Nowy numer 13/2024 Archiwum

Dziewczyna w niebieskiej sukience

Poznałam dziewczynę, miała 14 lat. Ojczym strącił ją ze schodów. Na dworcu małolacie było chłodno i głodno. "Zaopiekowali się" nią panowie. Obiecali jej nocleg, jedzenie. Potem ją zamknęli i nękali... Po paru dniach usłyszała: "Ubieraj się, idziemy na ulicę, trzeba zarobić. Co tym myślisz, że mieszkanie jest za darmo?" - opowiada s. Anna Bałchan.

Jarosław Dudała: Ponad 20 lat pomaga Siostra ofiarom prostytucji, handlu ludźmi, przemocy - nie tylko seksualnej.

S. Anna Bałchan: Mamy w Katowicach ośrodek, mamy terapeutów, prawników. Do tego jest jeszcze punkt konsultacyjny. Ja też jestem do dyspozycji. Działamy. Służymy. Towarzyszymy. Jeśli ktoś chce.

Zranienia dotyczące seksualności wydają się najtrudniejsze do leczenia.

Wszystkie są trudne. Trudno to ważyć. To wszystko jest bardzo złożone.

Kiedy byłam w Amsterdamie, spotkałam Rosjankę, która już to wszystko przeszła. Jest wolna. Była ofiarą handlu ludźmi. Pytałam ją, jak mądrze pomagać kobietom. Ona mi na to: "Nie oceniaj mnie, posłuchaj mojej historii".

Forma grzechu nie ma znaczenia. Każdy grzech niszczy nas samych. Nikt nie chce być używany. W żadnej formie.

Dlaczego więc kobiety - ale przecież nie tylko kobiety - pozwalają na używanie siebie, swojego ciała?

To dotyczy i kobiet, i mężczyzn.

Rozmawiałam z chłopakiem (już nie żyje) - prostytutką męską. Mówił: "Jest nas wielu. Dlaczego nikt z nami nie pracuje?". Pytałam go, dlaczego to robi. Odpowiedział: "Nie myśl, że jestem homo. Jestem hetero. Ale jestem nieudacznikiem. A tu jakiś gość na mnie patrzy, zabiega o mnie, jestem oczekiwany... A przy okazji - kasa".

Historie są przeróżne. Czasem powodem są przekazy płynące z domu: "Jesteś do niczego, jesteś tylko *****". Czasem jest to zwiedzenie "na pracę".

A uwiedzenie?

To częsty chwyt. Kobieta jest bombardowana miłością. Myśli, że to jest miłość prawdziwa, więc jest megalojalna. Oczywiście, to jest iluzja.

Czasem jest tak, że w domu dzieje się coś bardzo trudnego. Wyjście na ulicę to forma samobójstwa.

Prostytucja jako forma samobójstwa?!

Tak!

Strefa intymna to najbardziej czułe miejsce. Więc, żeby nie bolało, trzeba się znieczulić.

A jednocześnie jest się zamkniętym na normalne, zdrowe relacje. Bo jak ktoś ma sponsora, to nie będzie wchodził w relację - nawet, jeśli się komuś podoba. Dlaczego? Bo jest "własnością" sponsora.

Te sponsorowane dziewczyny często kłamią w domu. Bywa i tak, że rodzina o tym wie, piętnuje. Ale pieniążki przyjmuje. Wtedy ona jest bohaterką... Ale nie widziałam nikogo, kto byłby dzięki temu szczęśliwy, pełen pokoju.

A jednak niektóre dają się skusić.

To nie jest tak, że siedzisz w domu i nagle myślisz: wchodzę w to. Nie. Zawsze jest osoba, która nad tym pracuje. Opowiada. Zaczyna się od drobiazgu. Dostajesz pracę w barze go-go. Słyszysz rozmowy dziewcząt. Ktoś mówi: "Jesteś ładna, zarobiłabyś...". Granice moralne coraz bardziej się przesuwają.

Czasem ludzie mają przekonanie, że skoro nie skończyli szkoły, to jest to jedyna szansa na wynajęcie mieszkania, życie na poziomie średniej krajowej.

Czasem dziewczyna z wioski przyjeżdża na studia, daje ogłoszenie, że zaopiekuje się dzieckiem albo osobą starszą. I jest wtedy "odławiana". Zaopiekuje się nią taki pan profesor, da jej mieszkanie, powie: "Nic się nie martw, tylko się ucz", a potem... nie ma nic za darmo.

Czasem ktoś opowiada, ile to się nie zarabia...

To obrzydliwe, ale nawet wielkie internetowe portale publikują teksty sugerujące, że prostytucja to jedna z wielu równorzędnych dróg, sposób zarabiania pieniędzy...

A te pieniądze zwykle przepadają. Nieraz słyszałam takie historie: "Kiedyś to miałam dużo pieniędzy. Nawet nie wiem, ile. Trzymałam je w pudełku po butach". Pytałam wtedy: "No to gdzie je masz?". Nie ma. Bo na przykład zjawił się taki Johnny i powiedział: "Zróbmy firmę!" Nie miał o tym pojęcia, miał tylko jakąś idée fixe, a potem... kobieta została z długami. Poza tym ten pieniądz nie przynosi błogosławieństwa, nie przynosi pokoju.

Była u mnie pani, która przez godzinę opowiadała, jak to jest świetnie... Spytałam: "Kogo ty chcesz przekonać: mnie czy siebie? Bo jak ktoś do mnie przychodzi, to przychodzi z cierpieniem. To jak to jest? Dlaczego przyszłaś?". Bo ja nie widziałam kobiety, która by to robiła i była szczęśliwa, pełna pokoju.

Ale jeśli dziewczyna zdecyduje się zejść z ulicy, to z dnia na dzień traci środki na utrzymanie się. Co może jej siostra zaoferować?

Mówisz o ulicy, a teraz więcej jest "mieszkaniówek"...

To nie jest tak, że nagle zostawia się wszystko. Pracujemy z dziewczyną, przygotowujemy plan B. Zastanawiamy się nad wyborem szkoły. Nad tym, co by mogła robić, żeby dawało jej to radość. Ćwiczymy kwestie wydatków. Proszę ją, żeby spisała wydatki, nawet najdrobniejsze. Zwykle dziwią się, że to aż tyle wychodzi. Potem się zastanawiamy, z czego można zrezygnować. Co jest konieczne, a co mniej konieczne. Wszystko to idzie równolegle.

Przede wszystkim potrzebna jest chęć zmiany. A każdy boi się zmiany. Ktoś przychodzi do mnie i mówi: "Chcę zmienić swoje życie". Pytam: "Po co?". Widzę zdziwienie. I wypisujemy: plusy i minusy. Bo coś się traci, a coś się zyskuje. Dziewczyny mówią: "Mam mniej, ale mam spokój. Nie muszę się oglądać, czy ktoś za mną nie idzie". Bo wiadomo, że te grupy są blisko grup przestępczych.

Strasznie to wszystko zaplątane. Skąd w tym wszystkim wziąć nadzieję?

Nadzieja jest w kryzysie. I w cierpieniu. I w łasce Bożej. W tym, że to są dzieci Boga.

Tak, można zmienić swoje życie. Każdy z nas ma coś do zmiany. Ale musi być lęk i jakiś punkt zero.

Jaki na przykład?

Nieraz dostawałam esemesa o 3.00 w nocy: "Klient śpi. Nie wiem, kogo bardziej nienawidzę - jego czy siebie". To może być punkt zero.

Poznałam kiedyś dziewczynę. W jej domu był sajgon. Miała 14 lat. Ojczym strącił ją ze schodów. Wiedziała, że jej siostra jest w Katowicach. Chciała do niej uciec. Na dworcu małolacie było chłodno i głodno. "Zaopiekowali się" nią panowie. Obiecali jej nocleg, jedzenie. Potem ją zamknęli i nękali... Kiedy udało jej się uciec i odnaleźć siostrę, ucieszyła się, że to już koniec złego. Ale po paru dniach usłyszała: "Ubieraj się, idziemy na ulicę, trzeba zarobić. Co tym myślisz, że mieszkanie jest za darmo?". Pamiętam ją. Niebieska sukienka...

Poszła do szkoły podstawowej dla dorosłych. Chciałam wiedzieć, jak jej tam idzie. Ale wejść do szkoły z zakonnicą - to obciach. "Powiedz kumplom, że jestem twoją siostrą. A rodziny się nie wybiera, nie?". No i git. Tak było. Potem, jak wchodziłam do szkoły, słyszałam na korytarzu: "Teee, twoja siostra przyszła". No i super.

Udało jej się. Choć nie wszystko jest takie zerojedynkowe. Ma własne mieszkanie, piękne, czyściutkie, trzypokojowe. Ma pracę, szanują ją w pracy. Ma partnera, ale jest panią u siebie. Nie jest zależna.

Jej się udało, ale jej siostra zmarła. Wiele lat chorowała na chorobę weneryczną. Powiedziałam jej: "Ale ty zarażasz...". Ona na to rzuciła niecenzuralnym słowem i dodała: "Mnie też ktoś zaraził. To niech cierpią, frajerzy".

Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?

Bóg wchodzi w największą ciemność.

Wiesz, są takie wielkie imprezy, na których bogaci piją sobie drinki, zapraszają dziewczyny...

Jak w tym filmie o Sopocie?

Na przykład. Poznałam dziewczynę, która na takiej imprezie była gwałcona wszelkimi możliwymi przedmiotami. Nie da się o tym opowiadać. To była jakaś dzicz. Spytałam ją: "Jak ty to w ogóle przeżyłaś?". Ona na to: "Mnie tam nie było, nie było mnie w ciele. Szłam z Jezusem nad morzem. Mówiłam: Jezu, zmiłuj się nade mną. Jezu, ufam Tobie". Do głowy by mi nie przyszło że w takiej najciemniejszej sytuacji ktoś mógł być z Panem. Oczywiście, potem trzeba ją było leczyć. Ale ona jest z Chrystusem. Jest dzisiaj wolna. Pragnienie Boga jest w każdym człowieku. W każdym.

Tutaj znajdziesz kontakt z kierowanym przez s. Annę stowarzyszeniem Po-MOC oraz numer jego konta, na który można przelać darowiznę.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy