Nowy numer 39/2023 Archiwum

Hanna się wprosiła

Z brewiarza wypadł obrazek z jej wizerunkiem. Pielęgniarka objęła rządy.

W głębi podwórza, między ulicami – ruchliwą Nowowiejską, nieco spokojniejszą Śniadeckich, tuż przy słynnym MDM-ie, w ścisłym centrum Warszawy, brukowany fragment starej ulicy. Przy niej niezwykły, stary dom. Żeby dotrzeć na miejsce, trzeba przejść przez niewielką bramę w zupełnie inny świat: świat pomocy i dobra, w przestrzeń, w której od prawie stu pięćdziesięciu lat dzieje się miłosierdzie. Miłosierdzie, które teraz wkracza w kolejny wymiar.

Historia dobra

Warszawa, druga połowa XIX wieku. Los niepełnosprawnych, ciężko chorych i biednych jest dramatyczny. Jedną z zamożnych dam działających na rzecz potrzebujących jest Klementyna hr. Łubieńska. Najpierw, w sekrecie, sprowadza ciężko chorych do swojego domu i opiekuje się nimi. Jej krewny, Feliks hr. Sobański, który nie zostaje wpuszczony do pałacu drzwiami frontowymi, lecz tylnymi, zdziwiony odkrywa w kilku pałacowych pokojach ludzi skrajnie chorych, którymi opiekuje się hrabina. Jest wstrząśnięty i wzruszony. Postanawia wesprzeć działania krewnej: na Nowowiejskiej buduje dużą kamienicę przeznaczoną na pomoc chorym. Nazwano to miejsce Schroniskiem dla Paralityków pod wezwaniem św. Rocha. Hrabia najpierw powierza dom tercjarkom franciszkańskim. A w 1918 r. instytucja zostaje oficjalnie przekazana siostrom felicjankom, czyli Zgromadzeniu Sióstr Świętego Feliksa z Kantalicjo. – Od zawsze opiekowałyśmy się chorymi, biednymi, wykluczonymi. Nasza założycielka bł. Maria Angela Truszkowska słynęła z wrażliwości na ludzką nędzę – opowiada s. Wiktoria Kulpa. Dlatego gdy poproszono siostry o poprowadzenie ośrodka przy Nowowiejskiej, były do tego świetnie przygotowane.

Schronisko przeznaczone było głównie dla ciężko chorych, niepełnosprawnych kobiet z biednych środowisk. Podopieczne otrzymywały dach nad głową, wyżywienie, lekarstwa. Umierały godnie, opatrzone sakramentami. Jak na ówczesne czasy było to działanie absolutnie awangardowe. I trwało aż do II wojny światowej. – Wówczas felicjanki musiały się przenieść z podopiecznymi do opuszczonego domu na Woli – mówi s. Wiktoria. – Podczas powstania warszawskiego, które było tam wyjątkowo krwawe, siostry nie opuszczały chorych. Jednak okupanci wyrzucili siostry z domu i bestialsko wymordowali wszystkich niepełnosprawnych. Zdruzgotane siostry zostały z Warszawy wygnane i wróciły do ruin dopiero po wojnie.

W trudnych czasach PRL osoby starsze i chore nadal znajdowały na Nowowiejskiej schronienie pomimo prób likwidacji placówki przez władze. Ośrodek funkcjonował również po 1989 roku. I dzieje się tak, nieprzerwanie, aż do dziś: felicjanki przyjmują do prywatnego zakładu opieki ciężko chore kobiety.

Warszawskie realia...

Na ponad dwa miliony mieszkańców aglomeracji warszawskiej w hospicjach stacjonarnych dostępnych jest obecnie około... 60 łóżek! Innymi słowy, na jedno hospicyjne łóżko przypada 33 tys. mieszkańców. Warszawa, nowoczesna i wciąż rozwijająca się stolica Polski, to miejsce, w którym chorzy paliatywnie i ich rodziny muszą zmagać się z ogromnym dramatem wykluczenia, braku pomocy i wsparcia w trudnej chwili życia. W czasie umierania stają się marginesem... – Brak miejsc w hospicjach jest przyczyną tego, że wielu chorych umiera bez właściwej opieki, a dramat trudnego odchodzenia w całości biorą na siebie ich rodziny. Nie każdy jest w stanie sobie z tym poradzić – mówi s. Wiktoria.

Aby dobrze zaopiekować się osobą paliatywnie chorą, nie wystarczą też istniejące w Warszawie ośrodki stałej opieki. – One nie mają obowiązku zatrudniania personelu medycznego, nie ma w nich specjalistycznych leków, w tym skomplikowanej terapii przeciwbólowej, przeznaczonej dla chorych onkologicznie w ostatnim stadium choroby – mówi s. Elia, pielęgniarka, która od ponad 30 lat pracuje wśród ciężko chorych. – W hospicjum zatrudniani są lekarze i pielęgniarki o specjalizacji paliatywnej, którzy potrafią właściwie reagować na skrajne cierpienie: ciężkie duszności, wszechogarniający ból czy krwawienia. Dlatego nie mogłyśmy do naszego ośrodka przyjmować chorych onkologicznie. Potrzebne było stworzenie osobnej instytucji.

– Wbrew rozsądkowi, w 2020 roku, czyli w szczycie pandemii, postanowiłyśmy otworzyć hospicjum – dodaje s. Wiktoria. – Po dwóch latach prac mamy już gotowe pomieszczenia i zebrany zespół.

Hanna czuwa

Ale nie byłoby to zapewne możliwe bez wsparcia kogoś jeszcze. I to z nieba. – Przed 2020 rokiem miałyśmy inny pomysł na zagospodarowanie części domu przy Nowowiejskiej: planowałyśmy otwarcie niewielkiego akademika dla studentek – opowiada s. Wiktoria. – I wszystko byłoby postanowione, gdyby nie dzielna s. Maria, pielęgniarka bardzo oddana chorym.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Agata Puścikowska

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2006 r. redaktor warszawskiej edycji „Gościa”, a od 2011 dziennikarz działu „Polska”. Autorka felietonowej rubryki „Z mojego okna”. A także kilku wydawnictw książkowych, m.in. „Wojenne siostry”, „Wielokuchnia”, „Siostra na krawędzi”, „I co my z tego mamy?”, „Życia-rysy. Reportaże o ludziach (nie)zwykłych”. Społecznie zajmuje się działalnością pro-life i działalnością na rzecz osób niepełnosprawnych. Interesuje się muzyką Chopina, książkami i podróżami. Jej obszar specjalizacji to zagadnienia społeczne, problemy kobiet, problematyka rodzinna.

Kontakt:
agata.puscikowska@gosc.pl
Więcej artykułów Agaty Puścikowskiej

Quantcast