Nowy numer 11/2024 Archiwum

Wiarygodny ranking

Magazyn "Time" uznał za człowieka roku m.in. Amerykanów z klasy średniej (1969 r.), komputer (1982 r.) i zagrożoną Ziemię (1988 r.).

Prasowe rankingi muszą być subiektywne, inaczej nie byłoby zabawy. Nikt nie ogłasza wyborów sprintera roku, bo wynik byłby znany z góry: jeśli ktoś przebiegnie 100 metrów w 9,99 sek., to będzie lepszy od tego, kto pokona ten dystans w 10 sek. – i tyle. Wybór najlepszego piłkarza jest ciekawszy, bo tu sprawa nie jest oczywista. Wprawdzie w ciągu ostatnich kilkunastu lat najważniejsze sportowe magazyny organizują chyba uroczysty rzut monetą: jak wypadnie orzeł, to wygrywa Leo Messi, a jak reszka to Cristiano Ronaldo (z rzadka zdarzają się wyjątki), ale prawdziwa ocena umiejętności zawodnika to rzecz skomplikowana. Lepszy jest napastnik, który trafił 58 razy w 49 meczach, ale za każdym razem był egzekutorem cudzej akcji, bo sam nie potrafi ograć obrońcy, czy może ktoś, kto strzela bramki rzadziej, ale za to radzi sobie z defensywą przeciwnika sam? Jak porównać pomocnika z bramkarzem? Punktacje opracowane przez dziennikarzy sportowych wyglądają fachowo i obiektywnie – jak wszystko, co jest wyrażone za pomocą cyfr – ale są czysto umowne.

To samo dotyczy wyborów człowieka roku. Wpływu i władzy zmierzyć się nie da, trudno nawet pokazać dokładną granicę między jednym a drugim. Nie wiadomo nawet, czy w rankingu powinien wygrywać ten, kto zrobił najwięcej dobrego, czy ktoś, kto po prostu zrobił dużo – dobrego albo złego. Jeśli to drugie, to magazyn „Time” nie pomylił się, przyznając tytuł człowieka roku Hitlerowi w 1938 r. i Stalinowi w 1939 r. i w 1942 r. Wpływ obu panów na sytuację świata niewątpliwie był gigantyczny. Chyba jednak nie o to chodziło redaktorom amerykańskiego pisma (najłatwiej zrozumieć ich intencje w przypadku nagrody z 1942 r. – potrzeba polityczna wymagała ocieplenia wizerunku „wujka Joe”, który stał się wojennym sojusznikiem). Przyznanie tytułu człowieka roku przywódcy Trzeciej Rzeszy do dziś bywa wytykane „Time’owi”, a dziwacznych decyzji tego pisma było więcej. Wyróżnienie in gremio Amerykanów klasy średniej w 1969 r. trąciło zagrywką pod publikę, tak samo jak nagrodzenie komputera (1982 r.), zagrożonej planety (1988 r.) czy światowej społeczności internetowej (2006 r.).

Przyznanie nagrody Grecie Thunberg akurat nie dziwi. Nastoletnia Szwedka jest w dzisiejszych czasach idealną kandydatką na człowieka roku. To postać z pogranicza polityki i popkultury przedstawiana jako niewinna idealistka, choć w rzeczywistości bierze udział w gigantycznej wojnie interesów. Nie do końca wiadomo, kto ją wymyślił i wylansował, ale nie przeszkadza to politykom podchodzić ze śmiertelną powagą do jej naiwniutkich przemówień o skradzionym dzieciństwie i o tym, że ludzkość może się zmienić. Młoda aktywistka walczy ze zmianami klimatycznymi, ale nie tak łatwo ustalić, za jakimi konkretnie rozwiązaniami się opowiada, bo zazwyczaj mówi ogólniki. Nawet z jej wiekiem jest coś nie tak. W styczniu Greta kończy 17 lat, ale zamiast, jak na nastolatka przystało, odliczać dni do uzyskania pełnoletniości, zachowuje się w taki sposób, jakby była małym dzieckiem. Cała jej historia jest mniej więcej tak przekonująca, jak szczera była jej rozpacz podczas słynnego już „how dare You?” na forum ONZ. Przyznanie Grecie Thunberg tytułu człowieka roku ma jeden ogromny plus: pokazuje, ile są warte tego typu rankingi.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jakub Jałowiczor

Dziennikarz działu „Polska”

Absolwent nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w radiu „Kampus”. Współpracował m.in. z dziennikiem „Polska”, „Tygodnikiem Solidarność”, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie”, „Niedzielą”, portalem Fronda.pl. Publikował też w „Rzeczpospolitej” i „Magazynie Fantastycznym” oraz przeprowadzał wywiady dla portalu wideo „Gazety Polskiej”. Autor książki „Rzecznicy”. Jego obszar specjalizacji to sprawy społeczno-polityczne, bezpieczeństwo, nie stroni od tematyki zagranicznej.
Kontakt:
jakub.jalowiczor@gosc.pl
Więcej artykułów Jakuba Jałowiczora