Bidibidi w Ugandzie to największy obóz dla uchodźców z Sudanu Południowego. Zamieszkuje go ponad 300 tys. osób. Wśród nich pracują polscy werbiści – o. Andrzej Dzida i o. Wojciech Pawłowski.
Oprócz pracy duszpasterskiej misjonarze prowadzą działania terapeutyczne. Wiele tu traumy powojennej.
Obóz Bidibidi zaczął się rozwijać od lipca 2016 r. W tamtym czasie granicę codziennie przekraczało ok. 3,5 tys. osób. Obecnie nowi uchodźcy pojawiają się w zależności od wydarzeń w Sudanie Płd. Trzy miesiące temu przyjechały kolejne trzy autobusy.
Obóz podzielony jest na pięć stref. To sięgająca po horyzont przestrzeń, porośnięta buszem, który obecnie ustępuje miejsca kolejnym chatom i szałasom. – W Sudanie Płd. wciąż dochodzi do ataków. Tu, w Ugandzie, ludzie czują się bezpieczni. Mają jakoś zorganizowane życie – mówi misjonarz.
Każda rodzina otrzymuje tu kawałek ziemi, 30 na 30 metrów. Raz w miesiącu w obozie dystrybuowana jest żywność: ryż, mąka kukurydziana, olej, czasem mydło. – Był próby dawania pieniędzy, ale nie był to najlepszy pomysł. Kobiety skarżyły się, że mężczyźni wydają je na alkohol i hazard. Dostają więc żywność, a to, co chcą, sprzedają zaraz po dystrybucji na targu. Głodu tu nie ma. Bywają problemy z terminowością dostaw – dodaje o. Dzida.
Wyzwaniem jest edukacja. Większość w obozie stanowią dzieci i młodzież.
– Szkoły są przepełnione. Podstawówki liczą do 300 dzieci w klasie. Brak szkół średnich. Jest tylko jedna na każda strefę. Są też placówki poza obozem, ale te kosztują, bo to szkoły prywatne. .
Misjonarze pomagają ponad setce dzieci w nauce. Inny problem dotyczy drewna na rozpałkę.
– Nie starcza chrustu dla ludzi w obozie, a lokalna ludność chroni lasy przed wycinką przez uchodźców. Inny problem to brak dla uchodźców ziemi pod uprawę.
Matka z Lodonga
Werbiści nie mieszkają na terenie obozu, choć są takie plany. Ich dom, podobnie jak sióstr służebnic Ducha Świętego (werbistek) znajduje się w odległości 23 km od obozu i 50 km od najdalszej stacji na jego terenie. To misja w Lodonga, przy tamtejszej bazylice Matki Bożej Królowej Afryki. Kościół, we włoskim stylu, został wybudowany przez kombonianów, którzy przed stu latu jako pierwsi rozpoczynali misje na północy Ugandy.
Fotoreporter, dziennikarz
Z redakcją „Gościa" związany od roku 2006 r. Religioznawca, członek Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego. Autor książek „Tego drzewa nie zetniesz. Historie z czarami w tle" (zbiór reportaży z Tanzanii, Kenii, Zambii, Nigerii i Ugandy) oraz reportażu „Krew Aczoli. Dziesięć lat po zapomnianej wojnie na północy Ugandy", za który otrzymał Grand Prix Mediatravel 2017, Nagrodę im. Stanisława Szwarc Bronikowskiego w kategorii książka podróżnicza roku oraz Nagrodę Polskiego Towarzystwa Afrykanistycznego za najlepszą książkę roku 2017 o tematyce afrykanistycznej w kategorii publikacji popularno-naukowej. Autor wystaw fotograficznych ukazujących życie codzienne w krajach Afryki. Laureat nagrody „Ekologia w obiektywie" za zdjęcie przedstawiające dzieci z nigeryjskiej wioski przy jednej ze studni wybudowanej dzięki akcji „Małego Gościa Niedzielnego". Publikował w „Misyjnych drogach", „Poznaj Świat", „Catholic Mirror" (Kenia), „Magazynie Familia", „Warto", „W drodze", „Almanachu Prowincjonalnym", „Tygodniku Powszechnym". Prowadzi fundację pomagającą w Ugandzie i Kenii (budowa studni głębinowych, wsparcie edukacji). Jego mottem są słowa kard. Charles'a Lavigerie, założyciela Ojców Białych „Pokochajcie Afrykę!".
Kontakt:
krzysztof.blazyca@gosc.pl
Więcej artykułów Krzysztofa Błażycy
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się