Nowy Numer 16/2024 Archiwum

Na hale, hej, pasterze

Ten milioner porzucił wielki biznes, zamieszkał na wsi i hoduje tam... owce. – Ale nie dla pieniędzy! – śmieje się. Roman Kluska walczy, żeby w polskie góry znów wyległy stada owiec. I żeby górale mogli na tym wreszcie przyzwoicie zarobić.

Owce rasy fryzyjskiej sprowadził aż z Niemiec. – To jest mleczna rasa, która w Polsce wyginęła. Ale kiedyś była u nas bardzo popularna – mówi Roman Kluska i oprowadza nas po swojej oborze pod Nowym Sączem. Owce natychmiast podbiegają do naszego fotoreportera i ciekawie zaglądają w obiektyw. – To jest bardzo ciekawska rasa. One są jak pieski – wyjaśnia Roman Kluska. Oczy mu się śmieją, kiedy wchodzi do zagrody, a owce tłoczą się wokół niego.

Gdzie te owce?
Jeszcze na początku XX wieku było aż 10 milionów owiec na ziemiach polskich. Niestety, ich liczba spada na złamanie karku. Hodowla mało się opłaca. Tym bardziej że państwo ją utrudnia przez wprowadzanie złych przepisów. 30 lat temu mieliśmy jeszcze 5 milionów owiec. A dzisiaj jest ich już zaledwie... 300 tysięcy. Jeśli nic się nie zmieni, wkrótce owce znikną z Polski zupełnie. Rodzice podczas wycieczek w góry będą opowiadali dzieciom, jak pięknie wyglądały tu kiedyś stada owiec, pobrzękujące dzwoneczkami na halach.

Polan z soczystą trawą zresztą też już wkrótce nie będzie. Zarosną krzakami, albo wedrze się na nie młody las. – A wtedy góry stracą więcej niż połowę uroku – załamuje ręce Roman Kluska. – Bo po to pan idzie w góry, żeby zobaczyć piękne widoki. Jednak bez owiec góry całkiem zarosną lasem, a większość turystów pojedzie gdzie indziej. Ludzie w naszym regionie będą cierpieć jeszcze większą nędzę – ostrzega.
Owca potrafi się wyżywić na ubogich górskich gruntach. – Ona jest jak kosiarka, zapobiega zakrzewianiu się łąk i ratuje piękno krajobrazu. Im stok bardziej stromy, tym ją bardziej interesuje. Owce to prawdziwe alpinistki – uśmiecha się biznesmen. Ma sto owiec. Niektórzy górale pukają się jednak w czoło: – Jaki to ma sens, skoro z tego nie da się dzisiaj utrzymać?

Otóż Kluska ma kilka pomysłów, żeby jednak zaczęło się opłacać. – Założyłem tę hodowlę nie dla pieniędzy, tylko żeby przetrzeć szlak rolnikom z naszego regionu. Na razie biję głową w biurokratyczny mur. Ale już jestem w tym zahartowany... Jeśli mi się uda, będę mógł powiedzieć góralom: idźcie w moje ślady! To dobry interes! – mówi zdecydowanie.

Kluska za kratami
Biznesmen, któremu nie zależy na własnym zysku, tylko na rozwoju regionu? To brzmi jak żart. Jednak jeśli przyjrzeć się życiowym drogom Romana Kluski, można w to uwierzyć. W 1988 roku założył firmę Optimus, która jako jedna z pierwszych w Polsce na dużą skalę montowała komputery osobiste. Później Optimus utworzył portal Onet.pl. Kiedyś leżał w szpitalu po wypadku na nartach. Nie miał co czytać, więc wziął do ręki „Dzienniczek” siostry Faustyny. Zaczął czytać i niespodziewanie dla siebie samego zachwycił się przesłaniem o Bożym Miłosierdziu.

Ten biznesmen mnóstwo pieniędzy przeznaczył na cele charytatywne. Dzięki jego wsparciu nową bazylikę w Krakowie Łagiewnikach udało się wykończyć przed pamiętną wizytą w niej Jana Pawła II. Przed czterema laty jednak w tego energicznego biznesmena uderzyli... biurokraci. Ich atak był straszliwy, przypominał polowanie z nagonką. Urząd Skarbowy uznał, że firma Optimus nie zapłaciła należnego podatku WAT za komputery dla szkół. Kluska został wtrącony do aresztu. Wojsko podjęło decyzję o zarekwirowaniu na czas nieokreślony jego dwóch samochodów. Mimo że w czasie pokoju żaden przepis prawny na to nie pozwala. Nie wiadomo, kto inspirował te ataki. Dopiero po długiej gehennie okazało się, że zarzuty Urzędu Skarbowego były niesłuszne. Sąd jednoznacznie stwierdził, że ani Optimus, ani Kluska w żaden sposób nie naruszyli prawa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy