Nowy Numer 16/2024 Archiwum

40 lat temu Amerykanie ewakuowali z Polski płk. Ryszarda Kuklińskiego

40 lat temu, 7 listopada 1981 r., amerykańskie służby specjalne ewakuowały z Warszawy płk. Ryszarda Kuklińskiego. Przekazane przez niego informacje miały ogromne znaczenie dla losów zimnej wojny.

"Złoty chłopak, którego nie było wcześniej ani nie będzie później" - napisał o Kuklińskim gen. Wojciech Jaruzelski. W czasie gdy Kukliński pracował w Sztabie Generalnym WP, Jaruzelski postrzegał go jako jednego z najzdolniejszych oficerów. Jego zalety dostrzeżono już w 1950 r., gdy we Wrocławiu ukończył Oficerską Szkołę Piechoty. "Oblicze polityczne skrystalizowane. Jest całkowicie oddany sprawie budownictwa socjalistycznego i rozwijaniu przyjaznych stosunków ze Związkiem Radzieckim" - pisano w opinii o młodym chorążym. Podkreślano również jego aktywność w partii, ambicję i "sumienne przestrzeganie tajemnicy państwowej".

W 1963 r. Kukliński rozpoczął służbę sztabową w Warszawie. Doszedł do stanowiska zastępcy szefa zarządu operacyjnego i szefa oddziału planowania strategiczno-obronnego. Pełnił faktycznie funkcję sekretarza delegacji polskiej na spotkaniach przedstawicieli państw-członków Układu Warszawskiego. "Latami przyklejałem na wielkich sztabowych mapach symbole grzyba atomowego: niebieskie tam, gdzie uderzenia miały paść z Zachodu, czerwone tu, gdzie miały paść nasze. To było moje wyjątkowe zadanie. Inni dbali o mundury, o buty, o kiełbasę, o naprawę czołgów. A ja nie mogłem nie myśleć, co te grzybki oznaczają" - wspominał płk Kukliński w rozmowie z Marią Nurowską opublikowaną w książce "Mój przyjaciel zdrajca".

W 1967 r. ppłk Ryszard Kukliński po raz pierwszy zetknął się z rzeczywistymi skutkami nowoczesnej wojny toczonej przez dwa wrogie obozy geopolityczne. Wyjechał do Wietnamu jako członek Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli. Automatycznie stał się oficerem Zarządu II Sztabu Generalnego. Przed wyjazdem przeszedł szkolenie wywiadowcze, które okazało się bezcenne dla jego późniejszych losów. Po latach opisywał okrucieństwo tej wojny oraz cynizm strony, którą miał reprezentować. "W czasie ofensywy T?t, kiedy regularna dywizja północno-wietnamska zaatakowała Sajgon i mieliśmy dowody, że w okrutny sposób mordowana jest ludność cywilna, nie miałem prawa pojechać na inspekcję. Bo gdybym pojechał i napisał w raporcie prawdę, następnego dnia odesłano by mnie do domu, a ja wtedy nie byłem jeszcze gotowy na rozpoczęcie własnej wojny z systemem" - wspominał po latach.

Tuż po powrocie do kraju uczestniczył w pracach sztabowych nad planem agresji na Czechosłowację latem 1968 r. Był zszokowany nie tylko planami ataku, ale również oznaczeniem na mapach jednostek czechosłowackich kolorem niebieskim, tak jak sił NATO. Od bezpośredniego udziału w ataku wykręcił się zmyśloną chorobą żony. W kolejnych miesiącach spędził wiele czasu na rozmowach z szefem Sztabu Generalnego WP gen. Bolesławem Chochą, który jednoznacznie określał ewentualną wojnę z NATO jako rzeź, w której Polacy byliby tylko mięsem armatnim. Po grudniu 1970 r. Chocha został usunięty ze stanowiska. Powodem była niechęć Jaruzelskiego wynikająca m.in. z wiedzy Chochy na temat grudnia 1970 r. i odpowiedzialności za śmierć robotników. Kukliński stopniowo dojrzewał do podjęcia decyzji, na którą nie był gotowy po powrocie z Sajgonu.

Jedną z pasji Kuklińskiego było żeglarstwo. W 1969 r. współtworzył klub "Atol" przy Sztabie Generalnym. Wywiad wojskowy natychmiast postanowił wykorzystać działalność sportową do prowadzenia rozpoznania przyszłego teatru wojny z NATO. Podczas rejsów załogi jachtów miały odwiedzać porty w północnych Niemczech i Danii. To tamtędy miała przebiegać, planowana m.in. przez Kuklińskiego, ofensywa Frontu Polskiego na Danię. Przed każdym rejsem Kukliński udzielał instrukcji dotyczących zachowania w wypadku kontaktu z wywiadem jednego z krajów NATO. Atmosfera w czasie rejsów była jednak bardzo luźna i nie w pełni przestrzegano wskazówek Wojskowej Służby Wewnętrznej. Kukliński nie miał więc większych problemów w znalezieniu okazji do nawiązania kontaktu z wywiadem amerykańskim.

11 sierpnia 1972 r. w trakcie pobytu w porcie w Wilhelmshaven wysłał list do niemieckiej ambasady w Bonn. Celowo łamaną, niepoprawną angielszczyzną napisał, że jest oficerem jednego z krajów komunistycznych, oraz wymienił terminy możliwego spotkania w Amsterdamie i Ostendzie. Zapowiedział, że w Amsterdamie skontaktuje się z tamtejszym attachatem USA. Tam doszło do pierwszego spotkania Kuklińskiego z oficerami CIA. "My, Polacy, w następstwie podziału świata na dwa obozy znaleźliśmy się w strefie wpływów sowieckich. Nie był to jednak nasz wybór. Nie chcemy uczestniczyć w wojnie przeciwko NATO, przeciwko Zachodowi. Pragniemy wycofania się Polski z Układu Warszawskiego" - powiedział podczas pierwszego spotkania. W ciągu kilku kolejnych tygodni ustalono, że Kukliński pod kryptonimem Jack Strong bez wynagrodzenia będzie przekazywał CIA bezcenne dane dotyczące strategii Układu Warszawskiego. W grudniu 1972 r. CIA otrzymało 600 stron dokumentów. Z amerykańskiej ambasady trafiły do siedziby agencji w Langley. Tam zostały ocenione jako niezwykle przydatne. William Casey, dyrektor CIA, powiedział po zakończeniu misji Kuklińskiego, że w ciągu wcześniejszych 40 lat nikt nie zaszkodził komunizmowi tak jak on.

Pod koniec 1972 r. Kukliński został awansowany do stopnia pułkownika. Piął się również w hierarchii Sztabu Generalnego WP. W tym czasie zaprzyjaźnił się z nowym szefem Zarządu II gen. Czesławem Kiszczakiem. Dowodem zaufania przełożonych był wyjazd na dwumiesięczny kurs w Akademii Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych ZSRS w Moskwie w lutym 1975 r. Nie miał tam dostępu do jakichkolwiek istotnych dokumentów, ale dzięki jego podróży CIA otrzymała wgląd w wypowiedzi sowieckich generałów. "Nie użyjemy broni jądrowej jako pierwsi. Jeśli pierwszy użyje jej Zachód - bez względu na rodzaj - czy to min czy pojedynczej głowicy, nasza odpowiedź będzie tylko jedna - globalna" - zauważył jeden z nich w wypowiedzi zanotowanej przez Kuklińskiego.

W 1980 r. Kukliński otrzymał od CIA "Iskrę" - urządzenie wielkości współczesnego smartfonu do radiowego przesyłania informacji do amerykańskiej ambasady. Ten cud technologii wojskowej tego okresu okazał się bardzo istotny w najtrudniejszym dla Kuklińskiego okresie jego współpracy. Od sierpnia 1980 r. dla Kuklińskiego było jasne, że Jaruzelski i jego otoczenie są jedynymi gwarantami podporządkowania PRL Moskwie. Dokumenty, do których miał dostęp, wskazywały na realizowanie przez Kreml scenariusza siłowego stłumienia solidarnościowej "kontrrewolucji". Wkroczenie do Polski miało odbyć się pod pozorem gigantycznych manewrów Układu Warszawskiego. W raporcie przekazanym CIA Kukliński napisał, że część dowódców WP, m.in. gen. Florian Siwicki, próbowała przeciwstawić się tym planom, "jednak ten przeraźliwie roztrzęsiony sługus Moskwy [Jaruzelski - przyp. red.] nawet nie dopuścił dyskusji na ten temat". Kukliński dodawał, że większość oficerów WP była pogodzonych z wkroczeniem sowietów, a część zakładała, że już "sama ich obecność może uciszyć naród". Informacje Jacka Stronga zostały przekazane do Waszyngtonu, a stamtąd do najważniejszych stolic Europy Zachodniej. W kolejnych miesiącach Kukliński pracował nad analizami dotyczącymi możliwości wprowadzenia stanu wojennego, który od końca 1980 r. stawał się scenariuszem wydarzeń znacznie bardziej prawdopodobnym niż inwazja wojsk Układu Warszawskiego.

Kryzys systemu komunistycznego w PRL skłonił wielu jego funkcjonariuszy do ucieczki na Zachód. Miedzy sierpniem 1980 a marcem 1982 r. z placówek dyplomatycznych PRL uciekło 49 osób. 240 nie wróciło z różnego rodzaju delegacji. W czerwcu 1981 r. wraz z rodziną wyjechał do Wiednia kpt. Jerzy Sumiński. Tam przekazał CIA kluczowe informacje na temat WSW i Zarządu II. Wcześniej do Wiednia wyjechały jego żona i córka. Był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Czesława Kiszczaka. We wrześniu na Zachodzie dołączył do Sumińskiego kolejny oficer wywiad wojskowego, płk. Włodzimierz Ostaszewicz. Był sąsiadem Kuklińskiego. CIA poinformowało Kuklińskiego, że ucieczka Ostaszewicza nie zwiększa ryzyka "wpadki".

W październiku 1981 r. dyrektor CIA William Casey po raz kolejny spotkał się z papieżem Janem Pawłem II. Jego potajemne wizyty w Watykanie rozpoczęły się jeszcze przed zamachem z 13 maja 1981 r. W obliczu wydarzeń w Polsce Stolica Apostolska rozpoczęła "współpracę wywiadowczą" z USA. W czasie jednego ze spotkań z Janem Pawłem II Casey nieopatrznie stwierdził, że posiada informatora na szczycie Sztabu Generalnego WP. Przy rozmowie obecny był ks. Januariusz Bolonek z Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej. Okazał się także współpracownikiem wywiadu PRL. Do informacji, o których mówił Casey, miało dostęp ośmiu oficerów Sztabu Generalnego WP, wśród nich Kukliński. Odtąd ryzyko dekonspiracji najważniejszego współpracownika CIA było ogromne.

2 listopada 1981 r. Kukliński wraz z pozostałymi został wezwany na naradę prowadzoną przez zastępcę szefa Sztabu Generalnego WP gen. Jerzego Skalskiego. Na początek powiedział oficerom, że wprowadzenie stanu wojennego jest pewne. Kolejna informacja wywarła na Kuklińskim gigantyczne wrażenie. "Skalski powiedział - z Rzymu wiadomo, że ostatnia wersja planów stanu wojennego jest w rękach amerykańskich. [] Kiedy mówił tę drugą wiadomość, jego wzrok był wbity we mnie. [] W tej chwili wyglądało na to, że on wie, że to ja zrobiłem" - zeznawał Kukliński w trakcie przesłuchania przez polskich prokuratorów w 1997 r. W ciągu kolejnych minut rozważał "poddanie się". Powstrzymała go wypowiedź Skalskiego, który stwierdził, że zajmie się tym Wojskowa Służba Wewnętrzna. Zdaniem prof. Sławomira Cenckiewicza, autora książki "Atomowy szpieg", o postawie Skalskiego zadecydowała jego pogarda wobec MSW, które, jak przypuszczał, chciało skompromitować armię, wysuwając tezę o amerykańskim szpiegu w najwyższym dowództwie.

Tego samego dnia Kukliński poinformował żonę o swojej współpracy z CIA. Za jej radą natychmiast przekazał "Iskrą" pilną depeszę o konieczności natychmiastowej ewakuacji. Z amerykańskiej ambasady informacja trafiła do centrali CIA w Langley. Kluczową rolę w operacji miali odegrać oficer CIA Sue Ann Burggraff oraz Thomas A. Ryan, szef placówki CIA w Warszawie. Warunki do przeprowadzenia ewakuacji były bardzo trudne, ponieważ kontrwywiad zwiększył intensywność inwigilacji amerykańskich dyplomatów. Udało im się jednak zmylić tropy SB. W ciągu kilku kolejnych dni bez celu przemieszczali się po Warszawie, organizowali fikcyjne spotkania i wykonywali dziesiątki telefonów. Akcję dezinformacyjną prowadzili również Kuklińscy. Żona pułkownika mówiła znajomym, że w sobotę 7 listopada wybierają się do jej chorej matki mieszkającej w okolicach Wałbrzycha.

Ewakuacja okazała się możliwa dopiero wieczorem 7 listopada. Szczegóły akcji do dziś nie są znane. Prawdopodobnie rodzina Kuklińskich została ewakuowana z umówionego miejsca przy ulicy Syreny na warszawskiej Woli. O 22.43 znaleźli się na terenie ambasady USA. Około 23:00 wyjechali w kierunku granicy zachodniej. Po niecałych 13 godzinach podróży Kuklińscy i ich opiekunowie z CIA odpoczywali na terenie amerykańskiej bazy w Berlinie Zachodnim. Dopiero w poniedziałek 9 listopada rozpoczęto poszukiwania "zaginionej" rodziny. Wieczorem tego dnia było jasne, że wywiad jednego z krajów zachodnich ewakuował ich na zachód.

Po przybyciu do Stanów Zjednoczonych Kukliński został ekspertem Departamentu Obrony i Departamentu Stanu. Otrzymał stopień pułkownika armii amerykańskiej i wysokie odznaczenie CIA. W 1994 r. zginęli w Stanach Zjednoczonych dwaj synowie Kuklińskiego. Okoliczności ich śmierci nie zostały wyjaśnione. Pojawiły się opinie, że mogła być to zemsta sowiecka na pułkowniku. W tym samym roku Kuklińskiego przyjął papież Jan Paweł II. Pułkownik nazwał to spotkanie "paliwem na resztę życia".

"Gdyby mi ustawiono w szeregu wszystkich oficerów Sztabu Generalnego i powiedziano, że jeden z nich jest amerykańskim agentem, to Kuklińskiego wyeliminowałbym z podejrzeń jako jednego z pierwszych" - mówił po latach Czesław Kiszczak. Jeszcze bardziej zszokowany był Wojciech Jaruzelski. Po 1989 r. był on głównym głosem części opinii publicznej i elit systemu komunistycznych, które uznawały Kuklińskiego za zdrajcę PRL. "Jeśli przywróci się cześć, honor i uniewinni Kuklińskiego, to znaczy, że my nie mamy czci honoru i że to my jesteśmy winni" - argumentował generał.

Działania środowisk antykomunistycznych przyniosły efekty dopiero w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. W 1995 r. Izba Wojskowa Sądu Najwyższego uchyliła wyrok ciążący na Kuklińskim. W tym samym roku podjęto ponowne śledztwo w jego sprawie. Zostało umorzone przez prokuraturę wojskową w 1997 r. Składane przy tej okazji zeznania można uznać za swoisty testament ideowy: "Jako Polak i żołnierz poczytuję sobie za honor to, że mogłem uczestniczyć w jednej z największych operacji antysowieckich dla obrony honoru i godności świata".

Kukliński odwiedził Polskę w 1998 r. Wygłosił wówczas w Sejmie przemówienie do posłów i senatorów. Otrzymał honorową szablę oficerską od premiera Jerzego Buzka. Otrzymał też kilka tytułów honorowych, w tym honorowe obywatelstwo Krakowa i Gdańska, a także tytuł Honorowego Górnika od załogi kopalni "Wujek". Spotkał się z umierającym Zbigniewem Herbertem, który najdłużej występował o jego uniewinnienie i rehabilitację.

Ryszard Kukliński zmarł 11 lutego 2004 r. w Tampie na Florydzie. Ceremonia żałobna odbyła się na amerykańskim cmentarzu narodowym Arlington. Pochowany został w Alei Zasłużonych na cmentarzu wojskowym na Powązkach. W 2016 r. prezydent Andrzej Duda mianował pośmiertnie płk. Ryszarda Kuklińskiego na stopień generała brygady.

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy