Jej proza jest czymś w rodzaju nawracania za pomocą kultury wysokiej.
Na początek dwa cytaty. „Oto objawił się niezwykły talent, potężny i subtelny zarazem. Onieśmielająca erudycja pozwalająca autorce swobodnie poruszać się po wielkich przestrzeniach światowej kultury, a zarazem przyciszony głos targanej wątpliwościami młodej kobiety pytającej o swoje miejsce w brutalnym świecie mężczyzn, o sens pisania, dzielenia się swoją wrażliwością i osobnością” – pisał Andrzej Horubała.
„Po dziejach Europy młoda autorka porusza się z zadziwiającą sprawnością, wręcz z lekkością. Co najważniejsze, nie ma w tej książce śladu kompleksów. Polska sztuka czy literatura jest dla autorki równie zajmująca i ciekawa, co sztuka hiszpańska czy szkocka” – to Wojciech Tomczyk.
Owa niezwykła autorka to Marta Kwaśnicka. Oba cytaty pochodzą z recenzji opublikowanych w 2015 r., po ukazaniu się nagrodzonej deszczem laurów debiutanckiej książki „Krew z mlekiem”. Rok później nie mniejszy zachwyt krytyków wywołała „Jadwiga” – eseistyczna podróż w czasie, fascynująca opowieść o świętej królowej pisana z perspektywy współczesnej. Teraz do rąk czytelników trafia zbiór opowiadań Kwaśnickiej „Pomyłka”. I znów recenzje są entuzjastyczne.
Niewystarczająco ustosunkowana
Skoro mamy do czynienia z objawieniem, to dlaczego nazwisko autorki nie widnieje na czołówkach branżowych portali, a jej twarz na okładkach czasopism literackich? Z jakich powodów po otrzymaniu kilku nagród za dwie pierwsze książki trzecia kilka lat musiała czekać w szufladzie na wydawcę? Czy chodzi o prozę wyjątkowo trudną w odbiorze, daleką od oczekiwań i doświadczeń czytelników? Wręcz przeciwnie. Jak pisze w posłowiu Marta Kwaśnicka, „Pomyłka” jest „historią przedstawiciela pewnego pokolenia, człowieka urodzonego nie w porę, niewystarczająco ustosunkowanego, zmuszonego zająć stanowisko wobec całego szeregu rozczarowań”. Niejednemu młodemu czytelnikowi zapewne nietrudno się w takim opisie odnaleźć. Dodajmy, że mamy do czynienia z historią napisaną błyskotliwie, w odcinkach, w dużej części autobiograficzną, zawieszoną między Warszawą a prowincją, krajem a emigracją, nadzieją i niespełnieniem, zatem głęboko prawdziwą.
A może zagadka braku przełożenia wartości tej literatury na sukces rynkowy tkwi gdzie indziej? Może to raczej problem środowiskowy? Marta Kwaśnicka na pewno nie jest celebrytką, nie bywa na salonach, „nie przyjęła się” w Warszawie, a przede wszystkim daleko jej do lewicowo-liberalnej agendy. Niewłaściwie dobiera tematy, kłuje w oczy erudycją i eleganckim stylem… Tak się dziś nie pisze. No i te zachwyty krytyków publikujących w konserwatywnych pismach – toż to nieomal pocałunek śmierci! Niestety, literatura w Polsce zaczyna zamykać się w ideowej bańce. Liczy się nie wartość książek, ale to, na ile są słuszne, pasujące do wyznaczonych trendów.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się