Nowy numer 38/2023 Archiwum

Twarde masło

Jeśli w 2014 roku Rosja nie posunęła się dalej w agresji na Ukrainę, to w 2022 może to być jeszcze trudniejsze. Bynajmniej nie z powodu rzekomo twardej postawy Zachodu. Przeszkodą dla Putina są sami Ukraińcy.

Nie oznacza to jednak, że kolejna agresja na Ukrainę jest niemożliwa. Niestety, ciągle jest to jeden z wyobrażalnych scenariuszy. Tyle tylko, że wśród wielu czynników, które sprawiają, że nie będzie to dla Putina bułka z masłem, jest i ten: wschodnia część Ukrainy wcale nie ma „naturalnego” parcia w kierunku Rosji.

Czołgi nie wejdą?

Przyznajmy, że stereotyp ten do dziś funkcjonuje na Zachodzie, w tym również w Polsce. Owszem, Majdan był możliwy w Kijowie, ale już niekoniecznie na wschodzie Ukrainy. Jednocześnie scenariusz zrealizowany na Krymie czy w Donbasie nie byłby możliwy np. w Charkowie. Pytanie o to, czy możliwy jest podział Ukrainy: wschodnia część oderwie się i przyłączy do Rosji lub wejdzie w jakiś rodzaj konfederacji – pojawiało się już w 2014 roku i wyłania się również dzisiaj, gdy ok. 100 tys. żołnierzy rosyjskich stoi pod granicą z Ukrainą. Takie pytanie zadałem również parę lat temu ukraińskiemu dziennikarzowi i politologowi Witalijowi Portnikowowi. – Ludzie mieszkający w obwodach wschodnich nie uważają siebie za Rosjan. Może tak być, że bliżej im do Rosji, są jednak Ukraińcami – odpowiedział. A jeśli Rosja wejdzie z czołgami? – dopytywałem. – Nie może tego zrobić, bo w momencie, kiedy jakiś Ukrainiec podpali pierwszy rosyjski czołg, będzie to koniec wszystkich mitów o braterstwie pomiędzy narodami rosyjskim i ukraińskim. To wcale nie jest takie proste, że wschód ciągnie w całości ku Rosji – przekonywał Portnikow.

Miesiąc później próbowałem osobiście sprawdzić, ile w tej sytuacji pobożnych życzeń, a ile trafnej oceny rzeczywistości. W Charkowie i w graniczących bezpośrednio z Rosją wioskach ukraińskich przekonałem się, że dziennikarz z Kijowa w dużym stopniu ma rację. Na własne oczy zobaczyłem, że na wschodzie Ukrainy tylko „ludzie sowieccy” są gotowi sprzedać dusze i kraj Putinowi. Prawdziwi Ukraińcy kupowali swoim żołnierzom buty, spodnie i… części zamienne do czołgów. Dziś sytuacja dla prezydenta Rosji jest jeszcze bardziej skomplikowana: nie tylko bowiem nastroje antyrosyjskie są ciągle żywe wśród wielu mieszkańców wschodniej ściany Ukrainy, lecz także możliwości bojowe armii ukraińskiej są o niebo większe niż w 2014 roku.

« 1 2 3 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny

 

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Quantcast