Prawda wyzwala, nawet jeśli przytłacza – mówi s. Agnieszka Jarkowska, która na Słowacji pomaga ofiarom nadużyć seksualnych.
Jakub Jałowiczor: W Polsce wstrząs spowodowały filmy dokumentalne, w USA i Irlandii dochodziło do głośnych skandali pedofilskich. Jak było na Słowacji?
s. Agnieszka Jarkowska: Jesteśmy w innym punkcie niż Polska. Chyba jedynym zdarzeniem, które wstrząsnęło Słowacją, było oskarżenie jednego z biskupów o nadużycia seksualne, ale ta sprawa nie doczekała się oficjalnego rozstrzygnięcia. Społeczeństwo słowackie ma inną mentalność niż polskie, mówi się o nim, że to gołębi naród. Słowacy są mniej skłonni do publicznej walki. Dlatego wszystko z czasem ucichło. A tymczasem to, co się dzieje w Europie i w krajach ościennych, jak Czechy, Polska czy Węgry, spowodowało, że zwiększyła się prewencja i chęć pracy na rzecz ofiar. Dzieje się to głównie w instytucjach katolickich, np. w szkołach, które żeby dostać grant, muszą mieć politykę ochrony dzieci. Ostatnie 2–2,5 roku to bardzo intensywny czas powstawania dokumentów, które są podstawą pracy prewencyjnej i interwencyjnej w tych instytucjach. Pierwsze 50 osób przeszło kurs w Centrum Ochrony Dzieci w Koszycach, gdzie pracuję. Natomiast z doświadczenia wiemy, że ofiary są, bo spotykamy się z nimi. W Nitrze funkcjonuje centrum, które od lat prowadzi spotkania dla ludzi doświadczonych przemocą seksualną, i wiele osób tam przyjeżdża. Myślę więc, że problem w Kościele słowackim istnieje, ale nie jest nagłośniony.
Jak wygląda praca Siostry?
Centrum w Koszycach powstało głównie w celu tworzenia programów prewencyjnych i kształcenia. Zaczęliśmy z myślą o księżach i siostrach zakonnych oraz świeckich, którzy pracują bezpośrednio z ofiarami, bądź będą odpowiedzialni za prewencję w poszczególnych diecezjach lub zgromadzeniach. Oprócz tego jestem w kontakcie z ofiarami, ale nie odbywa się to w ramach działalności centrum, które powstało nieco później niż zaczęło się moje zaangażowanie w tej przestrzeni.
Sytuacje, z którymi się Siostra styka, to zdarzenia sprzed lat czy współczesne?
W większości sprzed lat, bo proces wychodzenia z relacji przemocowej jest dość długi. Często samo wykorzystywanie trwa parę lat. Potem ofiara np. zaczyna studia, wyjeżdża z miasta, więc kontakt się urywa. Jakiś czas trwa uświadamianie sobie, gdzie ofiara była i czego doświadczyła. Jeśli ktoś ma szczęście i trafi na dobrego terapeutę, otworzy się w procesie terapii, to może się to stać wcześniej. Ale generalnie następuje to po 10–20 latach, kiedy człowiek czuje się bezpiecznie, bo sprawca jest daleko, albo kiedy ofiara jest na tyle zrozpaczona, że decyduje się mówić. Czasami dzieje się to wtedy, kiedy dzieci osiągają wiek, w którym ktoś doświadczył przemocy seksualnej. Wówczas wraca strach, że spotka je to samo i wszystko wraca ze zdwojoną siłą. Wtedy trzeba podjąć decyzję, czy chce się z tym zmierzyć.
Skąd brała się reakcja środkowoeuropejskich Kościołów na problem nadużyć? Wymuszały je Stolica Apostolska, zewnętrzny nacisk czy może członkowie Kościołów widzieli, że coś trzeba zrobić?
Na pewno była to oddolna reakcja, bo księża spotykali się w konfesjonałach z ludźmi spowiadającymi się z tego, że byli wykorzystani seksualnie, przekonanymi, że to ich wina. I nie wiedzieli, jak im pomóc. Potrzeba rozmowy o problemie była zawsze, ale poczucie tabu było silniejsze. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby cokolwiek mogło się wydarzyć, gdyby nie poszczególni papieże, którzy przez lata powoli pewne sprawy ruszali. Jan Paweł II, który mówił w USA kardynałom, że nie ma w Kościele miejsca dla osób wykorzystujących seksualnie dzieci. Benedykt XVI pracujący nad zmianą praw, w tym nad przedłużeniem okresu przedawnienia. Potem przyszedł Franciszek, który powołał komisję i napisał dokumenty, bardzo dla nas teraz pomocne, jak „Come una madre amarevole” mówiący o odpowiedzialności biskupów za brak reakcji, czy „Vos estis lux mundi” z 2019 roku, nakazujący stworzyć w każdej diecezji grupę odpowiedzialną za przyjmowanie zgłoszeń.
Czy poszczególne diecezje to zrobiły? Na Słowacji niestety nie. Mamy tylko adres mailowy, pod który poszkodowany może się zgłosić.
Porównując kraje, mówimy o podłożu socjologicznym. Skąd bierze się to, że dorosły człowiek ślubujący życie w celibacie zaczyna odczuwać pociąg do nastoletnich chłopaków albo małych dziewczynek?
W USA, gdzie skandal wybuchł dużo wcześniej, istnieje Saint Luke Institute. Tam leczeni są sprawcy. Z danych instytutu wynika, że w 60, a nawet 70 proc. przypadków kapłani wykorzystujący innych sami byli ofiarami przemocy seksualnej w dzieciństwie. Zdarzało się, że ktoś miał dziennik, w którym zapisał: „Byłem z tym chłopcem i właściwie było tak samo jak wtedy, kiedy ten ksiądz wziął mnie”. Te fakty zupełnie nie łączą się im w głowie. Tu potrzeba kogoś z zewnątrz, terapeuty. Kogoś, kto pokaże modus operandi, którego sam z własnej perspektywy nie widzisz
A pozostałe 30–40 proc. sprawców?
Przyczyną może być alkoholizm, niedojrzałość emocjonalna, narcyzm lub socjopatia, ale także kryzys powołania po 10 latach, samotność, brak wsparcia. Są oczywiście tacy, którzy mają zaburzenia, jakim jest pedofilia, ale to mały procent wszystkich sprawców. To więc dość szeroki temat, trudno znaleźć jeden wzorzec.
Czy można reagować, zanim coś się stanie?
Dużo mówiliśmy o potrzebie prewencji w seminariach duchownych. Sprawcy może przez lata formacji nie mieli problemów na tle seksualnym, nieczystych myśli, niewłaściwych relacji. Przeszli seminarium i dopiero po 5–10 latach okazuje się, że wcale tak pięknie nie jest. Może dlatego, że formacja była nastawiona tylko na naukę, a nie na rozwój osobowości człowieka. Stąd nacisk na to, żeby robić testy psychologiczne, które nie mają na celu wyrzucenia z seminarium czy powiedzenia klerykowi, że się nie nadaje, ale pokazanie przestrzeni do pracy: tu jesteś słaby, w sytuacjach napięciowych możesz uciekać w alkohol, hazard czy seks. Lepiej to wiedzieć wcześniej, zanim biskup wyśle księdza do parafii, w której np. trzeba odbudować stary kościół i nie ma na to środków, rosną napięcia i problemy nie do pokonania. W seminariach trzeba rozmawiać o seksualności, nie bać się tego tematu, dotknąć kwestii dojrzałości emocjonalnej. Może jakieś warsztaty? To mogłoby bardzo pomóc.
Gdzie na tle sąsiadów z regionu jest Polska?
Patrzę z perspektywy Słowacji i widzę, że Polska jest dużo dalej niż my. Jest centrum pomocy, są szkolenia obejmujące cały kraj, są koordynatorzy w każdej diecezji, są telefony, pod które można zadzwonić. Oczywiście jest to trudny temat i kiedy ciągle się słyszy, że kolejny ksiądz jest sprawcą, to nawet nie chce się iść do kościoła. Na Słowacji jest kompletna cisza. Ale ja wolę, żeby było głośno. Nawet jeśli to przytłacza, to wiem, że jest to prawda, która wyzwala. Spotykam ofiary, ale nikt o nich nie mówi, nikt za nie publicznie nie walczy, nie ma debaty. Każdy z krajów, o których rozmawialiśmy w kuluarach, jest na innym etapie. Gdzieś jest rozwinięta prewencja, są szkolenia i kursy, w innych w ogóle nie mówi się o problemie. Polska jest teraz w epicentrum skandali i może się wydawać, że jest najgorzej. Obawiam się jednak, że tych przypadków jest wszędzie tyle samo. Chciałabym, żeby publiczna debata prowadziła nie tylko do narzekania i osądzania, ale także do wyciągnięcia wniosków. Żeby ci, którzy są zranieni, mogli poczuć, że ktoś o nich dba, że są ważni.•
Siostra Agnieszka Jarkowska
kapucynka Najświętszego Serca Jezusa. Od 2014 r. pracuje na Słowacji z młodzieżą i rodzinami, obecnie także z ofiarami nadużyć seksualnych. Od 2017 r. wykłada na Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, współpracującym z rzymskim Uniwersytetem Gregoriańskim.
Dziennikarz działu „Polska”
Absolwent nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w radiu „Kampus”. Współpracował m.in. z dziennikiem „Polska”, „Tygodnikiem Solidarność”, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie”, „Niedzielą”, portalem Fronda.pl. Publikował też w „Rzeczpospolitej” i „Magazynie Fantastycznym” oraz przeprowadzał wywiady dla portalu wideo „Gazety Polskiej”. Autor książki „Rzecznicy”. Jego obszar specjalizacji to sprawy społeczno-polityczne, bezpieczeństwo, nie stroni od tematyki zagranicznej.
Kontakt:
jakub.jalowiczor@gosc.pl
Więcej artykułów Jakuba Jałowiczora
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się