Nowy numer 39/2023 Archiwum

Przepraszamy za usterki

„Kobra” była widowiskiem, w którym najważniejsi byli aktorzy.

Widzowie pewnego razu nie doczekali się rozwiązania zagadki. Pod koniec jednego z wczesnych spektakli „Kobry” Andrzej Łapicki, jako inspektor milicji, miał wskazać przestępcę, na którego skierowana była kamera w studiu. Jednak widzowie nie zobaczyli mordercy. Okazało się, że na kamerę skoczył kot i skierował ją na podłogę. „Po spektaklu zdezorientowanym widzom tożsamość mordercy musiał ujawnić spiker Jan Suzin” – wspominała w programie „Niedziela z…” Barbara Borys-Damięcka, wówczas operator.

tajemnicza postać

Takich wpadek było więcej. Przedstawienia Teatru Telewizji, w tym Teatru Sensacji „Kobra”, nadawano początkowo na żywo. Pierwsze kryminalne widowisko na antenie telewizji miało premierę w poniedziałek 6 lutego 1956 r. Spektakl „Zatrute litery” według Agathy Christie w reżyserii Adama Hanuszkiewicza cieszył się takim powodzeniem, że w ramach Teatru Telewizji postanowiono stworzyć odrębny cykl kryminalny. We wrześniu 1956 r. widzowie z zapartym tchem śledzili emitowane 6-odcinkowe widowisko pod politycznie niepoprawnym dzisiaj tytułem „Było dziesięciu Murzynków” (tytuł zmieniono po latach na „I nie było już nikogo”) według powieści Agaty Christie. Telewizyjną adaptację z udziałem Haliny Mikołajskiej reżyserował Józef Słotwiński. Właściwie od tej pory rozpoczęła się kariera „Kobry”, która pojawiała się już regularnie w czwartkowe wieczory. Jeszcze do dzisiaj jej kapitalna czołówka z wijącym się wężem, który kpiarsko mruga do widza, i początkiem „Sekstetu na instrumenty dęte” Francisa Poulenca w tle wywiera wrażenie.

Teatr Sensacji „Kobra” powstał na fali październikowej odwilży, kiedy kultura popularna została częściowo zrehabilitowana. Jego założycielką była Illa Genachow. „To była tajemnicza postać, wielka miłośniczka widowisk sensacyjnych. Myśmy często mówili, że może przyszła ze służb specjalnych” – powiedziała w „Niedzieli z… »Kobrą«” Barbara Borys-Damięcka. Genachow przed wojną była działaczką PPS-u, po wojnie przed połączeniem PPS-u i PPR-u została wyrzucona z partii. Podobno pomógł jej Józef Cyrankiewicz, który załatwił jej pracę w Polskim Radiu. Jeszcze przed wojną uczestniczyła w Warszawie we wszystkich pokazach telewizyjnych. W 1953 r. znalazła się w zespole pionierów polskiej telewizji. Aktywnie uczestniczyła w produkcji „Kobry”, sama tłumaczyła teksty zagranicznych autorów i zdobywała ich zgody na telewizyjne adaptacje za symboliczne stawki. Ona też była inicjatorką powstania „Stawki większej niż życie”.

Bez konkurencji

W pierwszym okresie istnienia „Kobry” repertuar składał się przede wszystkim z utworów pisarzy anglosaskich. Prócz Agathy Christie adaptowano m.in. powieści i opowiadania Arthura Conan Doyle’a, Gilberta Chestertona, Louisa Stevensona, Raymonda Chandlera, Francisa Durbridge’a i Alistaira MacLeana. W biografii „Jan Karski. Jedno życie. Tom II” Waldemar Piasecki przytacza rozmowę Karskiego z Cyrankiewiczem, który stwierdził, że „»Kobra« mogła być nadawana, bo pokazywała zgniliznę Zachodu… To Gomułce bardzo pasowało…”. A do tego z zapartym tchem oglądał każde przedstawienie.

Popularność „Kobry” wynikała z potrzeby spragnionych dobrej i nieobarczonej propagandą rozrywki widzów, którzy chcieli uciec od szarej rzeczywistości. No i co ważne, przez długie lata „Kobra” nie miała u nas praktycznie żadnej konkurencji, nic dziwnego, że w czasie emisji ulice polskich miast wymierały. Na przełomie lat 50. i 60. telewizor był luksusem, toteż ich właściciele przeżywali co czwartek rodzinne i sąsiedzkie najazdy fanów „Kobry”.

Oglądając dzisiaj archiwalne przedstawienia, musimy pamiętać, w jakich warunkach powstawały. Jak wspomina scenograf Marcin Stajewski, małe studio na pl. Powstańców składało się „z trzech kieszeni, a w czasie spektaklu na żywo maszyniści zmieniali całą dekorację… Najtrudniejsze było, kiedy aktor zapomniał tekstu. Telewizja miała przygotowaną planszę „przepraszamy za usterki…”. Problemem było znalezienie zachodnich aparatów telefonicznych, książek i innych gadżetów. Scenografia, która imitowała zachodnie wnętrza, była symboliczna. „Kobra” była widowiskiem, w którym najważniejsi byli aktorzy.

Zabójczy pocałunek Zbyszka Cybulskiego

W Teatrze Sensacji grało wielu znakomitych aktorów teatralnych. Wystarczy wspomnieć Irenę Kwiatkowską, Andrzeja Łapickiego, Jerzego Kamasa, Edwarda Dziewońskiego, Annę Milewską czy Edmunda Fettinga. Zbigniew Cybulski nie lubił występować w telewizyjnych przedstawieniach. Jednak kiedy zaczęło mu brakować pieniędzy, dwa razy zdecydował się wziąć udział w „Kobrze”. W 1963 r. w „Murowanym alibi” zagrał Paula Walby’ego, a w „Całej prawdzie” Hugh Carlissa. Ten ostatni (nie zdradzę tu tajemnicy, bo widz zna tożsamość przestępcy od początku spektaklu) to inteligentny morderca, który chce skierować podejrzenia na kogoś innego. Na szczęście emitowana na żywo „Cała prawda” została zarejestrowana i dzisiaj możemy ją obejrzeć. Cybulski wkrada się do domu pewnego małżeństwa. Widać, że postać potraktował z dystansem, natomiast scena zbrodni w jego wykonaniu, chyba wbrew intencjom twórców, wydaje się wręcz wzięta z jakiejś farsy. Nie wiemy, czy ofiara zginęła wskutek „zabójczego pocałunku”, czy też trzymanego przez mordercę szalika. „Cała prawda” to, po „Gasnącym płomieniu” w reżyserii Andrzeja Łapickiego, drugi najstarszy z zachowanych w całości spektakl Teatru Sensacji.

Nic im nie powiem

Z kolei Irena Kwiatkowska dała genialny popis swoich aktorskich możliwości w „Kobrach” o charakterze komediowym. W „Arszeniku i starych koronkach” z 1975 r. zagrała jedną z sióstr, które, powiedzmy, w niekonwencjonalny sposób niosą pomoc starszym panom. W 1995 r. wystąpiła w drugiej realizacji „Upiora w kuchni” w reżyserii Janusza Majewskiego. W pierwszej z 1975 r. w postać Laury Collins wcieliła się Zofia Mrozowska. Majewski był też autorem sztuki, ukrywając się pod angielskim pseudonimem. Z tym wiąże się zabawna anegdota, którą wspomina reżyser w swojej autobiografii. Kwiatkowska komplementowała Majewskiego, ale ten czuł się trochę nieswojo. „Kiedyś podwożąc ją na próbę, przyznałem, że to ja napisałem”. Reżyser poprosił, by nie mówiła o tym pozostałym aktorom. „Nic im nie powiem, bo oni mi już o tym powiedzieli na samym początku i prosili, żebym panu nie mówiła, że wszystko wiemy” – odpowiedziała Kwiatkowska.

Z czasem obok widowisk kryminalnych zaczęły pojawiać się spektakle sensacyjne poprzedzone czołówką z pająkiem, a przebojem cyklu była „Stawka większa niż życie” nadawana w latach 1965–1967.

W latach 70. pojawiła się grupa młodych reżyserów, m.in. Jerzy Gruza, Janusz Kondratiuk, Feliks Falk, Marek Piwowski, Piotr Szulkin i Ryszard Bugajski, którzy zaczęli wychodzić w plener, realizując spektakle techniką filmową. I tak np. Piotr Szulkin w 1978 r., przygotowując dla „Kobry” „Opinię” z Janem Pietrzakiem w roli majora milicji, wynajął nawet komendę MO w Otwocku. Właściwie były to filmy telewizyjne, które trudno już było nazywać teatrem. Jednak w tym samym czasie do telewizji i kin weszły produkcje amerykańskie i angielskie. Umowna konwencja „Kobry” nie stanowiła dla nich konkurencji, a ona sama mrugała coraz rzadziej. W latach 80. już tylko sporadycznie, a po raz ostatni mrugnęła w 1994 roku.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza

Quantcast