Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Spór o słowa konsekracji

Czy krew Jezusa Chrystusa została wylana „za wszystkich”, czy „za wielu”?

W ostatnim czasie pojawiły się w niektórych środowiskach katolików ostrzeżenia, że w Kościele trwa zamach na samo serce liturgii. Miałby on polegać na jakoby bezprawnej zamianie słów konsekracji, odnoszących się do Krwi Pańskiej, „która za was i za wielu będzie wylana” na „za wszystkich”. Zdaniem części oponentów oznacza to nieważność Przeistoczenia. Argumentuje się przy tym, że takie ujęcie to fałszowanie Biblii i sugerowanie błędnej wiary w powszechne zbawienie ludzkości. Ostatnio popularny bloger skrytykował nawet papieża Franciszka za użycie w czasie Mszy na otwarciu synodu formuły per voi e per tutti (za was i za wszystkich). Rzekomo jest to formuła błędna, wynikająca ze złego tłumaczenia i celowo powielana w duchu „modernizmu”.

Tego rodzaju opinie tworzą atmosferę spisku, który miałby być zawiązany przez wrogów Kościoła w celu jego zniszczenia. Dotyczy to zresztą nie tylko kwestii liturgii, ale też innych elementów praktykowania wiary.

„Po usunięciu wody święconej z wielu kościołów, po powszechnej fali profanacji Najświętszego Ciała Zbawiciela praktyką Komunii św. na rękę, po fałszywej dyspensie od Dnia Pańskiego (...) rozpoczęto kolejny etap niszczenia świętości w Kościele katolickim. Teraz przyszła kolej na modlitwy” – wieszczy jeden z portali „obrońców wiary”. Ten „atak na modlitwy” to wspomniana wyżej różnica w słowach konsekracji.

W rzeczywistości burza wokół tych spraw wynika z nieznajomości bądź ignorowania faktów.

Otóż Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zatwierdziła włoski mszał ze słowami „za was i za wszystkich” w formule Przeistoczenia już dawno. Sformułowanie to znalazło się we włoskiej wersji mszału Pawła VI w 1983 roku. W 2019 roku mszał został we Włoszech ponownie wydany z formułą „za wszystkich” (per tutti), i także został zatwierdzony przez Kongregację.

Pytanie, skąd taka różnica, obecna zresztą nie tylko w mszale włoskim, lecz także w mszałach innych krajów.

– W językach semickich nie ma pojęć absolutnych, nieskończonych, w rodzaju „zawsze”, „wszędzie”, „wszyscy”. Dlatego Pan Jezus wypowiada w Wieczerniku słowa „za wielu” w znaczeniu „za wszystkich” – wyjaśnia biblista ks. Zbigniew Niemirski. – Mówi też, że na tej samej zasadzie trzeba przebaczać „siedemdziesiąt siedem razy”, co znaczy, że zawsze – zaznacza. Dodaje, że co do sensu tłumaczenie „za wszystkich” jest więc prawidłowe.

Papież decyduje

Zarzucanie papieżowi, że użył w liturgii określonej formuły, jest samo w sobie rzeczą zdumiewającą. Byłoby to nieuprawnione również w sytuacji, gdyby papież rzeczywiście dokonał jakiejś zmiany.

– Jest takie niepisane prawo, że jeśli coś pojawia się w liturgii papieskiej, to ma prawo pojawić się w liturgii Kościoła – tłumaczy liturgista ks. Włodzimierz Lewandowski. Wskazuje, że tak było na przykład z błogosławieństwem ewangeliarzem, którego nie było w posoborowych księgach liturgicznych. – Teraz zresztą, przy okazji inauguracji synodu, pojawiła się w liturgii papieskiej kolejna nowość: zamiast aktu pokuty było, jak w Wielki Piątek, zupełne milczenie. Trwało przez minutę, po czym papież odmówił modlitwę: „Niech się zmiłuje nad nami Bóg wszechmogący…”, i odśpiewano „Gloria” – relacjonuje. Przypomina, że kiedyś korzystano z różnych formuł Przeistoczenia i nikt nie kwestionował ważności konsekracji. Widać to dzisiaj w Kościele wschodnim, gdzie nie ma jednej ustalonej formuły. Tym bardziej więc nie można kwestionować zaakceptowanych przez Kościół sformułowań „za wielu” i „za wszystkich”.

Chrystus umarł za wszystkich. Św. Paweł stwierdza to wprost w liście do Koryntian, a w innym miejscu zaznacza, że Bóg „pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni” (1 Tm 2,4). Błędem jest właśnie twierdzenie, że słowa „za wielu” oznaczają, że nie za wszystkich. Krew Zbawiciela popłynęła za każdego człowieka, co przecież nie znaczy, że wszyscy z tej łaski zechcą skorzystać.

– Jeśli ktoś odszedł od Kościoła i został ateistą, to umarł za niego Chrystus? – pyta retorycznie ks. Włodzimierz Lewandowski. W jego przekonaniu myślenie wykluczające i neurotyczne nieraz skupienie na rygorystycznym wypełnianiu przepisów liturgicznych ma swoje korzenie w pokutującym wciąż duchu jansenizmu. Chodzi o nurt religijny z początku XVII wieku, który zaszczepił wśród wiernych przekonanie, jakoby ofiara Chrystusa dotyczyła jedynie katolików, zaś dla niewierzących, heretyków, żydów i pogan łaska Boża była niedostępna. Jednym z zatrutych owoców jansenizmu był chorobliwy lęk przed przyjmowaniem Komunii św. ze względu na ludzką grzeszność. Zdarzało się nawet, że ludzie umierali bez przyjęcia Ciała Pańskiego w obawie przed popełnieniem świętokradztwa. Problem rozrósł się do takich rozmiarów, że w 1713 roku papież potępił nauki Jansena. Niemniej myślenie jansenistyczne wywarło piętno w mentalności pokoleń katolików.

– Nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jansenizm wszedł do Kościoła i jak bardzo naznaczył myślenie. Znajdowało to też swoje odbicie w prawodawstwie liturgicznym. Kiedyś przeżyłem szok, kiedy w aktach seminaryjnych diecezji włocławskiej z lat 80. XIX wieku znalazłem informację, że klerycy do Komunii św. przystępowali dwa razy w roku: w Wielki Czwartek i w niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego! – opowiada liturgista.

Profanacja?

Człowiek jest omylny z natury i Bóg to wie. Dla Niego ważna jest czystość intencji. O tym także zdają się zapominać rygoryści kwestionujący decyzje Kościoła, na przykład tę, która zezwala na przyjmowanie Komunii św. na rękę. Uzasadniają to troską o drobinki Ciała Pańskiego, które mogą w takiej sytuacji upaść na ziemię, co nazywają profanacją.

– Jeśli spojrzymy na materię sakramentu w świetle współczesnej nauki, to widzimy, że choćby nie wiem jaką człowiek zachowywał ostrożność, to zawsze jakieś mikrocząsteczki znajdą się nie tam, gdzie byśmy chcieli – podkreśla ks. Włodzimierz Lewandowski. – Pewnie, że jeśli spada cząstka widoczna dla oczu, to jest oczywistą rzeczą, że jej nie zostawiamy. Inna sprawa, że obecnie używane komunikanty mniej się kruszą. Wiem, jak to wygląda w puszce czy na patenie w momencie puryfikacji – zapewnia. Podkreśla też, że to sam Jezus wybrał materię sakramentu, którą jest chleb, a więc rzecz, która się kruszy. Maca, której użyto podczas Ostatniej Wieczerzy, kruszyła się jeszcze bardziej.

Jeśli mamy wolę zachowania przepisów, nie ma możliwości dokonania profanacji, bo nie istnieje coś takiego, jak profanacja nieświadoma. – Jeśli posługujemy się pojęciem profanacji, to co, kiedy ksiądz jest niedowidzący i jakiejś partykuły na patenie nie dostrzegł? Sprofanował czy nie? Przy takim myśleniu można dojść do absurdu – stwierdza.

Nie trzeba nerwowo myśleć o losie cząsteczek postaci eucharystycznych wymykających się naszej kontroli. Przecież Ciało Pańskie, które spożywamy, ulega, z punktu widzenia fizjologii człowieka, procesom „mniej eleganckim” niż wówczas, gdy przypadkowo i wbrew woli przyjmującego jakaś jego drobinka znajdzie się na ziemi.

– To Pan Bóg zdecydował, że tak to ma wyglądać. Podejrzewam więc, że tu problem jest bardziej po stronie Pana Boga, niż po naszej – śmieje się duchowny. Przywołuje też jeden z wywiadów, w którym Peter Seewald zapytał wprost Benedykta XVI, która forma przyjmowania Komunii jest lepsza: do ust czy na rękę. Papież odpowiedział, że nie wolno tak wartościować. Przyznał, że on sam jest bardziej przywiązany do formy „do ust”, ale w historii Kościoła było praktykowane i jedno, i drugie – i wszystko zależy od intencji przyjmującego.

Jedno niezmienne

Papież Franciszek w wydanej w 2018 roku adhortacji Gaudete et exsultate przestrzegł przed zagrażającą świętości pokusą powrotu do starożytnej herezji pelagianizmu. Charakteryzuje ją „narcystyczny i autorytarny elitaryzm, gdzie zamiast ewangelizowania pojawia się analiza i krytyka innych, a zamiast ułatwiania dostępu do łaski – traci się energię na kontrole” – pisze papież, dodając, że „w żadnym z tych przypadków nie ma prawdziwego zainteresowania ani Jezusem Chrystusem, ani też innymi ludźmi”.

– Kiedy dochodzi do awantur chociażby na temat słów konsekracji, to myślę, że duchy heretyków zaczynają odżywać – zauważa kapłan. I podsumowuje: Jeśli w zmieniających się czasach Kościół uzna za właściwe wprowadzenie jakichś nowych form w liturgii, to się nic nie stanie. Jedno jest niezmienne: chleb i wino.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się