Synek uratował mi życie

Kiedy Magdalena zaszła w ciążę, okazało się, że ma guzka piersi. Gdy poddała się pierwszej chemioterapii, jej dziecko skończyło trzy miesiące. Mimo to razem z mężem zdecydowali się je urodzić. Nikodem, czyli Nikuś, przyszedł na świat zdrowiutki.

Magdalena i Michał Mrówczyńscy poznali się pięć lat temu w Gnieźnie. Do dziś tam mieszkają. Ona wtedy sprzedawała w sklepie, on do dziś jest przedstawicielem handlowym firmy – jeździ po Polsce z towarem. Dopełniają się jak dwie dobrze dopasowane połówki, bo wypróbował ich los.

Bułeczki z lubczykiem
– Pracowałam w sklepie ogólnospożywczym i tam wypatrzyłam Misia, czyli Michała – opowiada Magdalena. – Mieszkał naprzeciwko. Zobaczyłam przystojniaka i pomyślałam: „Musi być mój”. Koleżanka wychodziła wtedy za mąż i wpadła na pomysł, żeby go zaprosić razem z kolegą. I tak to się zaczęło, w 2002 roku. Potem pojechaliśmy w góry ze znajomymi na narty. W sklepie spożywczym trudno dostać wolne na święta, ale mówię: „Szefie, to moja ostatnia nadzieja”. I dostałam urlop. Takich facetów jak Misiu to się już nie spotyka. Troskliwy, dobry, wszystko za mnie zrobi, w kuchni też daje sobie radę. – Żona jest bardzo kochana – przerywa jej Michał. – To ona mnie podrywała. Śmiałem się, że mi sprzedawała bułeczki z lubczykiem. Odtąd trzyma nas miłość. I Nikuś.

Zaręczyny odbyły się w 30. urodziny Magdy, 11 listopada 2004 r. – Misiu zaprosił mnie na kolację urodzinową do knajpki. Akurat nie było ludzi, sami siedzieliśmy przy kominku – wspomina Magdalena. – Piłam szampana i na dnie lampki znalazłam pierścionek. Wcześniej go nie widziałam, tylko gadam, gadam. A jak go dojrzałam, to już nie dopijałam, tylko paluchy włożyłam w ten wąski kieliszek, ale i tak nie mogłam wyciągnąć. Misiu był zdenerwowany: „Boże, jakbyś łyknęła ten pierścionek?!”. Był z białego złota z brylancikiem, delikatny, jak lubię. Misiu za drzwiami ukrył trzydzieści róż, które mi wręczył...
Ślub mieli jak z bajki, w katedrze, nie w parafii, bo Michał tam śpiewał w chórku jako chłopiec. Gołębie wylatywały ze skrzynki, tata prowadził Magdę do ołtarza. To było 10 września 2005 r. A potem już raz-dwa planowali maleństwo.

Nieprzewidziana diagnoza
– Poszłam do ginekologa, żeby się zbadać, myśląc: „Misiowi na Mikołaja zrobię prezent – będziemy mieli dzidziusia – ciągnie opowieść Magdalena. – Lekarz zaczął badać też piersi. Ten guzek wyczuwałam już przed ślubem, tylko myślałam, że to włókniaczek, sam się rozejdzie. Wie pani, jak to kobiety, kiedy się pracuje, do lekarza nie ma czasu iść. A potem zaczęły się przygotowania do ślubu. Przed ślubem ginekolog dał mi skierowanie do chirurga, a ja mówię: „Nie mam głowy, żeby o tym myśleć”

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Barbara Gruszka-Zych