Nowy numer 17/2024 Archiwum

Kościół – moje miejsce. Odpowiada o. Michał Legan OSPPE

W trakcie tegorocznego Adwentu zaprosiliśmy kilkanaście osób zaangażowanych w Kościele do wzięcia udziału w ankiecie Gosc.pl. Odpowiadają na pięć pytań o Kościół, który znaleźli, pokochali, w którym żyją i którym żyją. Dziś o. Michał Legan OSPPE, rzecznik Jasnej Góry.

 
1. Mój osobisty „Nazaret”.
Jak określisz swoje miejsce w Kościele? Opowiedz o sytuacji, w której je odnalazłeś.

Jestem ochrzczonym grzesznikiem, Pan Bóg się o mnie upomniał i dał mi łaskę odnalezienia mojego powołania.
Jestem zakonnikiem, kapłanem, wytrwale walczącym o swoją wiarę i próbującym pogłębić swoje doświadczenie Ewangelii.

Jestem kimś bardzo obdarowanym, bo bardzo wyraźnie doświadczam tego, co napisane jest w herbie papieża Franciszka - Miserando atque eligendo (z łac. Spojrzał z miłosierdziem i wybrał). Doznałem miłosierdzia, więc zostałem wybrany, powołany. Wiele wątków w moim życiu splotło się w jeden nurt powołania, tak jak strumyki splatają się w wielką rzekę. Kilka przykładów? Kiedy byłem w liceum i na studiach to przyjeżdżałem na Jasną Górę do mojej cioci, która była tu bibliotekarką i pozwalała mi spędzać wakacje w magazynach bibliotecznych. Drugi wątek to doświadczenie tego, jak bardzo w moim życiu filmy okazały się być katalizatorem duchowych przeżyć. Trzeci - przekonanie, że gdyby nie relacja z Panem Bogiem to okazałbym się włóczęgą, który bezpański błąka się po świecie. Wszystkie te historie zlewają się w poczucie, że całe moje życie, od poczęcia do teraz, każde z wydarzeń, od najwcześniejszego dzieciństwa aż do dojrzałości, było wypełnione tajemnicą, która mnie wołała.

2. Jestem – rozeznaję.
Jak rozeznajesz, że miejsce, w którym jesteś w Kościele, jest tym, czego chce dla Ciebie Bóg?

Ja jestem w bardzo wygodnej sytuacji - mam przełożonych zakonnych i na mocy całej wiary Kościoła wiem, że to oni wskazują mi miejsce w Kościele, wyznaczają mnie do konkretnych posług. Oczywiście nie zawsze jest to łatwe, nie zawsze mam w sobie wielką zgodę na ich decyzje, ale zasadniczo przyjmuję to wysiłkiem wiary. Moje główne rozeznanie polega na przyjęciu woli przełożonych - a to wysiłek, przygoda, wyzwanie.

3. Radość bycia tu.
Co w Kościele przynosi Ci najwięcej radości?

Przyjmowane rozgrzeszenie. Doświadczenie Bożego miłosierdzia, przeżycie tego, że Bóg się nie męczy przebaczaniem, że kocha bezwarunkowo, że bardziej niż ja troszczy się o moje zbawienie, że znajduje rozkosz w dawaniu łaski, że kocha mnie jak swoje dziecko i w Jego ramionach jestem bezpieczny.

4. Nie zawsze jest łatwo.
Gdy słyszę o trudnościach w Kościele...

W Kościele nie ma trudności - są gigantyczne dramaty, przerażające, szokujące tragedie. Tego się nie da nazwać trudnościami, to nie są wertepy - to są kratery po wybuchu wulkanów, ciemności, otchłanie… I jak o tym słyszę, a czasami przez kontakt z moimi braćmi i siostrami doświadczam tego, jak wiele Kościół uczynił zła i potrafił wywołać cierpienia, to doświadczam najpierw wielkiego zasmucenia sobą. Bo widzę, jak bardzo nam wszystkim brakuje tego ziarnka gorczycy, takiego bardzo intensywnego, radykalnego przestawienia się na myślenie ewangeliczne. Jak nam brakuje tego, żebyśmy zaczęli płakać z płaczącymi, śmiać się ze śmiejącymi się i tego, żebyśmy na wszystkie sytuacje życia spojrzeli przez pryzmat Ukrzyżowania i pryzmat paschalny. Jak nam brakuje czasami zwyczajnej wrażliwości i jak bardzo w tym wszystkim zaskakujące jest to, ile łaski spłynęło od Pana Boga nie dzięki kapłanom, ale wbrew nim. Ta świadomość mnie nie gorszy ani nie oburza, bo znam kondycję człowieka, ale bardzo mnie napomina i dyscyplinuje, prowokuje do szukania światła w tej kompletnej ciemności. Szukania po omacku, ale z wiarą, że ono jest.

5. Spoglądam w przyszłość.
Kościół, o jakim marzę, to...

Ja uważam, że jest wielkim niebezpieczeństwem wejście w marzycielstwo, bo wymyślimy sobie Kościół na miarę naszych potrzeb, Kościół, który nie istnieje. I przestaniemy cenić i przyjmować z pokorą Kościół, który jest tu i teraz. A nie ma innego Kościoła niż ten realnie istniejący! I albo się go przyjmie takim, jaki jest i zacznie się w nim i z nim nawracać, albo będzie się tworzyć wyobrażoną instytucję w sferze rzeczywistości równoległej, która nie istnieje i nie ma w niej Bożego błogosławieństwa. Marzy mi się Kościół jeden, święty, powszechny i apostolski.


O ankiecie:


 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy