech państw, ile utraty kontroli i dalszego podziału władzy, a co za tym idzie, także podziału terytorium. To może doprowadzić do eskalacji przemocy i jeszcze większej anarchii.

Czy rządzone przez Hamas państwo ma szansę przetrwania w Strefie Gazy?
– Jako suwerenne państwo nie. Musimy jednak pamiętać, że już wcześniej Gaza tworzyła jakby wyodrębnioną społeczność charakteryzującą się własnym stylem życia. Wpływy radykalnego islamu na tym terenie były bardzo silne, a muzułmańskie ugrupowania dobrze zorganizowane. Strefa Gazy obejmuje niewielki, ale tworzący jedną całość obszar, z dużą liczbą ludności. W większości są to muzułmanie. Chrześcijan jest tam zaledwie kilkuset.

Czy istnieje niebezpieczeństwo, że konflikt rozciągnie się także na Zachodni Brzeg Jordanu?
– Relacje między prezydentem Abu Mazenem a Hamasem są i jeszcze długo pozostaną bardzo napięte. Jednak nie sądzę, żeby konflikt się rozszerzył. Mimo odczuwalnego napięcia starcia na Zachodnim Brzegu nie były częste. Abu Mazen aresztował większość przywódców Hamasu i to wywołało niepokoje. Zachodni Brzeg zdecydowanie różni się od Strefy Gazy. Przede wszystkim tym, że nie jest to jednolite terytorium. Obszar jest podzielony przez punkty kontrolne. Mieszka tam też sporo Żydów, a to komplikuje sytuację. Wiele zależy od tego, czy umiarkowany Fatah będzie wystarczająco silny, by kontrolować Zachodni Brzeg. Obecne niepokoje niweczą marzenia o powstaniu jednego suwerennego państwa palestyńskiego.

Jak wyjść z tego ślepego zaułka?
– Konflikt trwa już dziesiątki lat. Można liczyć na dobrą wolę przywódców ugrupowań palestyńskich. Myślę jednak, że wspólnota międzynarodowa i rząd Izraela powinny coś zrobić, by o przyszłości kraju mogli decydować także Palestyńczycy. Do obecnej sytuacji doprowadziła polityka izolacji.

Komentując sytuację w Iraku, chaldejski patriarcha Emmanuel III Delly powiedział, że wspólnota międzynarodowa zachowuje się jak „umywający ręce Poncjusz Piłat”. Tak samo postępuje w Ziemi Świętej?
– Robi to z większą dyplomacją, ale rezultat jest ten sam. Zrobiła zbyt mało, odkąd w styczniu 2006 r. wybory wygrał radykalny Hamas. Ugrupowanie zostało zepchnięte do kąta przez bojkotowanie go i prowadzenie polityki izolacji. Według mnie, był to wielki błąd. Teraz należałoby bardzo szybko wznowić dialog. Wspólnota międzynarodowa musi wywrzeć nacisk nie tylko na władze Izraela, ale i na Palestyńczyków. Mówienie teraz o przywróceniu pokoju jest czczym gadaniem. Najpierw trzeba uspokoić sytuację, wyciszyć napięcie. Droga do osiągnięcia prawdziwego pokoju jest jeszcze bardzo daleka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy