O jerzykach, które robią karierę, inteligentnych gołębiach oraz wróblach, których jest coraz mniej, mówi Monika Klimowicz, rzeczniczka Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków.
Tomasz Rożek: Jak zmienia się liczebność ptaków w Polsce?
Monika Klimowicz: Nie mam dobrych wieści. Liczebność populacji większości ptaków spada, choć są od tej reguły wyjątki. W przypadku niektórych gatunków ten spadek w ciągu ostatnich lat wyniósł nawet 40 procent.
Które gatunki ptaków są w najtrudniejszej sytuacji?
Przede wszystkim ptaki związane z tzw. krajobrazem rolniczym. Obserwujemy bardzo silny spadek liczebności tak lubianych przez nas skowronków, przepiórek, kuropatw, turkawek czy czajek. Wiąże się to ze zmianą sposobu gospodarowania, silnym osuszaniem pól, łąk i pastwisk oraz z bardzo intensywną chemizacją rolnictwa. Wpływ na to ma powstawanie mało zróżnicowanych upraw wielkopowierzchniowych, które zaburzają bioróżnorodność, a bez niej ptaki nie potrafią funkcjonować. Jeżeli intensywnie zwalczamy np. owady, które żerują na roślinach, ptaki będą miały mniej jedzenia. Ich sukces lęgowy będzie znacznie mniejszy – będą składały mniej jaj, trudniej im będzie wykarmić potomstwo. Dodatkowo chemia z preparatów biobójczych jest zjadana przez ptaki wraz z owadami i kumuluje się w ptasich organizmach. A to tylko jeden z wielu mechanizmów.
Ptaki miejskie są w lepszej sytuacji?
Tylko niektóre. Myślę, że wiele osób zauważa, że mamy coraz mniej wróbli czy jaskółek oknówek. Jest też coraz mniej gawronów i wron siwych, choć są to ptaki bardzo inteligentne, a więc takie, które potrafią się zaadaptować do otoczenia. Niektóre ptaki miejskie tracą miejsca do gniazdowania w wyniku ocieplania budynków. Oczywiście nie krytykuję tego trendu, ale skoro już wyrównujemy wszystkie pęknięcia i zatykamy szczeliny, zadbajmy o to, by w najbliższej okolicy powiesić budki lęgowe, rekompensujące ptakom utratę miejsc rozrodu. Kolejną przyczyną jest to, że coraz częściej w parkach, ale także na poboczach ulic wycinamy drzewa i krzewy, a są to miejsca, w których gniazduje i chroni się wiele gatunków ptaków. Niszczymy też świadomie np. kolonie gawronów czy wron, tłumacząc się tym, że ptaki „brudzą i hałasują”. W parkach i na trawnikach zbyt często przycinamy trawę, zmniejszając tym samym bazę pokarmową dla ptaków, np. dostęp do nasion. Panuje także powszechna betonoza, w której czujemy się źle my, ludzie, a co dopiero ptaki. W miastach dochodzi też bardzo często do kolizji ptaków ze szklanymi elementami infrastruktury – wiatami przystankowymi, ekranami akustycznymi czy przeszkleniami biurowców. To jedna z poważniejszych przyczyn zmniejszania się liczebności ptaków.
Jakie są konsekwencje spadku liczebności tych zwierząt?
To przede wszystkim prowadzi do zaburzenia bioróżnorodności. Nasza natura, a my w niej, to koło pewnych zależności. Gdy dochodzi do zmian w obrębie jednego gatunku, pośrednio lub bezpośrednio ma to mniejszy lub większy wpływ na pozostałe gatunki. Oczywiście nie wszystkich musi obchodzić, że bez ptaków w lesie czy na łące będzie panowała kompletna cisza. Jednak pamiętajmy, że ptaki bardzo nam pomagają chociażby w pozbywaniu się owadów. Chyba najbardziej znanym przykładem jest żyjący w miastach jerzyk, który potrafi zjeść kilka tysięcy owadów dziennie. Ptaki – chociażby sójka – pomagają nam także rozsiewać czy roznosić np. nasiona drzew. Także dzięki ptakom drzewa i inne rośliny zyskują naturalnych obrońców.
Co każdy z nas może zrobić, żeby pomóc ptakom?
Wbrew pozorom całkiem sporo. Jeżeli mamy ogród, sadźmy drzewa i krzewy, które są dla ptaków nie tylko pożywieniem, ale także schronieniem. Jeżeli mamy balkon, możemy mądrze dokarmiać ptaki zimą, a latem wystawiać poidełka. Możemy także nie wypuszczać kotów domowych, które robią prawdziwe spustoszenie w ptasich populacjach. Możemy też działać lokalnie, np. rozmawiać z zarządcami osiedli czy radnymi, żeby wieszano budki dla ptaków szczególnie w miejscach, gdzie trzeba było wyciąć drzewa dziuplaste. Warto przypomnieć, że niszczenie siedlisk – niezależnie od gatunku ptaków – jest karalne.
Wspominała Pani, że są gatunki, których liczebność wzrasta. Jak to możliwe?
Myślę tutaj o jerzyku. To jest ptak, który trafił do miast z gór, a nasze bloki zaczęły jerzykom przypominać skaliste szczeliny i rozpadliny. Populacja tego ptaka zaczęła rosnąć także dzięki temu, że zdaliśmy sobie sprawę, jak ważny jest to gatunek, i zaczęliśmy wieszać dla niego budki lęgowe. Warto więc dostrzegać sens w niewielkich, lokalnych działaniach na rzecz ptaków.
A co z gołębiami?
Ich liczebność jest dosyć stabilna, ale generalnie to nie są ptaki przez nas lubiane. Ale choć brudzą i zasiedlają nam balkony, warto je cenić za ich inteligencję i chęć przetrwania. Te gołębie, które znamy z miejskich rynków, są potomkami gołębi skalnych, które też pierwotnie zamieszkiwały tereny górzyste i formacje skalne. Potrafią zagospodarować odpadki i resztki, które bez ptaków zanieczyszczałyby miasto. Ptaki bardzo nam pomagają nie tylko w środowisku naturalnym, ale także miejskim.•
One znikają
Z badań przeprowadzonych w USA i Kanadzie wynika, że w ciągu ostatnich 50 lat populacja ptaków spadła o około 30 proc. To znaczy, że dzisiaj jest tam o 3 miliardy mniej ptaków niż w 1970 r. Ale wyginięcie 2,7 mld (czyli 90 proc.) dotyczy 12 najszybciej zanikających rodzin ptasich (w tym wróbli, jaskółkowatych czy ziębowatych). Głównym powodem tego zjawiska jest utrata przez ptaki siedlisk i zmniejszenie ich bazy pokarmowej; rozrastanie się miast i terenów podmiejskich, osuszanie terenów podmokłych i „porządkowanie” terenów zielonych. To porządkowanie to np. częste przycinanie trawy, wycinanie krzaków czy pozbywanie się drzew, które mają dziuple. Zagrożeniem dla ptaków jest także monokulturowe rolnictwo oraz stosowanie środków chemicznych wspomagających uprawy. Stosowanie pestycydów pozbawia ptaki jedzenia. Zwierzęta te – po prostu – nie mają gdzie żyć i nie mają co jeść. I powoli wymierają. I to niezależnie od siedliska. Tak szerokie badania przeprowadzono po raz pierwszy. Wcześniejsze, bardziej wyrywkowe i często ograniczone do konkretnych gatunków albo siedlisk, także wskazywały spadek, ale dopiero najnowszy, opublikowany w „Science” dokument całościowo ukazuje problem. Sami naukowcy nie ukrywają, że są zaszokowani skalą spadku populacji ptaków. I to nie tylko wśród gatunków zagrożonych, ale także wśród tych pospolitych. W najgorszej sytuacji są ptaki żyjące na łąkach – ich populacje zmniejszyły się o ponad 50 proc. Populacje ptaków przybrzeżnych skurczyły się o jedną trzecią. Badania radarowe pokazują, że tylko w ostatnim dziesięcioleciu wielkość ptasich migracji spadła o 14 proc. A jak wygląda sytuacja w Europie i Polsce? Pod niektórymi względami jest nawet gorzej.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się