Na tym serwisie herbowym jadł sam król August II Mocny. Lekka jak tchnienie miśnieńska porcelana okazuje się mocna i trwała, bo bez rysy zachowała się do dziś.
Wypala się ją w temperaturze 1400 stopni i tak zahartowana jest bardzo wytrzymała – mówi Dorota Gabryś, kuratorka wystawy „Porcelana miśnieńska”, eksponowanej na Zamku Królewskim na Wawelu. Ponad czterysta pięćdziesiąt wyrobów tej najlepszej europejskiej manufaktury można tam podziwiać do grudnia tego roku. Oglądając je, nie sposób nie przypomnieć wiersza Czesława Miłosza „Piosenka o porcelanie”: „Ziemia, gdzie spojrzysz, zasłana/ Bryzgami kruchej piany./ Niczego mi proszę pana/ Tak nie żal jak porcelany. (…)”. Tak pisał o porcelanie, która podczas II wojny chrzęściła pod stopami żołnierzy. – Wtedy nikt nie obchodził się z nią delikatnie – mówi pani kurator. – Królewska kolekcja została w Dreźnie dobrze zabezpieczona, ale nie zdążono jej ukryć przed armią radziecką, która część wywiozła, a część wytłukła.
O porcelanie w Europie mówiono od XV w. – Już Marco Polo napisał, że w Chinach robią takie białe, twarde, cienkie naczynia, które każdy chciał mieć – opowiada. – W XVI w. o mało nie zaczęto produkować porcelany w Europie, ale koszty jej wytwarzania na dworze Medyceuszy były tak wielkie, że nawet oni się wycofali. Wreszcie w 1708 r., w alchemicznej pracowni w Dreźnie, odkryto recepturę „białego złota”. Popularny wtedy fajans był gruby, szybko odpadało z niego szkliwo, przeciekał, nie przeświecał. Porcelana go przebiła – okazało się, że ma dużą odporność na czynniki chemiczne, jest przejrzysta, doskonale biała, prześwieca jak płatek kwiatu jabłoni, tak że widać wzory, którymi zdobiono ją z zewnątrz. A przy tym wszystkim pozostaje bardzo twarda. – Bierze się ją w dłonie jak skorupkę jajka, a wtedy trzeba sobie uświadomić, że tak łatwo się nie skruszy – zwraca uwagę pani kurator.
Guziki i sprzączki
Kolekcja wawelska jest najbardziej znaczącym w Polsce zbiorem wyrobów z Miśni. Jej historia rozpoczęła się w 1966 r., kiedy kolekcjoner Tadeusz Wierzejski darował Wawelowi ponad 150 porcelanowych przedmiotów. Przed wojną nie było tu miśnieńskiej porcelany. Połowa dzisiejszych zbiorów została kupiona na aukcjach zagranicznych. Na wystawie oprócz serwisów zgromadzono figurki stołowe, sztućce i tzw. grupę ukrzyżowania, pokazując całą różnorodność wyrobów i trendów panujących w manufakturze przez ponad 300 lat. – To fenomen, bo robiono w niej wszystko, co dyktował rynek – nawet guziki, dekoracje do sprzączek butów, główki do fajek i lasek – wylicza Dorota Gabryś. – Do XIX w. to była królewska manufaktura, którą przekazano państwu. Nadal pozostaje najlepsza w Europie, a jej wyznacznikiem jest jakość bazująca na osiemnastowiecznych formach i konceptach dekoracji. Nawet w XIX w. po wojnach produkowano tam mniej, ale zawsze dobrze. Z jej wyrobów korzystał każdy, kogo było na to stać, ale przede wszystkim król i jego dwór. Barokowe talerze tzw. serwisu koronacyjnego z herbami Rzeczypospolitej zostały zamówione przez króla Augusta II. Prywatne serwisy kupowali ministrowie Aleksander Józef Sułkowski oraz Henryk Brühl. Król jadł na nich, ale też ofiarowywał je innym jako prezenty dyplomatyczne. Pierwszy raz spożył posiłek na miśnieńskiej porcelanie przy okazji ślubu bratowej Sułkowskiego z księciem Lubomirskim. Na co dzień na dworze podawano dania na złoconym srebrze, ale tego dnia z powodu zawirowań w pogodzie do pałacu nie zdążono dowieźć tradycyjnych nakryć.
W 1719 r. kolekcja królewska liczyła ponad 20 tys. sztuk, a dziesięć lat później ponad 30 tys. Zachowane naczynia mają na tzw. odwrociach numery królewskiego inwentarza, spisywanego od lat 20. XVIII w. Na początku kolekcję króla zasiliły wyroby sprowadzane głównie z Dalekiego Wschodu. Kiedy okazało się, że „Miśnia” dorównuje im gatunkowo, postawił tylko na nią. Do przechowywania tak dużej ilości porcelanowych skarbów król zakupił w Dreźnie pałac japoński z porcelanowym wyposażeniem i ścianami. Potrafił jednorazowo zamówić trzysta naczyń z dekoracją w kolorze purpurowym, które miały zdobić tzw. salę purpurową.
Rywalizacja
Dorota Gabryś najbardziej zachwyca się doskonałą technologicznie wczesną porcelaną z Miśni. Kosztowała krocie i była dostępna dla wybranych. – To był towar luksusowy, prawdziwe klejnoty – opowiada. – Przez pierwsze dziesięć lat nie potrafiono jej malować i wysyłano ją do Drezna. W latach dwudziestych i trzydziestych XVIII w. miśnieńscy artyści – rzemieślnicy wykształcili wielobarwną paletę i tworzyli bardzo trwałe, doskonale czyste zdobienia, wypalane naszkliwnie. Wykonywano je w autentycznej pracowni malarskiej.
Nachylając się, żeby lepiej widzieć, podziwiam typową dla lat dwudziestych XVIII-wieczną scenkę rodzajową przedstawiającą Chińczyków w ogrodzie, a w jej środku maleńki obrazek fragmentu portu z płynącym żaglowcem. – Te dekoracje przypominają doskonałe iluminacje w książkach – pani kurator pokazuje serwis malowany przez samego Johanna Gregoriusa Höroldta, przez 50 lat pełniącego funkcję dyrektora malarskiej części manufaktury. Widać, że mają troszkę wytarte złocenia, co świadczy o tym, że były często używane przez kogoś szalenie bogatego. Z czasem Höroldt wprowadził dekoracje bazujące na grafikach europejskich. Zostały wykonane tak perfekcyjnie, że można stwierdzić, z jakiej są skopiowane. Dopiero w latach czterdziestych XVIII w. ozdoby ulegają uproszczeniu, a przez to stają się bliższe współczesnemu gustowi. Za kształt porcelanowych wyrobów odpowiadał Johann Joachim Kändler, zatrudniony w manufakturze 10 lat później niż Höroldt. Do niego należało wymyślanie pierwszych form dzbanków czy cukierniczek, których nie było w serwisach porcelany chińskiej, bo nikt tam nie pił kawy. Inspirował się naczyniami srebrnymi i złoconymi wykonywanymi przez złotników.
Pani kurator zwraca uwagę, że obaj artyści poświęcili „Miśni” całe życie, budując jej markę. – Skądinąd wiadomo, że się nie lubili, pisali na siebie donosy do króla – dodaje. – Ostatnio ktoś wysunął teorię, że siłą postępu w manufakturze stała się rywalizacja między dwoma genialnymi pracownikami, co owocowało stałym podnoszeniem jakości wyrobów. To był rynek artystyczny rządzący się twardymi prawami i przez pierwszych kilkanaście lat pracownicy byli opłacani za to, co i w jaki sposób wykonali.
Panowie, panie
Kierujący manufakturą miśnieńską starali się stale być na topie europejskich mód. Kiedy dotarła do nich wiadomość, że we Francji stały się popularne przedstawienia dworskie, na których damy siedzą w parkach pod pergolami, natychmiast na miśnieńskich wyrobach pojawiły się takie motywy. Oglądając wawelską ekspozycję, można prześledzić ewolucję, jakiej podlegało wzornictwo. Od momentu, kiedy zaprzestano malowania kwiatów i roślin w stylu dalekowschodnim, artyści miśnieńscy bez stylizacji zaczęli je przerysowywać z atlasów botanicznych. Były ich dokładnym odwzorowaniem, łącznie z krążącymi wokół owadami. Dlatego nikogo nie dziwi, że na porcelanie z tamtych czasów pojawiają się muszki, pszczoły, a nawet gąsienice pełzające na wieczku dzbanka. W latach czterdziestych i pięćdziesiątych XVIII w. przyszła moda na swobodnie rozmieszczone realistyczne kwiaty. – Na każdym z talerzy liczącego 50 sztuk kompletu malowane są inne w odmiennym układzie – pokazuje pani kurator.
Interesujące są gabloty z popularnymi od końca XVII w. figurkami stołowymi. – Połowa stołu wyłożona była wtedy lustrem, na które wysypywano wielobarwne piaski – mówi pani kurator. – Ustawiano na nich figurki szlachciców polskich w stroju kontuszowym, z szablami, tańczących panów i panie, polujących myśliwych. Układano z nich pełne dramaturgii sceny, które miały przykuwać uwagę stołowników. Manufaktura wykonywała je seriami, bo z powodzeniem zastąpiły używane wcześniej do dekoracji nietrwałe figurki marcepanowe i cukrowe. Niektórzy kolekcjonerzy posiadali ich nawet po kilka tysięcy.
Na uwagę zasługuje znajdująca się w osobnej sali tzw. grupa ukrzyżowania. – Została zapewnie zrobiona na życzenie króla Augusta III – opowiada pani kurator, zaznaczając, że wiedza na temat tego kunsztownie wykonanego dzieła jest ograniczona. – Johann Joachim Kändler w swoim dzienniku dokładnie opisywał powstawanie jego kolejnych segmentów. Nie dało się go wykonać w całości, bo porcelana kurczy się o jedną szóstą i większe formy sprawiają problemy technologiczne. Dlatego modelował pojedyncze figury, krzyż z Chrystusem, fragmenty podłoża. Przygotowywał model, potem zrobiono z niego formę i wyciskano poszczególne części, które sklejano, suszono, a na koniec powlekano szkliwem.
W manufakturze miśnieńskiej obowiązywała bardzo zróżnicowana siatka wynagrodzeń w zależności od jakości wyrobów. Jeżeli artyści nakładali na talerz zdobienia z dwóch stron, dodając do tego złocenia i przedstawienia figuralne, byli opłaceni bardzo dobrze. Jeśli malowali same kwiatki – zapłata była mniejsza. Dopiero w XIX w. zaczęto wyrabiać produkty powtarzalne, dostępne dla mieszczan. W Polsce można je było kupić w sklepie firmowym w Warszawie. Z katalogów wynika, że miłośnik porcelany z Krakowa, Warszawy czy Paryża mógł sobie w Miśni zamówić serwis autorski z wybraną dekoracją. Dziś też możemy złożyć tam takie zamówienie, ale warto popodziwiać stare filiżanki i talerze, wyobrażając sobie smak podawanych na nich potraw i zapach salonów, których były ozdobą.•
od ponad 30 lat dziennikarka „Gościa Niedzielnego”, poetka. Wydała ponad dwadzieścia tomików wierszy. Ostatnio „Nie chciałam ci tego mówić” (2019). Jej zbiorek „Szara jak wróbel” (2012), wybitny krytyk Tomasz Burek umieścił wśród dziesięciu najważniejszych książek, które ukazały się w Polsce po 1989. Opublikowała też zbiory reportaży „Mało obstawiony święty. Cztery reportaże z Bratem Albertem w tle”, „Zapisz jako…”, oraz książki wspomnieniowe: „Mój poeta” o Czesławie Miłoszu, „Takie piękne życie. Portret Wojciecha Kilara” a także wywiad-rzekę „Życie rodzinne Zanussich. Rozmowy z Elżbietą i Krzysztofem”. Laureatka wielu prestiżowych nagród za wywiady i reportaże, m.innymi nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w dziedzinie kultury im. M. Łukasiewicza (2012) za rozmowę z Wojciechem Kilarem.
Kontakt:
barbara.gruszka@gosc.pl
Więcej artykułów Barbary Gruszki-Zych
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się