„Życie jest darem – nawet z alzheimerem”. To piękne wyznanie kończy błyskotliwą karierę legendy piosenki.
W sierpniu skończył 95 lat. „Życie jest darem – nawet z alzheimerem” – wyznał nieco wcześniej w mediach społecznościowych. Dał do zrozumienia, że choroba nie pozwoli mu na kolejne występy przed publicznością. 1 października na półki sklepowe i serwisy streamingowe trafia „Love For Sale” – najnowszy, a zarazem ostatni krążek Tony’ego Bennetta.
Na drodze nestora jazzowej wokalistyki po raz drugi zjawiła się Lady Gaga. Nagrania w nowojorskim studio trwały dwa lata. Od samego początku Bennett znał diagnozę lekarzy. Liczył się z konsekwencjami choroby Alzheimera. Potrzeba śpiewania była silniejsza. Raz jeszcze zaryzykował. Niósł go też sukces pierwszego nagrania z Lady Gagą. Album sprzed siedmiu lat poszybował przecież na szczyt amerykańskiej listy popularności. Teraz muzycy wzięli na warsztat piosenki z repertuaru Cole’a Portera. Znów odżyje klimat przedwojennych musicali, jazzowych standardów.
Głos ojca we mnie
Rok 1926. 23 sierpnia w nowojorskim szpitalu umiera aktor Rudolph Valentino, pierwszy król Hollywood. Trzy tygodnie wcześniej w innym nowojorskim szpitalu rodzi się Anthony Benedetto, syn sklepikarza i krawcowej. Rudolpha i Anthony’ego łączy nie tylko włoskie pochodzenie. Magazyn „Billboard” w numerze z lutego 1951 r. podaje newsa o mało znanym piosenkarzu (Tony Bennett), bardzo znanej wytwórni (Columbia) i obiecującym utworze („Valentino Tango”).
Anthony Benedetto śpiewał, zanim stał się Tonym Bennettem. Pierwszy publiczny występ zaliczył jako 10-latek, podczas ceremonii otwarcia mostu Triborough. Jego interpretacja przeboju wschodzącej gwiazdy Kate Smith spodobała się nawet burmistrzowi Nowego Jorku. Polityk z uznaniem poklepał Tony’ego po głowie.
Będąc nastolatkiem, pracował m.in. w amerykańskiej agencji prasowej jako chłopiec na posyłki, a także we włoskich knajpkach jako śpiewający kelner. – Moją ambicją było pomóc mamie po śmierci taty [zmarł, gdy Tony miał 10 lat – przyp. P.S.]. Miała na wychowaniu troje dzieci. Jako krawcowa zarabiała centa za sukienkę – opowiadał Bennett przed paroma laty tygodnikowi „Parade”. Matka nauczyła go, że jak coś robić, to starannie. Ojciec zasiał muzyczne ziarno, śpiewając operowe i popularne melodie w domowej scenerii. – Lubię sobie wyobrażać, że wciąż możecie usłyszeć we mnie głos ojca – mówił wokalista, gdy świętował dziewięćdziesiątkę.
Chłopcze, zaśpiewasz ze mną w rewii
Rok 1944. W angielskim Sheffield rodzi się Joe Cocker. 18-letni Tony Bennett wyrusza do Europy, na front II wojny światowej.
Zimą walczył w bitwie o Ardeny. Kilka dni przed kapitulacją Niemiec brał udział w wyzwalaniu obozu koncentracyjnego niedaleko Dachau. Tuż po wojnie, stacjonując w Niemczech, występował wraz z kolegami z armii w żołnierskim big-bandzie. Do domu wrócił w 1946 r. Śpiewał później w małych klubach pod pseudonimem Joe Bari. Pobierał też lekcje śpiewu techniką belcanto. Wreszcie jego talent dostrzegł znany aktor Bob Hope. „Chłopcze, teraz będziesz śpiewał ze mną w rewii” – miał usłyszeć 23-latek. I jeszcze: „Jak naprawdę się nazywasz?”. „Anthony Dominick Benedetto” – odparł wokalista. „Będziemy zatem wołali na ciebie Tony Bennett” – ustalił Hope.
Jak przekonują bliscy Bennetta, śpiew wielokrotnie ratował mu życie. W lutym 2021 r. po raz pierwszy rodzina artysty opowiedziała o jego chorobie w amerykańskim dwumiesięczniku „AARP”, skupionym wokół problemów starzenia się. Susan Bennett potwierdziła, że alzhei- mer u męża postępuje. I nic, jak dodała, nie jest takie jak kiedyś. „Gdy jednak śpiewa, na nowo staje się dawnym Tonym” – mówi. Dlatego dwa razy w tygodniu Bennett poświęca półtorej godziny na śpiewanie przy akompaniamencie swego wieloletniego pianisty. Neurolog, który zdiagnozował jego chorobę, jest pod wrażeniem formy, w jakiej znajduje się 19-krotny zdobywca Grammy. „W wieku 94 lat robi tak wiele rzeczy, których wiele osób bez demencji nie mogłoby robić. Naprawdę jest symbolem nadziei dla kogoś z zaburzeniami poznawczymi” – stwierdził dr Gayatri Devi w rozmowie z dziennikarzem „AARP”.
Publiczność to twój przyjaciel
Rok 1951. W Londynie przychodzi na świat Phil Collins. Tony Bennett nagrywa w Nowym Jorku swój pierwszy wielki przebój – balladę „Beacause of You”.
Lista ważnych utworów, dzięki którym budował popularność, zapełniłaby pozostałe szpalty tego artykułu. Wystarczy wspomnieć słynne wykonanie piosenki „I Left My Heart in San Francisco” z 1962 r. Pierwszy raz nowojorczyk zaśpiewał ją w hotelu w San Francisco. Z okazji 90. urodzin artysty odsłonięto pomnik Bennetta właśnie pod Fairmont Hotel.
Przez 70 lat kariery podążał za jazzowym drogowskazem, będąc wiernym stylowi rodem z przedwojennych musicali. Zmieniały się muzyczne trendy, budził się, by później ogarnąć całą popkulturę, rock & roll, przeszedł barwny korowód disco… Bennett nie schlebiał jednak modom. Prędzej wracał do źródła, czerpiąc z bogatego zestawu amerykańskich songów, jakie znał z młodości. Udowadniał przy tym, że nieco staroświecki styl może iść w parze z nowoczesnym podejściem do nagrań. Liczby dają najlepsze świadectwo: 60 albumów zarejestrowanych w studio, spora kolekcja nagrań koncertowych i składanek, przeszło 50 milionów sprzedanych egzemplarzy krążków, 19 statuetek muzycznych Oscarów, czyli nagrody Grammy.
U początków kariery poznał supergwiazdę sceny i kina Franka Sinatrę. Przed jednym z występów Bennett był bardziej zdenerwowany niż zwykle. Usłyszał wtedy radę na całe życie. „Publiczność to twój przyjaciel. Jest tu dla ciebie” – szepnął mu Sinatra. A parę lat później nazwał młodszego kolegę swoim ulubionym wokalistą. Okazja, by wyrazić wdzięczność za lata przyjaźni, nadarzyła się w 2001 r. W swojej rodzinnej dzielnicy w Nowym Jorku Bennett założył szkołę artystyczną z imieniem Franka Sinatry w nazwie, gdzie znajdują dziś merytoryczną opiekę adepci sztuki tanecznej, filmowej, teatralnej, malarstwa i oczywiście śpiewu.
Życie zaczyna się po osiemdziesiątce
Rok 1986. W Nowym Jorku rodzi się Lady Gaga. Tony Bennett po ośmiu latach przerwy wraca do śpiewania. Nie odłoży na dłużej mikrofonu aż do 2021 r.
Bennett od najmłodszych lat nie tylko śpiewa, ale też maluje. Obrazy podpisuje zgodnie z metryką urodzenia – Benedetto. Rysunki, portrety, a przede wszystkim pejzaże. Choć od czasów nasilenia się choroby trudniej już złapać za pędzel lub ołówek. Sztukom plastycznym oddał się w pełni, gdy przerwał ścieżkę wokalisty w latach 1978–1986.
80. urodziny artysty stały się okazją, by nagrać płytę z duetami. Świat odkrył go na nowo. Zafascynował również młodsze pokolenie fanów muzyki. Spora w tym zasługa popularności współwykonawców piosenek z „Duets: An American Classic” – jak Bono, George Michael, Sting, John Legend, Diana Krall i wielu innych. Pięć lat później odbyła się powtórka z rozrywki, czyli nowe rozdanie duetów na kolejnej płycie, która to dotarła na sam szczyt słynnej listy popularności magazynu „Billboard”. A Bennett stał się najstarszym żyjącym artystą, którego album trafił na top.
Lady & Gentleman
W tym samym czasie w życiu legendy XX wieku pojawiła się legenda XXI wieku – Lady Gaga. Ta współpraca sprawiła, że nowojorczyk w krótkim czasie pobił swój własny rekord.Rok 2021. Z okazji swoich 95. urodzin Tony Bennett występuje na żywo z Lady Gagą.
Ich pierwszy wspólny projekt „Cheek to Cheek” pojawił się w sklepach muzycznych miesiąc po 88. urodzinach Bennetta. I okazał się torpedą napędzającą zarówno sprzedaż nagrań, jak i popularność śpiewaka. Tak pan Tony został ponownie najstarszym muzykiem, cieszącym się z pierwszego miejsca na liście „Billboardu”. Z kolei fani Lady Gagi przecierali oczy (wieczorowa stylizacja) i uszy (Gaga w jazzowej odsłonie) ze zdumienia. Po metamorfozie autorka dyskotekowego „Paparazzi” śpiewa m.in. Gershwina, jak przed laty „Lady Day”, czyli Billie Holiday. Zresztą jednym z niespełnionych marzeń Tony’ego Bennetta było zaśpiewać właśnie z Billie.
Współpraca z mistrzem Bennettem dała Lady Gadze dużo więcej, niż się spodziewała. Na przykład pomogła jej wyjść z dołka. – Byłam potwornie smutna… Nie mogłam spać. Czułam się martwa. I wtedy zaczęłam spędzać sporo czasu z Tonym. Chciał tylko mojej przyjaźni i mojego głosu – mówiła tygodnikowi „Parade”.
Bennett zaproponował młodszej o 60 lat wokalistce ciąg dalszy przygody z jazzowymi standardami. Tym razem mieli sięgnąć po repertuar Cole’a Portera. Nowojorczyk poznał diagnozę: alzheimer. Nie zrezygnował jednak z realizacji krążka zatytułowanego „Love For Sale”. W sierpniu tego roku odbył się wspólny, prawdopodobnie ostatni koncert Tony’ego i Lady G. 1 października ukazuje się 10 premierowych utworów. Głos Bennetta brzmi czysto, choć momentami nie jest już tak silny jak dawniej. To nie jest smutne pożegnanie. „Życie jest darem – nawet z alzheimerem” – słowa, które odczytamy na pewno pomiędzy wersami piosenek.•
Kierownik serwisu internetowego gosc.pl
Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu Niedzielnym” pracuje od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”. Autor książki dla dzieci „Mati i wielkie fałszerstwo”. Jego obszar specjalizacji to kultura, zwłaszcza współczesna literatura i muzyka, a także tematyka społeczna.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się