Białoruś to piękny kraj, w którym ludzie żyją dostatnio i szczęśliwie – przekonuje prezydent Łukaszenka. Sprawdziliśmy, jak jest naprawdę.
4 W kawiarni-restauracji przy ul. Dzierżyńskiego jak w najgorszej spelunie. Lastrykowa, nierówna podłoga, w powietrzu smog, choć nikt nie pali, ekspedientka kaszle nam do soku winogronowe-go. Akceptują to eleganckie panie sączące piwo przez rurkę i kilku panów w garniturach, którzy wpadli coś zjeść. Przyzwyczajenie zobojętnia na brzydotę.
Za to piękne są mijane na ulicach dziewczęta i ich mamy. Zgrabne, pełne wdzięku. W markowych ciuchach, których nie widać nawet w największym domu towarowym w Grodnie. Tak samo urzekają starsze kobiety, mieszkające w chatach krytych słomą, pół kilometra od muzeum Mickiewicza w Zaosiu. Ich twarze w zawiązanych pod brodą śnieżnobiałych chustkach wydobywają się ze światłocienia jak na obrazach flamandzkich mistrzów. I na drodze do Pińska staruszeczka z rosochatym kijem o rysach pełnych jakiejś harmonii. I modlące się w największej grodzieńskiej cerkwi. Złoto ikon i biel ich szlachetnych twarzy ukrytych pod chustkami, żeby blask włosów nie rozpraszał patrzących na Boga.
5 W katedrze grodzieńskiej (taki sam Chrystus jak przed Świętym Krzyżem w Warszawie) pan Antoni dyżuruje od rana do 8 wieczorem. – Dostaję 15 tys. rubli, za to kupisz kilo kiełbasy – szepce do nas jak na spowiedzi. – Dwie siostry w Polsce, ale nie ma pieniążków pojechać. Odwija zakutaną w kraciastą chustkę do nosa polską dwuzłotówkę. – Tutaj bilonu nie wymieniają, może weźmiecie – wyciąga ją zawstydzony.
6 Z jeziora Świteź miejscowi wiadrami czerpią wodę do picia. Widać biały piasek na dnie. Na brzegu dwa kamienie z pierwszą zwrotką Mickiewiczowskiej ballady „Świteź”. Na jednym tekst po polsku, na drugim po rosyjsku. S. Letycja ze zgromadzenia sióstr nazaretanek w Nowogródku mówi, że w szkole w Mińsku uczono ją, że Mickiewicz był największym białoruskim poetą: – Teraz się dowiedziałam, że on polski.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się