Za oknami dziki taniec sikorek, które częstują się smakołykami w karmniku. A dalej? Morze lasów i rozległy zmrożony rozległy masyw Śnieżnika. Witajcie w sanktuarium na Iglicznej!
Wspinamy się na wysokość 845 m n.p.m. Choć to połowa stycznia, mamy wrażenie, że wyruszyliśmy barwną jesienią, a przychodzimy zimą. Bledną kolory, a pod nogami pojawia się biały puch. Docieramy się do sanktuarium Maryi Śnieżnej pod szczytem góry Igliczna.
W samo południe
Najlepiej przyjść tu na dwunastą. Na Mszę Świętą.
– I jak się pracuje w jednym z najpiękniejszych miejsc w Polsce? – Przyzwyczajam się – uśmiecha się ks. Wojciech Iwanicki (właściwy człowiek na właściwym miejscu; o górach, w które często się zapuszcza, może opowiadać z błyskiem w oku godzinami. Stał już powyżej 7 tysięcy metrów, więc Igliczna jest dla niego pagórkiem. Jest tu gospodarzem dopiero od kilkudziesięciu dni. Trafił w to miejsce z Ząbkowic Śląskich i musiał szybko przestawić się na leśno-górską rzeczywistość).
Lodowaty wiatr daje nam w kość. Chowamy się w kościele. Ponieważ podobnie jak pan Onufry Zagłoba nie lubimy tłoku, cieszymy się, że jesteśmy sami. Na co dzień jest inaczej. Igliczna jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc na Ziemi Kłodzkiej, która bije w ostatnich pandemicznych latach turystyczne rankingi popularności. Na szczęście bywają dni, gdy w gęstych lasach wokół ślicznego kościoła zobaczymy więcej zwierząt niż ludzi. Na szlaku można spotkać kozice, jelenie, sarny, dziki, lisy, borsuki, a nawet wilki.
Ciszę rozrywa dźwięk dzwonów. Wchodzimy do niewielkiego barokowego kościoła. „Bóg się rodzi, moc truchleje!” – rozlega się za nami. Rusza maszyneria niewielkiej, misternie wykonanej szopki. Kogo tu nie ma… Aniołowie, krakowiacy, pasterze, królowie i krasnale. Cichną pastelowe kolędy, a z głośników płynie potężny śpiew „Bogurodzica”. Po chwili słyszymy… głos Jana Pawła II.
„Pragnę wyrazić radość, że jest mi dane ukoronować cudowną figurę Matki Bożej Śnieżnej, która w Sudetach króluje i hojnie rozdaje swe łaski – szczególna Opiekunka ludzi dotkniętych chorobą oczu, niewiast pragnących potomstwa, turystów i sportowców”– wołał mocnym głosem 21 czerwca 1983 roku we Wrocławiu podczas koronacji figurki czczonej jako „Przyczyna naszej radości”. Nie było to jego pierwsze spotkanie z sudecką Madonną. Bywał tu na górskich wędrówkach co najmniej trzykrotnie…
Wehikuł czasu
Po Eucharystii zwiedzamy krużganki. Jest na co popatrzeć! To historia sanktuarium w pigułce. Promienie południowego słońca igrają na wizerunkach Śnieżnej, obrazach ukazujących budowę kościoła (wzięło w niej udział aż dziesięć tysięcy ludzi!). Zerkam na olejny obraz wotywny z końca XVIII wieku, przedstawiający scenę cudownego uratowania ręki synowi młynarza. Wedle tradycji namalowany został uzdrowioną dłonią.
Wota i obrazy świadczą o setkach wysłuchanych modlitw i cudach, które wydarzyły się u Śnieżnej. Choć jesteśmy w Sudetach, przenosimy się na chwilę do Austrii. Dzieje kościoła na Iglicznej związane są z maryjnym sanktuarium w Mariazell, miejscowości położonej na wysokości 868 m n.p.m. na południowy zachód od Wiednia.
Historia sanktuarium świadczy o przebogatej historii tej ziemi i jej wielokulturowości. Turyści z centralnej Polski, przyzwyczajeni do tego, że pielgrzymuje się „do Tej, co jasnej broni Częstochowy”, ze zdziwieniem czytają, że mieszkańcy okolicznych wiosek udawali się w drogę do odległego o 370 kilometrów Mariazell. Ziemie te należały do Austrii. Po przyłączeniu w 1742 roku hrabstwa kłodzkiego do Prus pielgrzymujący do Styrii mieli problemy z przekroczeniem granicy. Zrobili więc wszystko, by to Mariazell przyszło w Sudety.
Krzysztof Veit, wracający z austriackiego sanktuarium mieszkaniec pobliskiego Wilkanowa, przyniósł tu w 1750 roku 39-centymetrową lipową ludową kopię słynnej Madonny. Stanęła pod rosłym bukiem. Gdy w 1765 roku w górach rozszalała się potężna wichura, a wiatr powalił drzewo, ze zdumieniem zauważono, że figurka przetrwała nietknięta. Na Igliczną ruszyły pielgrzymki.
Na pierwszy cud nie trzeba było długo czekać. W pobliskiej wsi Sienna młody chłopak, syn Wawrzyńca Frankego, wpadł do dołu z wapnem. Poparzony stracił wzrok. Z rodzicami wdrapał się na Igliczną. Odzyskał zdrowie. Do 1782 r. komisyjnie potwierdzono dwanaście uzdrowień.
Na zielonej polanie stanął kościół. 18 czerwca 1781 roku poświęcono kamień węgielny, a w kolejnym roku świątynię poświęcił wikariusz biskupi arcybiskupa Pragi ksiądz Karol Winter. Po czterdziestu latach dobudowano otaczające nawę krużganki.
Śnieg w upale
Ze Styrii wykonujemy skok do Wiecznego Miasta. W sam środek upalnego lata, gdy na sparzone słońcem Wzgórze Eskwilińskie w piątek 5 sierpnia 431 roku… spadł śnieg. Tej samej nocy Najświętsza Maryja Panna zdradziła dwojgu małżonkom swe pragnienie, aby na miejscu, które pokrył biały puch, wybudowali kościół.
Dlaczego wylądowaliśmy w sercu Rzymu czasów papieża Liberiusza? 22 października 1782 roku poświęcono kościół na Iglicznej i nadano mu wezwanie Matki Bożej Śnieżnej (Mariae ad Nives), nawiązujące do potężnej Santa Maria Maggiore, jednej z czterech bazylik większych Rzymu.
Po każdej Mszy Świętej ksiądz Wojciech zaprasza wiernych na kawę, herbatę i ciasto na pobliską plebanię. Jeśli są głodni, podpowiada: „Pięćdziesiąt metrów niżej jest schronisko”.
Rozmawiamy przy cieście i kawie w rektoracie (to oficjalna nazwa tej przytulnej plebanii). Wszystko wokół lśni. To zasługa ks. Andrzeja, poprzednika ks. Wojciecha, który podniósł to miejsce po tragicznym pożarze w 1993 roku (sam mieszkał przez pewien czas w namiocie).
Ksiądz Wojciech od początku ma ręce pełne roboty. Na Orszak Trzech Króli przyszło tu aż 600 osób. Maszerowały ponad godzinę wolnym tempem (w tej barwnej ekipie było sporo dzieci!) z Międzygórza.
– Na Pasterce w nawie, w krużgankach i wokół świątyni był dziki tłum – śmieje się ks. Iwanicki. – Nasz największy problem? Choć to „XXI wiek rozwiązań technicznych”, kiepsko tu z wodą. Po tłumach na Trzech Króli głucho charczało w rurach… Moje marzenie? Spotkania ludzi gór i wznowienie pielgrzymki do Mariazell. To byłoby coś! 370 kilometrów na nogach – zapala się ksiądz, który kilkanaście razy maszerował z diecezji świdnickiej na Jasną Górę.
Pod pięknym widokiem
Z plebanii tylko krok do ślicznego schroniska. Wbrew temu, co czytamy często w internecie, nie należy ono do PTTK-u, ale jest w rękach prywatnych właścicieli. Pierwsza gospoda dla pielgrzymów i turystów ruszyła tu już w 1888 roku. Klimatyczny, tonący latem w kwiatach budynek początkowo nosił nazwę „Maria Schnee”, a później „Zur Schönen Aussicht”, czyli Pod Pięknym Widokiem. Nieprzypadkowo.
W schronisku przy czeskim piwie (do granicy rzut beretem) można godzinami rozmawiać z właścicielami obiektu. Zastali tu ruiny. – Byliśmy, delikatnie mówiąc, optymistami, bo marzycielami pozostaliśmy do dziś – wybuchają śmiechem. Zakasali rękawy i wzięli się ostro do pracy. – Kiedy po raz pierwszy złapaliście się za głowę: „Boże, na co się porwaliśmy!” – pytam. – Po dwóch tygodniach – odpowiadają szczerze. Na szczęście zostali. Dziś to ciepłe miejsce tętni życiem. Plebania i schronisko patrzą sobie w oczy. Wspólny mianownik tych miejsc? Gościnność.
Skalistą ścieżką wdrapuję się na drogę krzyżową, położoną między sanktuarium a szczytem Iglicznej. Ufundował ją 198 lat temu proboszcz Wilkanowa ksiądz Józef Larisch.
Wielka cisza. Nie ma to jak trafić w takie miejsca w środku tygodnia, poza sezonem. Spoglądam z góry na szachownicę pól, klocuszki domków i nitki szos. Na rachityczny śnieg oblepiający gałęzie świerków, zimowy Wilkanów, Bystrzycę i majaczące na horyzoncie czeskie góry. Pora wracać…
Co tak szumi?
– „Dlaczego krasnoludki pod Niagarą mają płaskie czoła i odstające uszy? Bo każdego dnia odchylają uszy i pytają: »Co tak szumi?«, a potem uderzają się dłonią w czoło: »Aaa, Niagara!«” – Henio, fotoreporter, przypomina mi ten dowcip, gdy schodzimy po kamiennych schodkach okalających największy i najwyższy wodospad w masywie Śnieżnika. Coś pięknego! Cztery lata temu Lasy Państwowe przeprowadziły kompleksową rewitalizację rezerwatu, w którym rzeka Wilczka spada z wielkim hukiem z wysokości 22 m do kotła i dalej sunie kanionem. Znowu mamy szczęście: wokół żywego ducha. Ileż miłosnych wyznań wysłuchano w tych skalnych załomach. Po niemiecku, po polsku…
Turyści odwiedzający sanktuarium na Iglicznej cmokają z zachwytem: „Piękne!”, „Výborné!”, „Schöne!”. A ci, dla których prawdziwym cudem był śnieg padający za oknami w pierwszy dzień świąt, mogą schować się pod płaszczem Śnieżnej. To bardzo bezpiecznie miejsce. •
Dziennikarz działu „Kościół”
Absolwent wydziału prawa na Uniwersytecie Śląskim. Po studiach pracował jako korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej i redaktor Wydawnictwa Księgarnia św. Jacka. Od roku 2004 dziennikarz działu „Kościół” w tygodniku „Gość Niedzielny”. W 1998 roku opublikował książkę „Radykalni” – wywiady z Tomaszem Budzyńskim, Darkiem Malejonkiem, Piotrem Żyżelewiczem i Grzegorzem Wacławem. Wywiady z tymi znanymi muzykami rockowymi, którzy przeżyli nawrócenie i publicznie przyznają się do wiary katolickiej, stały się rychło bestsellerem. Wydał też m.in.: „Dziennik pisany mocą”, „Pełne zanurzenie”, „Antywirus”, „Wyjście awaryjne”, „Pan Bóg? Uwielbiam!”, „Jak poruszyć niebo? 44 konkretne wskazówki”. Jego obszar specjalizacji to religia oraz muzyka. Jest ekspertem w dziedzinie muzycznej sceny chrześcijan.
Czytaj artykuły Marcina Jakimowicza